Выбрать главу

Jedno trzeba o czarownicach powiedzieć: według babci Weatherwax są one „kimś, kto patrzy wyżej”. Nie tłumaczyła tego. Rzadko kiedy cokolwiek tłumaczyła. Nie chodziło jej o ludzi, którzy patrzą w niebo — każdy to robi. Zapewne miała na myśli to, że czarownice potrafią spojrzeć wyżej niż codzienne obowiązki i zastanowić się: O co w tym wszystkim chodzi? Jak to działa? Co powinnam robić? Po co tu jestem? A może nawet: Czy jest coś, co nosi się pod kiltem? Może właśnie dlatego to, co dziwne, u czarownic jest normą…

…a mimo to potrafią walczyć jak łasice o srebrną łyżeczkę, która nie jest nawet srebrna. W tej chwili kilka czekało niecierpliwie obok zlewu, aż Tiffany zmyje nakrycia, które panna Spisek im obiecała.

Przynajmniej nie było kłopotów z resztkami. Niania Ogg — czarownica, która wymyśliła Zupę na Resztkach Kanapek — czekała obok spiżarni ze swoją wielką sakwą i jeszcze większym uśmiechem.

— Chciałybyśmy zachować resztę mięsa i ziemniaki na kolację — powiedziała Tiffany z irytacją, ale też z pewnym zaciekawieniem.

Poznała już wcześniej nianię Ogg i całkiem ją polubiła, ale panna Spisek stwierdziła ponuro, że niania Ogg to „wstrętny stary tobół”. Takie komentarze wzbudzają zainteresowanie.

— Jasna sprawa — zgodziła się niania Ogg, gdy Tiffany położyła dłoń na mięsie. — Dobrze sobie dziś poradziłaś, Tiff. Ludzie zauważają takie rzeczy.

I zniknęła, zanim Tiffany zdążyła się opanować. Jedna z nich niemalże powiedziała „dziękuję”… Zadziwiające!

Petulia pomogła jej wnieść do chaty wielki stół i dokończyć sprzątania. Zawahała się, nim wyszła.

— Umm… Dasz sobie radę, prawda? — zapytała. — To było trochę… dziwne.

— Nie powinnyśmy się dziwić dziwnemu — odparła z godnością Tiffany. — Zresztą siedziałaś już przecież przy zmarłych i umierających…

— O tak. Ale głównie przy świniach. I kilku ludziach. Umm… Naprawdę mogę zostać, jeśli ci zależy — dodała Petulia tonem oznaczającym: „Chcę iść stąd jak najszybciej”.

— Dziękuję. No ale… co najgorszego może mi się zdarzyć?

Przyjaciółka spojrzała na nią z powagą.

— Niech pomyślę… Tysiąc wampirzych demonów, a każdy z wielkimi…

— Nic mi nie będzie — przerwała jej Tiffany. — Nie martw się. Dobranoc.

Zamknęła drzwi i oparła się o nie, zasłaniając dłonią usta, dopóki nie usłyszała szczęku zamykanej furtki. Policzyła jeszcze do dziesięciu, by mieć pewność, że Petulia się oddaliła, i dopiero wtedy opuściła rękę. Przez ten czas krzyk, który czekał cierpliwie, by zabrzmieć, osłabł do czegoś w rodzaju „Unk!”.

Zapowiadała się bardzo dziwna noc.

Ludzie umierają. To smutne, ale tak robią. I co potem? Wszyscy się spodziewają, że miejscowa czarownica będzie wiedzieć. No więc obmywa się ciało, dokonuje kilku sekretnych i chlupiących czynności, odziewa zmarłego w najlepsze ubrania i układa z miseczkami ziemi i soli obok (nikt nie wie, po co się to robi, nawet panna Spisek, ale tak było zawsze). Kładzie się mu na powiekach dwa pensy „dla przewoźnika” i siedzi przy nim noc przed pochówkiem, bo zmarły nie powinien zostawać sam.

Po co — tego nikt nigdy dokładnie nie wytłumaczył, choć wszyscy powtarzali historię o pewnym staruszku, który okazał się mniej martwy, niż się wydawał, a nocą wstał i wrócił do łóżka żony.

Prawdziwy powód był prawdopodobnie o wiele bardziej mroczny. Początek i koniec czegokolwiek jest zawsze niebezpieczny. A życia już najbardziej.

Ale panna Spisek była starą złą czarownicą. Kto może przewidzieć, co się zdarzy? Zaraz, powiedziała sobie Tiffany, chyba nie wierzysz w boffo? W rzeczywistości to tylko sprytna staruszka z katalogiem.

W sąsiednim pokoju umilkło krosno.

Często milkło. Ale tego wieczoru nagła cisza rozbrzmiewała głośniej niż zwykle.

— Czy mamy w spiżarni coś, co trzeba szybko zjeść?! — zawołała czarownica.

Tak, zapowiada się bardzo dziwna noc, pomyślała Tiffany.

Panna Spisek wcześnie położyła się do łóżka. W pamięci Tiffany był to pierwszy raz, kiedy nie spała w swoim fotelu. Włożyła też długą białą koszulę nocną i Tiffany po raz pierwszy mogła ją zobaczyć nie w czerni.

Nadal pozostało wiele do zrobienia. Tradycja nakazywała, by następnej czarownicy zostawić chatę skrzącą się czystością, a chociaż trudno jest doprowadzić czerń do skrzenia, Tiffany bardzo się starała. Prawdę mówiąc, chata zawsze była całkiem czysta, ale Tiffany drapała, szorowała i polerowała, gdyż w ten sposób odsuwała moment, kiedy będzie musiała iść i porozmawiać z panną Spisek. Zmiotła nawet sztuczne pajęczyny i wrzuciła je do ognia, gdzie paliły się brzydkim błękitnym płomieniem. Nie była pewna, co zrobić z czaszkami. W końcu spisała wszystko, co pamiętała o mieszkańcach okolicznych wiosek: kiedy miały się rodzić dzieci, kto był ciężko chory i na co, kto się kłócił, kto był „trudny” i wszystkie inne drobiazgi, które jej zdaniem mogły pomóc Annagrammie. Cokolwiek, by odsunąć tę chwilę…

Aż wreszcie nie miała już nic do zrobienia, tylko wspiąć się po wąskich schodach i spytać:

— Czy potrzebuje pani czegoś, panno Spisek?

Staruszka siedziała na łóżku i pisała. Kruki przysiadły na poręczy.

— Muszę wysłać parę listów z podziękowaniami — wyjaśniła. — Niektóre z tych dam dzisiaj przybyły z daleka i czeka je chłodny lot do domu.

— „Dziękuję za przybycie na mój pogrzeb”? — zapytała słabym głosem Tiffany.

— Właśnie. A nieczęsto się pisze takie liściki, tego możesz być pewna. Wiesz już, że nową czarownicą tutaj ma być ta dziewczyna, Annagramma Hawkin? Na pewno chciałaby, żebyś tu jeszcze została. Chociaż na jakiś czas.

— Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł.

— Rzeczywiście. — Panna Spisek się uśmiechnęła. — Podejrzewam, że ta dziewucha Weatherwax ma już jakieś plany. Ciekawie będzie popatrzeć, jak ta gałąź czarownictwa, którą uprawia pani Skorek, odpowiada moim prostym ludziom. Chociaż lepiej chyba obserwować te wydarzenia zza jakiejś skały. Czy też, w moim wypadku, spod niej.

Odsunęła listy, a oba kruki odwróciły się i spojrzały na Tiffany.

— Byłaś tu ze mną zaledwie trzy miesiące.

— Zgadza się, panno Spisek.

— Nie rozmawiałyśmy ze sobą jak kobieta z kobietą. Powinnam więcej cię nauczyć.

— Dużo się nauczyłam, panno Spisek. — I to była prawda.

— Masz tego młodego człowieka, Tiffany. Przysyła ci listy i pakieciki. Co tydzień chodzisz do Lancre i też wysyłasz mu listy. Obawiam się, że nie żyjesz tam, gdzie przebywa twoje serce.

Tiffany milczała. Już przez to przechodziły. Zdawało się, że Roland pannę Spisek fascynuje.

— Zawsze byłam zbyt zapracowana, by zwracać uwagę na młodych ludzi — ciągnęła panna Spisek. — Zawsze odkładałam to na później, aż w końcu później okazało się za późno. Zwracaj uwagę na swojego młodego człowieka.

— Em… Mówiłam już, że nie jest naprawdę moim… — Tiffany czuła, że się czerwieni.

— Ale nie stań się taką ulicznicą jak pani Ogg.

— Przecież właściwie nie mamy tu ulic — odparła Tiffany niepewnie.

Panna Spisek się roześmiała.

— Masz słownik, o ile wiem. To dość niezwykła rzecz, ale przydatna dla dziewczyny.