— No, to już moja sprawa.
— Ale może…
— Zjeżdżaj na dół. Zresztą to rozkaz Andrzeja.
Po kilku minutach znalazł się w pracowni astronomicznej.
— Świetnie to zrobiłeś! — zawołał na jego widok Wiktor. — Nie wolno nam było dopuścić do masakry. Cała ta awantura bardzo jednak podejrzanie wygląda.
— Zobaczymy, co dostrzeże Suzy — rzekł ze zwykłym spokojem Krawczyk. — Jest niewątpliwie w tej chwili bardziej opanowana od ciebie i będzie mogła tak pokierować „Łazikiem”, aby zebrać jak najwięcej danych.
Kalina wskazał ruchem głowy ekran pantoskopu, na którym w znacznym zbliżeniu widniały pod siatką miotacza trzy postacie.
— Co nowego? — zapytał.
— Nic. Spokój. Ci trzej majstrują dalej.
— Miotacz wyłączony?
— Bez zmian.
— W jakiej odległości znajdują się w tej chwili kule papierowe?
— Około 900 kilometrów od przypuszczalnej dolnej granicy dezintegracji, czyli blisko 4 tysiące kilometrów od CM-2.
— Czy oni zdążą naprawić miotacz?
— Jeśli ich strefa dezintegracji kończy się w odległości 3000 km, to mają tylko piętnaście minut czasu.
Rozmowa urwała się.
Wszyscy z napięciem wpatrywali się w ekran.
Do zapowiedzianego przez Sokolskiego terminu brakowało blisko trzech minut, gdy dwóch ludzi pracujących w skafandrach przy głowicy miotacza wylądowało na pomoście. Po chwili w otworze włazu znikła i trzecia postać.
Krawczyk zmienił stopień powiększenia i na ekranie ukazała się cała tarcza do lądowania pojazdów rakietowych. Przy jej krawędzi rysowały się wyraźnie ciemne punkty.
— To nasze papierowe pociski — rzucił szeptem Wiktor wskazując ręką.
Naraz wielka czasza miotacza drgnęła i poczęła wolno obracać się w kierunku przeciwnym ruchowi Celestii. Wkrótce czas jej obrotu względem almeralitowego dysku zrównał się z czasem jego obrotu wokół osi i ażurowy grzyb zamarł w bezruchu na ekranie.
Jednocześnie rozległ się okrzyk śledzącej pracę swych przyrządów Rity:
— Włączyli! Znów włączyli miotacz!
Czasza przechylała się w jedną, to znowu w drugą stronę.
— Co to ma znaczyć? — zaniepokoił się Wiktor. — Dlaczego miotacz nie działa? I te gwałtowne ruchy…
Ażurowy grzyb znów zamarł. Upłynęła dłuższa chwila.
Nagle miotacz wykonał subtelny, płynny, niemal niewidoczny ruch i oślepiający błysk rozświetlił ekran.
Przymrużyli oczy nie mogąc znieść kłującego blasku. Po dwóch sekundach — nowy błysk, ciemność i znów błysk.
— Jednak zdążyli — rozległ się w ciszy głos astronoma.
— Poniżej 3000 km od CM-2? — zdziwił się Sokolski spoglądając na zegarek.
Nastrój przygnębienia, wywołany ponurą sceną walki, ustąpił miejsca nowym uwagom i domysłom. Rozpoczęła się ożywiona dyskusja. Przede wszystkim odtworzono z zapisu wszystkie sceny zaobserwowane i utrwalone przez pantoskop i „Łazika”.
Ocena przyczyn niezwykłych wydarzeń była jednak dość rozbieżna. Wyłoniły się dwa poglądy. Pierwszy, reprezentowany przez Andrzeja, Wiktora i Ritę tłumaczył zajście jako epilog jakichś wewnętrznych porachunków między ludźmi zamieszkującymi Celestię, porachunków nie mających nic wspólnego z obecnością Astrobolidu. Faktem przemawiającym za tym był przestrach, jaki wywołało pojawienie się „Łazika”. Punktem wyjścia była hipoteza, że przerwa w pracy miotacza mogła wyniknąć z przypadkowego uszkodzenia. Opierając się na tym, że napastnicy kierowali swe ataki wyłącznie ku jednej osobie, nie zaś przeciw wszystkim przybyłym w pierwszej piątce ludziom, tłumaczono zajście jako wykorzystanie okazji do załatwienia porachunków bez niczyjej ingerencji zewnątrz. Słaba strona tej hipotezy było to, iż dwóch ludzi z pierwszej grupy zaopatrzonych było w broń, co wskazywałoby na to, że spodziewali się ataku.
Z gruntu odmienny pogląd reprezentowali Kora, Igor, Wladek i Suzy. Uważali oni, że uszkodzenie miotacza nie było przypadkiem, lecz dokonane zostało przez grupę napastników dla jakichś określonych celów, prawdopodobnie związanych z obecnością Astrobolidu. Celem akcji byłoby wice niedopuszczenie do naprawy miotacza. Łatwo również dało się wytłumaczyć, czemu kierowała się ona przeciw jednej osobie, wobec zgodnej opinii Władka i Suzy, że był to z pewnością kierownik montażu.
Hipoteza ta, znajdująca wielu zwolenników wśród innych uczonych, biorących udział w dyskusji, miała niestety jeden punkt łatwy do podważenia, zdaniem Sokolskiego i Brabca uszkodzenie głowicy możliwe jest tylko z zewnątrz, zamachowcy musieliby więc w chwili ustania sygnałów miotacza znajdować się na pomoście. A przecież gdy Andrzej włączył pantoskop, natychmiast po wiadomości przekazanej przez Rite, nikogo tam nie było. O tym, że obecność monterów na głowicy nie miała na celu tylko kontroli, świadczył zaobserwowany fakt, iż wymieniano jakieś przewody czy nawet części urządzeń sterujących.
Niestety, nie można było ustalić, na czym polegała ta przypuszczalna naprawa. Dostęp do wnętrza głowicy był niewielki i monterzy zakrywali go swoimi ciałami, narzędzia zaś i części zamienne trzymane były w specjalne] zamknięte] skrzynce.
Zapis wraz z planami miotacza przekazano Meilin Tai, która natychmiast przystąpiła do rozwiązywania zagadki za pomocą krystalicznego komputera zwanego konkrytem.
Po dwóch godzinach dociekań, przerywanych kilkakrotnym domaganiem się przez Tai uzupełniających danych o przebiegu wydarzeń na zewnątrz — włącznie do indywidualnych domysłów obserwatorów — dyskusja powoli wygasała. Przyczyniły się do tego zwłaszcza intrygujące wszystkich słowa Tai, że to poważniejsza sprawa, niż sądzą wszyscy. Rozmowa już się nie kleiła. Nikt nie kwapił się z wygłaszaniem jakichś stanowczych twierdzeń. Ruchliwy Renę nie mogąc usiedzieć na miejscu przechadzał się nerwowo po pracowni.
Wreszcie w drzwiach windy ukazała się drobna postać Tai. Podeszła do stołu i rzuciła na przezroczysty blat kilkanaście długich, splątanych wstęg wąskiej taśmy. Usiadła w opuszczonym przez biologa fotelu i wskazując na ekran pantoskopu, gdzie na jasnej, okrągłej tarczy zarysował się ostro ażurowy parasol miotacza, powiedziała z powaga:
— Miotacz nie był naprawiany, lecz przebudowywany. Celem przebudowy było umożliwienie ostrzeliwania dowolnie wybranych ciał przelatujących obok CM — Metody osiągnięcia celu — prymitywne. Ponadto przebudowa szła również w kierunku przybliżania i zwężania strefy dezintegracji. Stopień — nie do ustalenia, gdyż chodzi tu o urządzenie wewnątrz CM-2. Podstawowy materiał do wnioskowania: zarejestrowane ruchy rąk monterów, wygląd zewnętrzny narzędzi i niektórych spostrzeżonych części zamiennych oraz stare plany miotacza.
— A więc… — wtrącił Sokolski, lecz Tai podniosła rękę dając znak, że chce mówić dalej.
— Analiza dotychczasowego materiału faktycznego dokonana przez konkryt pozwala wyciągnąć następujące wnioski typu konkluzji AKR III: 1. Wyłączenia miotacza dokonała grupa I, nazwijmy ją montażową. 2. Grupa napastników dążyła do sparaliżowania przebudowy przez usunięcie kierownika montażu, lecz nie miała zbrodniczych zamiarów. 3. Uzbrojeni ludzie z grupy montażu byli strażnikami przydzielonymi dla ochrony przebudowy. 4. Grupa montażu, a ściślej — zaatakowany przez „Łazika” strażnik, nie docenia zupełnie postępu technicznego na Ziemi. 5. Z grupy montażu nikt poza strażnikiem nie zauważył „Łazika”. Prawdopodobnie spostrzegł „Łazika” jeden z napastników.
— Ale wiedzą o naszej obecności? — przerwał Kalina.