Выбрать главу

— Nie ma co dużo gadać — przeciął chłopak rozmowę. — Narobiłaś bigosu, ale ci to daruję. Teraz są ważniejsze sprawy.

Podszedł do windy. Wygaśnięcie czerwonej lampki sygnalizowało, że policjanci wysiedli i dźwig jest wolny. Jack nacisnął guzik.

— Co? Mamy wracać? — zdziwienie i zawód rozlały się po twarzach urwisów.

— Nie. Zaraz zobaczycie — powiedział Jack tajemniczo.

— Co ty chcesz zrobić?

Winda zatrzymała się. Jack otworzył drzwi i zwrócił się do towarzyszy:

— Zostawimy drzwi otwarte i jeśli nawet tym drabom zechce się tu wracać, to niech idą piechotą. Możemy sobie spokojnie zwiedzić oś.

— A jak tam który jest jeszcze na górze?

— No to nogi za pas i wprost do windy.

— Ale z ciebie mądrala, prezydencie! — zawołała z podziwem Mary. Jack uśmiechał się z zadowoleniem.

— Zanim zdążyliby się tu przywlec piechotą, będziemy z powrotem. Mamy czas obejrzeć wszystko dokładnie.

— A czy byłeś tam kiedy? — zapytał jeden z chłopców.

— Rozumie się — odrzekł Jack wydymając wargi. — Ja znam każdą dziurę w Celestii. Trzeba jednak, żebyście i wy wiedzieli dobrze, gdzie, co i jak. Dlatego musimy korzystać z okazji. Te składy są zawsze zamknięte na klucz i tylko teraz, po tych awanturach, zostawiono je otwarte.

— Czy wiesz, Jack, że ta kobieta, co zginęła razem z Krukiem, to moja kuzynka? Daisy — ta, co była reporterką u Greena? — przypomniało się Mary.

— Wiem — skinął głową Jack. — Ale nie masz co o tym rozpowiadać.

— Biedna Daisy — westchnęła dziewczynka. — Taka była wesoła. Nieraz przychodziła do nas i…

— No, szkoda czasu — przerwał Jack obawiając się, by rozmowa nie zahaczyła o sprawę rzekomej śmierci zbiegów. — Chodźmy!

Z bijącym sercem, rozglądając się wokół zdziwionymi oczami, ruszyli przez korytarze i pomosty nad magazynami, docierając w końcu do centralnych pomieszczeń. Żadne z dzieci poza Jackiem nie było dotychczas tak blisko osi Celestii. Powszechną sensację budziła niewielka waga ciała i związane z nią możliwości niezwykłych skoków. Biedny Jack nie był w stanie odpowiedzieć na wszystkie pytania, jakimi zasypywali go koledzy, nie tracił jednak rezonu i pomagając sobie bujną fantazją z miną znawcy udzielał wyjaśnień.

Dotarli wreszcie do samej śluzy, nie napotkawszy nikogo po drodze. Widocznie policjanci, na których natknęli się po wyjściu z windy, stanowili jedyną obsadę tych pomieszczeń.

Z dreszczem podniecenia dotykały dzieci zimnych ścian śluzy. W wyobraźni ich powstawały niesamowite obrazy zrodzone z fantastycznych opowieści Greena o dziwach świata oddzielonego od nich tylko grubą płytą okrągłych drzwi. Widzieli siebie w skafandrach, czekających, aż otworzy się przed nimi nieznana, otwarta przestrzeń wszechświata. Jeszcze bardziej potęgowały wrażenie pogłoski, krążące od rana po Celestii, jakoby zbiegowie zginęli właśnie w tych pomieszczeniach.

— Wracamy! — zarządził wreszcie Jack i zamknął ciężką okrągłą płytę za ostatnim z kolegów wychodzących ze śluzy.

Rozkaz został wykonany. Należało teraz jak najszybciej powrócić na dół.

Przynaglając kolegów, którzy niechętnie opuszczali górne regiony Celestii, półsłówkami odpowiadał na padające nieustannie pytania. Myślał tylko o jednym: jaki cel mogło mieć zamknięcie drzwi? Dlaczego otrzymał od Cornicka taki dziwny rozkaz? Niezwykły splot przygód podniecał jego wyobraźnię.

Przybycie córki prezydenta na 74 poziom, do nędznego pomieszczenia, w którym mieszkał Jack, przejęło trwogą całą rodzinę chłopca. Jakież było ich zdziwienie, gdy panna Summerson oświadczyła, że celem jej wizyty jest rozmowa na osobności z najmłodszym członkiem rodziny. Przestrach i obawa Jacka, że chodzi tu o przykre konsekwencje jakiegoś głupiego kawału lub drobnej kradzieży, ustąpiły miejsca osłupieniu, gdy córka wszechwładnego prezydenta Celestii wręczyła mu w milczeniu małą, błyszczącą nakrętkę. Tę samą nakrętkę, którą wczoraj wcisnął w windzie do ręki Toma Malleta jako umówiony znak.

Stella Summerson, nie wyjaśniając nic Jackowi, lecz nakazując ścisłą tajemnicę, kazała mu pojechać do budki telefonicznej na 27 poziomie i tam czekać podniósłszy słuchawkę.

— Masz tu pieniądze, bo pewnie będziesz musiał parę razy dzwonić — powiedziała kładąc garść monet.

Został sam.

Zbywając wzruszeniem ramion pytania rodziców podążył na wyznaczone miejsce. Snując różne domysły usiłował odgadnąć cel dziwnego rozkazu.

Lecz oto po kilku minutach oczekiwania w słuchawce odezwał się znajomy głos Toma Malleta:

— Jack, to ty?

— Ja — wyszeptał z przejęciem chłopak.

— Tu Tom. Słuchaj. Musisz poszukać Letta Cornicka. Znasz go?

— No, chyba. To ten, co robił u Frondy'ego, a potem u Kuhna?

— Ten sam. Znajdziesz go i powiesz mu, żeby zadzwonił o jedenastej pod numer tej budki. Nie nawal, Jack, bo to bardzo ważna sprawa.

— Zrobi się — zawołał ochoczo chłopak. — A ty skąd dzwonisz?

— Dowiesz się niedługo. Teraz koniecznie zawiadom Letta Cornicka, no i nikomu ani słowa o tym wszystkim.

Jack chciał jeszcze o coś zapytać, lecz oto w słuchawce zabrzmiał jakiś męski nieznany głos:

— Jack. Pamiętaj, że czasami lepiej jest wiedzieć jak najmniej. Dlatego rób tylko to, co ci mówi Tom. Czy nie ufasz Tomowi?

— Gdzieżby!.. Ale…

— Jeszcze jedno, Jack — odezwał się znów głos Toma. — Gdyby ci Cornick coś polecił, to go słuchaj. Ale nikomu z naszych chłopaków nic nie mów, że rozmawiałeś ze mną.

— To się rozumie.

— No, pędź!

Trzask w słuchawce obwieścił, że rozmowa została przerwana.

Znalezienie Cornicka nie było zadaniem łatwym. Od pamiętnego publicznego wystąpienia na zebraniu niewolników był on poszukiwany przez policję i musiał się ukrywać. Wszystko wskazywało, że policja uważa go za jednego z Nieugiętych i w razie aresztowania grozi mu kara śmierci. Rozumiał też, że wobec niedużych rozmiarów Celestii wpadnięcie w ręce agentów Godstona było tylko kwestią czasu. Zdawał sobie z tego sprawę, lecz zdecydowany był nie dać się wziąć żywcem.

Aresztowanie Malleta i kilku innych przywódców oraz zerwanie łączności z Horsedealerem sparaliżowało w poważnym stopniu kierownictwo związku. Cornick nie stracił jednak głowy. Wspólnie z kilku pozostałymi jeszcze na wolności przywódcami Nieugiętych powołano nowe tymczasowe kierownictwo. Przewodnictwo objął inżynier Smith. Jakoś dotychczas policja nie wpadła na trop, że znany kierownik techniczny zakładów chemicznych Morgana był jednym z założycieli i przywódców spiskowej organizacji „szarych”. Działając z ukrycia pospiesznie gromadzili rozproszone szeregi, przygotowując organizację do walki. o tym wszystkim Jack, oczywiście, nie mógł wiedzieć. Słyszał jednak, że Cornicka poszukuje policja, i wiedział, iż zwykłe dopytywanie się o niego do niczego nie doprowadzi. Użycie chłopców do zdobywania informacji było ryzykowne, niemniej jednak, po krótkim namyśle, Jack postanowił skontaktować się z Fritzem, którego ojca również poszukiwała policja. Złożywszy sobie wzajemnie „przysięgę tajemnicy” chłopcy ustalili, że Fritz w jak najkrótszym czasie postara się dowiedzieć coś o Cornicku. Jack nie powiedział jednak koledze, że rozmawiał z Tomem, lecz oświadczył ogólnikowo, że „ma dla Cornicka wiadomość od Malleta”, co mogło odnosić się również do aresztowanego ojca Toma. Wkrótce kontakt został nawiązany, tym łatwiej że nie mogło być podejrzenia, aby Jack działał na polecenie policji.

Późniejsze wypadki potoczyły się jak na ekranie telewizyjnym. Jack czuł, że wokół niego dzieją się wielkie sprawy, a świadomość, że uczestniczy w przygotowaniach do jakiegoś wielkiego spisku, napełniała go dumą. i oto teraz wracał z grupką kolegów po wykonaniu tajemniczego rozkazu Letta. „Dlaczego zamknięcie drzwi do śluzy odgrywało tak wielką rolę?” — głowił się bezskutecznie.