Tiffany miała wrażenie, że stopy zmieniły jej się w bryły lodu. Uklękła przy ogniu i wyciągnęła rękę nad saganem. Gotował się przez cały czas.
Osiągnij właściwy stan umysłu i równowagę. Obejmij go dłońmi i skoncentruj się, skoncentruj na zamarzniętych butach…
Po chwili palce o nóg poczuły ciepło, a potem…
— Auć! — Tiffany cofnęła ręce i zaczęła ssać palec.
— Nie doprowadziłaś umysłu do właściwego stanu — odezwała się niania od drzwi.
— Wiesz, to trudne, kiedy mam za sobą ciężki dzień, mało spałam, a zimistrz ciągle mnie szuka — burknęła gniewnie Tiffany.
— Ognia to nie obchodzi. — Niania wzruszyła ramionami. — Jest już gorące mleko.
Świat wydawał się lepszy, kiedy Tiffany już było ciepło. Zastanawiała się, ile brandy dolała jej niania do mleka. Niania przyniosła też kubek dla siebie i pewnie dolała sobie trochę mleka do brandy.
— Prawda, jak jest miło i przyjemnie? — odezwała się niania po chwili.
— Czy to będzie rozmowa o seksie? — zapytała Tiffany.
— A ktoś mówił, że będziemy o nim rozmawiać? — zdziwiła się niania z niewinną miną.
— Mam takie przeczucie — odparła Tiffany. — I wiem, skąd się biorą dzieci, pani Ogg.
— To mnie cieszy.
— Wiem też, jak tam trafiają. Wychowałam się na farmie i mam starsze siostry.
— Widzę, że jesteś całkiem dobrze przygotowana do życia — stwierdziła niania. — Pewnie niewiele nowego mogę ci już powiedzieć. No i nigdy żaden bóg nie zwrócił na mnie uwagi. Pochlebia ci to, prawda?
— Nie. — Tiffany spojrzała na uśmiech niani. — No… trochę — przyznała.
— I boisz się go? — Tak.
— Wiesz, ten biedak jeszcze nie do końca zrozumiał, co się dzieje. Zaczął nieźle z tymi lodowymi różami i całą resztą, ale potem chciał ci pokazać muskuły. Typowe. Ale nie powinnaś się go obawiać. To on powinien bać się ciebie.
— Dlaczego? Bo udaję, że jestem Panią Kwiatów?
— Bo jesteś dziewczyną! Marna to perspektywa, jeśli sprytna dziewczyna nie potrafi sobie owinąć chłopaka dookoła małego paluszka. Zadurzył się w tobie. Jednym słowem możesz zmienić jego życie w udrękę. Kiedy byłam młoda, pewien młody człowiek chciał się rzucić z mostu w Lancre, bo odrzuciłam jego zaloty.
— Tak? I co się stało?
— Wycofałam to odrzucenie. Wiesz, tak pięknie wyglądał, stojąc na moście, a ja pomyślałam: Jaki ma śliczny tyłeczek, nie ma co. — Niania usiadła wygodniej. — A pomyśl o biednym starym Greebo. Mógłby walczyć z każdym, ale ta biała kotka Esme skoczyła na niego i teraz biedaczysko nie wejdzie do pokoju, jeśli przedtem nie wyjrzy zza drzwi i nie sprawdzi, czy jej tu nie ma. A jaki przy tym ma pyszczek… Cały pomarszczony. Pewnie, mógłby rozerwać ją na kawałki jednym pazurem, ale teraz nie potrafi, bo zawróciła mu w głowie.
— Nie chcesz chyba powiedzieć, że powinnam zdrapać zimistrzowi twarz?
— Nie, nie musisz być aż tak brutalna. Daj mu trochę nadziei. Bądź łagodna, ale stanowcza…
— On chce się ze mną ożenić!
— No i dobrze.
— Dobrze?
— To znaczy, że zależy mu na przyjaznych kontaktach. Nie mów tak, nie mów nie. Zachowuj się jak królowa. Musi się nauczyć, żeby okazywać ci szacunek. Co robisz?
— Zapisuję to sobie — odparła Tiffany, pisząc w swoim dzienniku.
— Nie musisz nic zapisywać, kochanie — zapewniła ją niania. — To już jest zapisane gdzieś w tobie. Myślę, że na stronie, której jeszcze nie czytałaś. Co mi przypomina… Przyszły, kiedy cię nie było. — Spomiędzy poduszek fotela wyjęła dwie koperty. — Mój chłopak Shawn jest listonoszem, więc wiedział, że się przeprowadziłaś.
Tiffany niemal jej te koperty wyrwała. Dwa listy!
— Lubisz go, prawda? Tego twojego młodego człowieka z zamku?
— To przyjaciel, który do mnie pisuje — odparła Tiffany z godnością.
— Doskonale. Takiej właśnie miny i głosu potrzebujesz, kiedy rozmawiasz z zimistrzem. — Niania była zachwycona. — Za kogo on się uważa, że ośmiela się do ciebie odzywać? Tak się to robi!
— Przeczytam je w swoim pokoju.
Niania kiwnęła głową.
— Jedna z dziewcząt przygotowała świetną potrawkę — powiedziała. (Znana była z tego, że nigdy nie pamięta imion swoich synowych.) — Twoja porcja czeka w piekarniku. Ja idę do pubu. Jutro ruszamy wcześnie.
Sama w swoim pokoju, Tiffany przeczytała pierwszy list.
Dla nieuzbrojonego oka w Kredzie nie działo się wiele. Region unikał Historii. Był okolicą drobnych zdarzeń. Tiffany lubiła o nich czytać.
Drugi list był całkiem podobny do pierwszego — aż do fragmentu o balu. Roland poszedł na bal! Bal w rezydencji lorda Divera, sąsiada! Tańczył z jego córką, która miała na imię Iodyna, ponieważ lord Diver uznał, że to ładne imię dla dziewczynki! Trzy tańce! I lody! A Iodyna pokazała mu swoje akwarele!
Jak może pisać jej o tym tak po prostu?!!!
Oczy Tiffany przesuwały się dalej, na zwykłe wieści o złej pogodzie i co się stało starej Aggie w nogę, ale słowa nie trafiały do umysłu, gdyż głowa płonęła.
Za kogo on się uważa, że tańczy z inną dziewczyną?
Ty przecież tańczyłaś z zimistrzem, przypomniała jej Trzecia Myśl.
No dobrze, ale te akwarele…
Zimistrz pokazał ci płatki śniegu.
Ale ja chciałam tylko być uprzejma.
Może on też był tylko uprzejmy.
No dobrze, ale ja znam te jego ciotki, myślała wściekła Tiffany. Nigdy mnie nie lubiły, bo jestem tylko dziewuchą z farmy! Za to lord Diver jest bardzo bogaty, a ta córka to jego jedyne dziecko! One intrygują!
Jak on może tak sobie siedzieć i pisać, jak gdyby zjedzenie lodów z inną dziewczyną było czymś zupełnie zwyczajnym! To jest równie okropne, a przynajmniej dość okropne!
Co do oglądania akwareli…
On jest tylko chłopakiem, do którego akurat pisujesz, zaznaczyła Trzecia Myśl.
No, niby…
Niby co? — nie ustępowała Trzecia Myśl. Zaczynała już działać Tiffany na nerwy. Własny mózg powinien mieć choć tyle przyzwoitości, żeby stawać po jej stronie!
Po prostu „No, niby…” i już, jasne? — pomyślała gniewnie.
Nie zachowujesz się rozsądnie.
Doprawdy? No więc byłam rozsądna przez cały dzień! Byłam rozsądna przez lata! I należy mi się pięć minut nierozsądnej wściekłości, prawda?
Na dole w kuchni czeka potrawka, a ty nie jadłaś nic od Śniadania. Lepiej się poczujesz, kiedy coś zjesz.
Jak mogę jeść jakąś potrawkę, kiedy ludzie oglądają akwarele? Jak śmiał oglądać te akwarele!
Jednak jej Trzecia Myśl miała rację — co nie znaczy, że dzięki kolacji poprawi jej się nastrój. Ale jeśli już ma być gniewna i nieszczęśliwa, równie dobrze może taka być z pełnym żołądkiem.
Zeszła na dół i znalazła w piekarniku potrawkę. Pachniała smakowicie. Tylko to co najlepsze dla naszej kochanej mamusi.
Szarpnęła szufladę ze sztućcami, żeby wyjąć łyżkę. Szuflada się zacięła. Tiffany potrząsnęła nią, pociągnęła i zaklęła kilka razy, ale ona nadal nie chciała się otworzyć.
— Tak, rób tak dalej — odezwał się głos za plecami Tiffany. — Zobaczysz, że to pomaga. Nie bądź rozsądna, nie wsuwaj tam ręki, żeby ostrożnie przesunąć to, co blokuje. Szarpać i przeklinać, to najlepszy sposób!
Tiffany odwróciła się.
Przy kuchennym stole stała chuda, zmęczona kobieta. Była owinięta czymś, co wyglądało jak prześcieradło, i paliła papierosa. Tiffany nie widziała jeszcze kobiety palącej papierosy, a już zwłaszcza takie, które jarzą się czerwonym płomieniem i strzelają iskrami.