Выбрать главу

Na jego twarzy odmalowała się niechęć. Nowy właściciel nie przypadł mu widać do gustu.

– O kurde – zasępił się Jakub.

Oblicze Bardaka rozjaśnił wredny uśmieszek.

– Trzy życzenia? – upewnił się. – No to po pierwsze, żeby Jakuba Wędrowycza diabli wzięli.

Dżin pstryknął palcami. W knajpie zmaterializowały się dwa diabły. Asmodeusz w powyciąganym garniturze i Boruta w poprzypalanym kontuszu.

– Gdzie jesteśmy? – diabeł szlachcic rozejrzał się. – Macie zabrać tego tam do piekła – Sasza wskazał Jakuba.

– Jego już próbowaliśmy – warknął Boruta. Jakub pomachał do nich radośnie i gestem zaprosił do stolika.

– A kim ty właściwie jesteś, żeby nam rozkazywać?

– Jestem arabskim dżinem, no właściwie to rosyjskim. Rosyjskich muzułmanów – wyjaśnił ochoczo Sasza.

– A ten tu – klepnął Bardaka po ramieniu. – Kazał żeby Jakuba diabli wzięli.

– Spierdalaj cwaniaczku – wycedził Boruta, wbijając dżinowi szablę pod brodę. – A z tobą, Bardak, to jeszcze się policzymy, jak tylko do nas trafisz – pogroził kułakiem i oba czarty znikły.

Tylko woń siarki w powietrzu świadczyła, że ich wizyta nie była przywidzeniem.

– Jak ja tego palanta nienawidzę!!! – zawył Bardak.

– Ty, dżin, zrób coś, żebym go więcej nie widział na oczy.

– Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. Pstryknął palcami i ślepia Bardaka potoczyły się na podłogę.

– Co jest, kto zgasił światło? – zdumiał się poszkodowany. – Ty, dżin, zrób żeby w knajpie było jasno…

Sasza uśmiechnął się półgębkiem i sześćdziesięciowatowa żarówka wisząca u powały zalśniła jak lampa lutownicza.

– Zużył trzy życzenia – poinformował Jakuba. – Tym samym nie jest już pod moją opieką.

Wędrowycz wystrzelił tylko jeden raz.

– Masz swojego wnuka namiestnika – parsknął.

– A wy też chcecie wpierdol obskoczyć? – zwrócił się do wystraszonych meneli. – Co wy, trupa nie widzieliście?

– Będzie z tym pewien problem – mruknął Semen. Egzorcysta wyjął z kieszeni probówkę z czarną dziurą.

Wydłubał koreczek i wytrząsnął ją na zwłoki. Dziura tylko cmoknęła. Bardak zniknął.

– Obowiązki wypełnione, to może się napijemy? – zwrócił się do Saszy. – W sumie to równy chłop jesteś, tylko z tymi życzeniami nie do końca miało tak być.

Zasiedli przy ulubionym stoliku.

– Dobrze, przeanalizujmy, co poszło nie tak jak trzeba – poprosił dżin.

Menele jeszcze przez chwilę patrzyli na puste miejsce, gdzie przed minutą leżał ich kompan, a potem powrócili do swych flaszek i kieliszków.

Rosyjska Ruletka

Opowiadanie napisane wspólnie z Konradem T. Lewandowskim.

Redaktor naczelny Obleśnych Nowinek wyjechał akurat na urlop, więc przybyły z ulicy młodzieniec o wyglądzie przeuczonego wiecznego studenta, z rodzaju tych, co to w kółko zmieniają wydziały i nie mogą poprzestać na jednym ani nawet trzech fakultetach, został skierowany do jego zastępcy. Z równym skutkiem mógłby zostać wysłany na rozmowę ze ślepym o kolorach. Zastępca, pucołowaty człowieczek w drucianych okularach, z bokobrodami, był bez wątpienia wytrawnym potakiwaczem, jakich wielu wyprodukowała świeżo miniona epoka PRL-u, jednak rozmowa z interesantem zdecydowanie przerastała jego możliwości intelektualne. Zwłaszcza że wisiało nad nim widmo podjęcia samodzielnej decyzji.

– Może zaproponuje pan listę tematów, którymi chciałby się pan zająć? My rozpatrzymy i damy odpowiedź…

– A jakich tekstów potrzebujecie? – Młody człowiek zdecydowanie odmawiał okazania zrozumienia dla kompetencyjnej męki zastępcy naczelnego.

– Ma pan coś gotowego?

– Nie. Napiszę artykuł na wskazany temat – tłumaczył cierpliwie młodzieniec.

– Na każdy?

– Tak.

Pełniący obowiązki naczelnego ciągle nie rozumiał.

– Ale o czym chciałby pan pisać?

– A czego w tej chwili potrzebujecie?

– No, ale co chciałby pan nam zaproponować, panie…

– Tomaszewski. Radosław Tomaszewski…

– Skoro nie wie pan, co pan chce napisać… – Zastępca zmarszczył niskie czółko, omal mu druciane bryle nie spadły.

Powoli zaczynał dochodzić do wniosku, że ma do czynienia z sabotażystą nasłanym przez konkurencję.

– Szukam pracy. – Młodzieniec zaczął z innej beczki.

– Aaa, to trzeba było tak od razu! Nie mamy wolnych etatów.

– Dlatego chciałbym zacząć od stałej współpracy. Czy macie zapotrzebowanie na jakiś temat?

– Nasi dziennikarze sami szukają tematów – odrzekł wyniośle zastępca naczelnego.

– Myślałem, że je wymyślają…

– Co proszę?

W tym momencie postanowiła interweniować sekretarka, przysłuchująca się rozmowie przez szparę w uchylonych drzwiach. Weszła do gabinetu i zaczęła coś szeptać szefowi do ucha. Do Tomaszewskiego dotarły słowa „stażysta”, „egzorcyzmy” i „lubelszczyzna”.

– Tak, ale przecież tamten nie wrócił… – zaoponował zastępca redaktora naczelnego Obleśnych Nowinek i w tym momencie w jego oczach zapłonął wreszcie błysk inteligencji. On i sekretarka jak na komendę spojrzeli na Tomaszewskiego i uśmiechnęli się czarująco…

Drzwi ozdobione sugestywnym napisem WITAMY W KRAINIE, GDZIE OBCY ZGINIE otworzyły się ze zgrzytem nigdy nieoliwionych zawiasów. Jakub oderwał mętne spojrzenie od kufla z perłą i popatrzył w stronę wejścia. W drzwiach stanęła wysoka sylwetka odziana w mundur rosyjskiej kawalerii z pierwszej wojny światowej.

Jakub rozpoznał we wchodzącym swojego druha Semena. Posunął się kawałek, robiąc miejsce na ukradzionej z parku ławce. Stary kozak zmrużył oczy podrażnione dymem papierosów najpośledniejszego gatunku.

Wnętrze knajpy, jak zwykle w dzień targowy, wypełniał tłum ludzi. Jedni oblewali udane interesy, inni przepijali zarobione pieniądze. Ci, którym handel poszedł kiepsko, pili na zeszyt. Teraz, trochę po północy towarzystwo osiągnęło odpowiedni stopień napojenia. Ajent za ladą z zadowoleniem liczył zyski. Tego dnia naprawdę poszaleli. Z płynnego towaru został mu tylko denaturat i truskawkowa pryta na siarce.

Semen z rozmachem klepnął koło Jakuba i wydobył zza pazuchy słoik po ogórkach. Przyjaciel ostrożnie przelał mu połowę zawartości swojego kufla.

– Co cię sprowadza? – zapytał.

– Ano, dwie sprawy. – Przybysz zdjął papachę i otarł rękawem czoło. – Duża i mała.

– No to zacznij od dużej – uśmiechnął się egzorcysta, pociągając łyk piwa.

Kozak też zwilżył gardło.

– Kudłacz znowu wlazł w szkodę – powiedział. – Ludziska ze Starego Majdanu cię szukali w tej sprawie.

– A ja, widzisz, tu na trochę zakotwiczyłem – powiedział Jakub. – Od czasu do czasu trzeba nerki popłukać…

– Kotwiczysz w tej knajpie już trzeci dzień – mruknął kozak. – Co zamierzasz z tym zrobić? O kudłaczu mówię…

– A co, beze mnie sobie nie poradzili?

– Pogonili go pochodniami, ale zaszył się w lesie i pewnie jeszcze wróci.

Egzorcysta kiwnął głową.

– Przelazł sukinkot przez wąwóz. Małpy nie upilnowali.

– Nie wiem, dawno nie zaniosło mnie do Dębinki – mruknął Semen. – Nie lubię tej krainy latających siekier.

– A czego ode mnie chcą? – Jakub znowu stracił wątek…

– Chcą, żebyś wykończył kudłacza. Kilkaset złotych zebrali na nagrodę dla ciebie. No i balanga będzie jak zwykle.

Stawiają napoje.

Brwi egzorcysty uniosły się z uznaniem.