Drzwi nieoczekiwanie otworzyły się na oścież. Wysoki facet w garniturze i kobieta w garsonce. Birski podświadomie wyczuł, że nie przyszli tu bez powodu. Zgniótł peta w popielniczce, spuścił nogi na ziemię. Spojrzał na nich spode łba. Wyciągnęli legitymacje.
– Agent Mundek i agentka Skulka – przedstawił ich nieznajomy. – Centralne Biuro Śledcze.
Birski wiedział, że wcześniej czy później dobiorą mu się do skóry. Pewnie ten sukinsyn aspirant Rowicki podkablował, drań od dawna czyhał na jego stanowisko. A dowód rzeczowy, karton lewych fajek, jak na złość stał za biurkiem. I kanister spirytusu też znajdą. Łajdak z tego aspiranta. Mógł chociaż dać cynk komisji odpowiedzialności zawodowej, a nie samej centrali…
– Dobra – powiedział do gości. – Przyznaję się, ale Rowicki też nie jest święty. Mam na drania dwie teczki. – Birski pomyślał – Jak ginąć to z hukiem. I żeby wrogowie też oberwali przy okazji po uszach.
Agent zignorował jego wyznania.
– Mieszka tu u was niejaki Jakub Wędrowycz – zaczął. I naraz posterunkowy zrozumiał, że nie przyszli po niego. Spokój był przez dwa tygodnie? To znaczy, że Jakub pojechał na gościnne występy i tam coś narozrabiał. I to grubego, skoro CBŚ go ściga!
– A pewnie że mieszka – ucieszył się. – Mogę nawet pokazać gdzie. Ile lat dostanie? Co przeskrobał?
Agent popatrzył na niego ponuro.
– Rozumiem, tajemnica służbowa – wzruszył ramionami posterunkowy. – Ale i tak przecież będziecie musieli powołać mnie na świadka…
– Chcielibyśmy prosić, aby zorganizował pan nam spotkanie – wyjaśnił Mundek. – Powiedzmy za godzinę tutaj. Zaprosi go pan, musimy pogadać.
– Załatwione – ucieszył się posterunkowy. – Zaraz pojadę i go zaproszę…
Był dumny z siebie, że tak łatwo odgadł intencje gości. I jak ładnie to ujęli, tak delikatnie: „zaprosić”, a nie „przy wlec drania w kajdanach”… On też będzie musiał w przyszłości nauczyć się tak kulturalnie rzucać aluzje do podwładnych…
– Sprawdzam – Jakub dołożył jeszcze piętnaście naboi od kałasznikowa do puli.
– Przegrasz całą amunicję – ostrzegł egzorcystę Józef.
– Odegram się – uspokoił go Jakub. Semen wyłożył swoje karty na stół.
– Kareta asów – oświadczył gromko.
– A ja mam pięć króli – egzorcysta pokazał swoje karty. – Wygrałem.
– Znowu? – Przesunął w stronę przyjaciela połyskujący stos naboi oraz kostkę trotylu.
– Gliny! – wrzasnął Józef, wyglądając przez okno. Faktycznie na podwórze wtaczał się właśnie radiowóz Birskiego i jeszcze do tego nieoznakowany opel.
Egzorcysta jednym ruchem zmiótł wygraną do garnka i nakrył szmatą. Birski już walił do drzwi. Trzej przyjaciele poderwali się zza stołu, a następnie wskoczyli do szafy. Mebel nie miał dna. Jakub podniósł klapę i po stalowej drabince zbiegli do bunkra pod chałupą. Stary kozak podbiegł do peryskopu. Rozejrzał się.
– Birski, Rowicki i jeszcze kilku – zameldował.
– Sprawdzę na drodze – zaproponował Józwa.
Pobiegł korytarzem i zaraz kolejny peryskop wynurzył się ze szlamu zalegającego dno rowu melioracyjnego. Przeczucie go nie myliło. Na drodze stał jeszcze jeden radiowóz. Józef wrócił i zameldował o tym Jakubowi.
– Kuźwa, ale za co? – zestresował się gospodarz. – Przecież ostatnio nie było nic, czego mogliby się czepić…
Łomot na górze świadczył o tym, że posterunkowy wtargnął do chałupy.
– Jakub – rozległ się głos wzmocniony przez megafon, – wiemy że tu jesteś. Wychodź z podniesionymi rękami, a gwarantujemy ci uczciwy proces. Nie próbuj żadnych sztuczek.
– Tunel minerski numer cztery – ocenił Semen patrząc przez peryskop. – Jeden ładunek, to ich nauczy rozumu.
Józef wziął laskę dynamitu i zagłębił się w niski chodnik. Po chwili wrócił. Zatrzasnęli drzwi i podparli je dwoma workami z piaskiem.
– Trzy, dwa, jeden…
Pierdut! Nieoznakowany radiowóz podskoczył w górę i dachował. Z krateru uniósł się dym…
– Na drodze zatrzymał się wóz straży pożarnej – powiedział zaniepokojony Semen.
– Strażacy też przeciwko mnie?! – zdumiał się Jakub. – To ja im tyle roboty przez ostatnie lata załatwiłem a oni tak się odpłacają…
– Jakub, daję ci ostatnią szansę!!! – wydzierał się na podwórzu posterunkowy. – Zaraz cię wykurzymy jak królika z nory…
– Akurat – zaśmiał się bimbrownik.
Na podwórze wjechał kolejny pojazd, ciężarówka marki Star z aparaturą do wiercenia studni artezyjskich. Jeden z policjantów wypakował z radiowozu jakąś walizkę na kółkach.
– Co za diabeł? – zdumiał się Józef.
Nie wiedzieli. Nikt z nich nie widział wcześniej radaru geologicznego… Gliniarz przeciągnął walizkę w poprzek podwórza, patrząc na mały ekranik. W ziemię wbił chorągiewkę. Star podjechał w to miejsce i puścił w ruch świdry.
– O cholera, oni nie żartują – zdenerwował się kozak. Urządzenie błyskawicznie wywierciło dziurę w klepisku.
– Trafili na tunel do obory – zaniepokoił się Józwa.
– Strażacy ciągną wąż od swojego pojazdu – Semen nadal patrzył przez peryskop. – O cholera jasna, chodu!
Puścili się pędem tunelem ewakuacyjnym. W pewnym momencie Jakub rzucił przerażone spojrzenie przez ramię. Za nimi z oszałamiającą szybkością poruszała się fala wody.
– Całkiem jak na filmie – zdążył pomyśleć.
I nawet się nie pomylił, bo na polecenie aspiranta Rowickiego całą operację wykurzania Jakuba filmowano starannie – jako materiał dydaktyczny dla szkoły policyjnej.
W zapuszczonym sadzie drgnął prostokąt ziemi, a potem odleciał na bok, pchnięty gejzerem wody i błota. Trzej kompani wylądowali na trawie. Semen pierwszy doszedł do siebie. Rozejrzał się w około i zagryzł wargi. Stali nad nimi czterej gliniarze uzbrojeni w pistolety maszynowe.
– Żywcem nas nie wezmą – wybełkotał egzorcysta, przecierając oczy z błota.
– Założymy się? – rozległ się tuż nad nim głos posterunkowego – Jesteście wszyscy aresztowani. Rączki na kark, kujemy chłopaki…
Po kilku minutach cała trójka stała pod ścianą stodoły skuta kajdanami. Posterunkowy wylewnie dziękował policjantom z pobliskiej Bończy, strażakom i facetowi od świdra.
– Dzięki waszej pomocy sprawiedliwość zatriumfowała – mówił potrząsając ich dłonie. – Zapraszam dziś wieczorem na grilla, musimy to uczcić.
– A żeby wam w gardle stanął – mruknął Jakub.
– Oto Jakub Wędrowycz – Birski rzucił z rozmachem skutego starca pod nogi agentów.
Jakub przejechał kawałek na brzuchu po podłodze i o mało nie zarył twarzą w biurko.
– Dlaczego jest skuty? – zdziwiła się Skulka.
– To bardzo niebezpieczny przestępca – wyjaśnił ochoczo policjant.
– A dlaczego jest mokry i ubłocony? – zapytał Mundek.
– Stawiał opór, musieliśmy go wypłukać motopompą z piwnicy – oświadczył z dumą posterunkowy. – Tylko dzięki błyskawicznie przeprowadzonej akcji udało nam się go ująć. I to bez strat własnych – puszył się. – Uszkodził tylko jeden radiowóz, ale dach i złamaną oś to się wymieni.
– Ty głupi palancie – parsknął agent. – Jakub Wędrowycz jest najlepszym w kraju egzorcystą i musimy go prosić o pomoc jako cenionego eksperta, wyraźnie zresztą powiedziałem „zaprosić na rozmowę”…
– Eeeee? – kulturalnie wyraził swoje zdziwienie policjant. – To może go przeprosić?
Jakub, szeleszcząc nowiutkim ortalionowym dresem, siedział rozparty wygodnie na tylnym siedzeniu jeepa. Kumple rozsiedli się po jego prawej i lewej stronie. Agenci trochę protestowali, ale uparł się zabrać ich ze sobą. Semen nie był w Warszawie od czasów międzywojennych i egzorcysta uznał, że przyda mu się wycieczka.