Выбрать главу

Potem zaczęła się kołomyjka z gwiazdozbiorami. Zamieniały miejsca, właziły jeden na drugi, robiły się to purpurowe, to kredowoblade. I nagle nastąpił nieoczekiwany wstrząs, który wyrzucił go z fotela pilota, a potem ni stąd, ni zowąd pojawiło się ciążenie.

Statek szedł po krzywej zamkniętej. Zrozumiał to natychmiast, gdy tylko pierwszy raz odzyskał świadomość.

Teraz już świetnie wiedział, co będzie dalej.

Z uwagą patrzał na kałużę krwi, cieknącej z ust Doktorowi. Teraz wszystko potoczy się jak na filmie puszczonym od końca. Tak już było wiele razy. Najpierw krew poleje się na powrót w zaciśnięte wargi Doktora, a potem on sam w oszałamiającym tempie, koziołkując przez głowę, poleci na fotel, natychmiast znów z niego wyleci, uderzy o blat pulpitu awaryjnego i z połamanymi żebrami i pogruchotaną lewą ręką przylgnie do burty statku. Potem nastąpi utrata pamięci, ból i okazja do pomyślenia o tym, co zaszło; a potem znów wszystko zacznie się od nowa.

„W tej pułapce nawet czas porusza się po krzywej zamkniętej — pomyślał. — Czas krążący w nieskończoność. Nawet czas nie może się stąd wyrwać…”

Znów wrócił do przytomności po kolejnym uderzeniu o pulpit. Znów trzeba było zachować oddech, by móc myśleć.

„Wir Czasu i Przestrzeni. Oto czym jest piekło. Zamknięta Przestrzeń, gdzie Czas złapał sam siebie za ogon, powtarzająca się wciąż tortura i blade światło krążące po krzywej zamkniętej; świat, gdzie wszystkokręci się w kółko, a tylko myśl ludzka usiłuje przebić ścianę, wobec której nawet Czas jest bezsilny”.

Nie sposób było stwierdzić, który to już raz wszystko się powtarza.

Patrzał na strużkę krwi cieknącą z ust Doktorowi.

„…Żyje. Umarli nie krwawią. Oczy ma zamknięte, a więc wciąż nie odzyskuje przytomności.

Dla niego to lepiej. Nie wiadomo, co z Fizykiem. Siedział na kanapie.

Oczywiście, znów go tam rzuci, gdy wszystko zacznie się od nowa.

Znów gwałtowny lot, trzask kości, utrata pamięci i — znów świadomość.

„Interwały czasu wciąż się kurczą. Wchodziliśmy do tej pułapki po spirali.

Jeszcze trochę, a statek wpadnie do worka, gdzie nie istnieje nic poza bladym światłem. Worek, gdzie Czas i Przestrzeń zbiją się w gęsty kłębek, gdzie wieczność nie różni się od chwili.

Silniki są wyłączone i naszą trajektorię wyznaczają nagromadzony moment pędu i krzywizna przestrzeni.

Może gdyby włączyć silniki, spirala zaczęłaby się rozwijać. Trzeba nacisnąć starter na pulpicie awaryjnym, ale to jest teraz niemożliwe. Co może zrobić rozgnieciona na ścianie mucha?..”

Czas biegł coraz szybciej za każdym obiegiem spirali. Teraz miał do dyspozycji tylko krótkie chwile przytomności. Nade wszystko zaś bał się, ze zmęczony torturą mózg każe sercu stanąć.

„Czy można raz wreszcie umrzeć w świecie, gdzie wszystko nieskończoną ilość razy wraca do stanu wyjściowego? Będzie to wieczne następstwo życia i śmierci w coraz to szybszym tempie.

Co się dzieje na dnie tego worka? Trzeba nacisnąć starter na pulpicie awaryjnym, w chwili gdy wyrzuci mnie z fotela. Nacisnąć, póki uderzenie o pulpit nie połamie żeber”.

Teraz wracał do przytomności już wtedy, gdy strużka krwi znikała w ustach Doktora.

„Uderzę lewym bokiem o blat pulpitu. Odległość od ramienia do startera wynosi około dwudziestu centymetrów. Jeśli wystawić łokieć, to uderzy się nim o dźwignię…”

Potem wszystko zlało się w bezustanny koszmar gwałtownych lotów, trzasku łamanej ręki, bólu, utraty przytomności i upartych prób znalezienia właściwego położenia łokcia.

Fotel, pulpit, ściana, fotel, pulpit, ściana, fotel, pulpit, ściana…

Wyglądało na to, że zwariowany czas gra człowiekiem w piłkę.

Miał wrażenie, że upływa wieczność, zanim wreszcie poczuł straszliwy ból w łokciu lewej ręki.

Przeniósł ten ból ręki poprzez omdlenie, niby marzenie o życiu.

Zanim otworzył oczy, uderzyło go miłe uczucie nieważkości. Potem zobaczył pochyloną twarz Doktora i znane kształty gwiazdozbiorów w iluminatorze. Wtedy zapłakał, zrozumiawszy, że zwyciężył Czas i Przestrzeń.

Całą resztę wykonały automaty. One to wyprowadziły statek na właściwy kurs i wyłączyły niepotrzebne już silniki.

Powrót Zwykłą ciszę jadalni przerwał nagle głos Geologa. — Może byśmy wreszcie porozmawiali, kapitanie.

„Serce mam do niczego — pomyślał Kapitan. — Wali jak niegrzecznemu chłopczykowi.

A przecież spodziewałem się tej rozmowy. Tylko wydawało mi się jakoś, że zacznie ją nie Geolog, ale Doktor. Dziwne, siedzi z taką miną, jakby to wszystko go nie dotyczyło.

Nienawidzę tego idiotycznego zwyczaju kreślenia widelcem wzorów na obrusie. A w ogóle to porządnie się zaniedbał. Cóż, prawdę mówiąc, wszyscy okazaliśmy się nie na poziomie. Wszyscy, oprócz Fizyka.

— …Wie pan, że nie jestem w kosmosie nowicjuszem…

„…Tak, to prawda. Brał udział w trzech ekspedycjach. Złoża uranu na Wenus i jeszcze coś w tym rodzaju. Doktor też łatał dwa razy — na Marsa. Przewodniczący komisji rekrutacyjnej uważał ich obu za najlepiej nadających się do Wielkiego Kosmosu. Ni diabła nie rozumieją w tych komisjach. Pomyśleć: wysoka plastyczność systemu nerwowego’ Idealny aparat przedsionkowy. Wszystko to grosza złamanego nie warte. Ja też nie wyobrażałem sobie, czym jest właściwie Wielki Kosmos. Absolutnie pusta przestrzeń. Lecisz latami z obłędną prędkością, a w istocie rzeczy wisisz w miejscu. Utrata poczucia czasu. Halucynacje przestrzenne. Doktor mógłby napisać wspaniałą rozprawę o psychozach kosmicznych. Początkowo wszystko szło dobrze, dopóki nie zaczął pracować akcelerator fotonowy.

Na dobrą sprawę, tylko Fizyk niczego nie odczuwał. Za bardzo był pochłonięty pracą.

Ciekawe, ale to właśnie Fizyka nie chciano włączyć do składu ekspedycji.

Nierówne ciśnienie krwi. Ależ durnie siedzą w tych komisjach.

— …Wiem, że kodeks służby kosmicznej zakazuje członkom załogi krytykować postępowanie Kapitana…

„…Macie szczęście, że nie znacie całej prawdy. Wtedy mielibyście ochotę napluć na cały kodeks. Fizyk też mówił o kodeksie, dopóki go nie zabiłem. Nigdy nie sądziłem, że potrafię to zrobić z tak zimną krwią. Teraz czeka mnie sąd. Tych dwóch już mnie osądziło.

Został sąd na Ziemi. Tam wypadnie odpowiedzieć za wszystko i za klęskę ekspedycji, i za zabójstwo Fizyka.

Ciekawe, czy istnieje jeszcze na Ziemi prawo o przedawnieniu przestępstwa.

Przecież od chwili śmierci Fizyka upłynęło według ziemskiego czasu najmniej tysiąc lat. Tysiąc lat, odkąd utraciliśmy łączność z Ziemią. Przez tysiąc lat wisieliśmy w pustej przestrzeni, poruszając się z prędkością nie dającą się wyobrazić. Przez ten czas przeżyliśmy w rakiecie ledwie kilka lat”.

— …Mimo to pozwolę sobie naruszyć kodeks i powiedzieć, co myślę.

„… Nie znamy ani swojego, ani ziemskiego czasu. Nie znając czasu nie można niczego zrobić w kosmosie. Żeby wyznaczyć przebytą drogę, należy dwukrotnie scałkować przyśpieszenie względem czasu. Szybkość można wyznaczyć z efektu Dopplera, ale spektograf jest uszkodzony.

Cóż to był za idiotyzm umieścić najcenniejszą aparaturę w komorze dziobowej. Kto by mógł pomyśleć, że zawiedzie zegar kobaltowy. Zawsze przyjmowano, że szybkość rozpadu radioaktywnego jest najpewniejszym miernikiem czasu. Kiedy zaczęła się ta kołomyjka z zegarem, byliśmy pewni, że mamy do czynienia z oddziaływaniem szybkości na Czas.