Выбрать главу

— Nic ci się nie stało tam na dole?! — zawołała niania Ogg. — Nie widzę przez tę parę!

Sądząc po dźwiękach, przybiegli już sąsiedzi. Z góry dobiegały podekscytowane głosy.

Tiffany szybko narzuciła na przedmiot trochę błota i zgniecionej kapusty.

— Obawiam się, że może wybuchnąć! — zawołała. — Niech wszyscy pochowają się w domach! A potem podaj mi rękę i pomóż wyjść!

Z góry rozległy się krzyki i tupot biegnących stóp. We mgle pojawiła się szukająca po omacku ręka niani. Wspólnym wysiłkiem Tiffany wydobyła się z dziury.

— Powinnyśmy się schować pod stołem w kuchni? — spytała niania, gdy Tiffany starała się oczyścić sukienkę z ziemi i kapusty. Potem niania mrugnęła. — O ile rzeczywiście wybuchnie.

Jej syn Shawn wybiegł zza rogu chaty, niosąc w obu rękach po kuble wody. Zatrzymał się, chyba rozczarowany, że nie ma co z nimi zrobić.

— Co to było, mamo? — zapytał zdyszany.

Niania zerknęła na Tiffany, która powiedziała:

— Eee… wielki kamień spadł prosto z nieba.

— W niebie nie może być wielkich kamieni, panienko — zauważył Shawn.

— Pewnie dlatego ten spadł na dół, mój chłopcze — rzekła niania z ożywieniem. — Jeśli chcesz się na coś przydać, to stań tu na straży i pilnuj, żeby nikt się nie zbliżał.

— A co mam zrobić, jeśli wybuchnie, mamo?

— Przyjdź i powiedz mi o tym, dobrze?

Niania pociągnęła Tiffany do chaty.

— Jestem okropną kłamczuchą, Tiff — oświadczyła. — A wierz mi, znam się na tym. Co tam jest?

— No więc nie sądzę, żeby to wybuchło — odparła Tiffany. — A jeśli nawet, to możemy się obawiać jedynie zasypania sałatką z kapusty. Myślę, że to róg obfitości.

Na zewnątrz rozległy się jakieś głosy, a potem ktoś gwałtownie otworzył drzwi.

— Błogosławieństwo temu domowi! — zawołała babcia Weatherwax, tupiąc, by oczyścić buty ze śniegu. — Twój chłopak mówi, że nie powinnam wchodzić, ale nie ma racji. Przyszłam jak najszybciej. Co się stało?

— Mamy rogi obfitości — wyjaśniła niania. — Cokolwiek to oznacza.

* * *

Był już późny wieczór. Doczekały do zapadnięcia zmroku, nim z krateru wyjęły róg obfitości. Okazał się o wiele lżejszy, niż Tiffany sądziła. A może sprawiał wrażenie czegoś bardzo ciężkiego, co — z niezrozumiałych powodów — stało się bardzo lekkie tylko na chwilę.

Teraz, wytarty do czysta, leżał na kuchennym stole. Tiffany uznała, że wygląda jak trochę żywy. Był ciepły w dotyku i zdawał się lekko wibrować pod palcami.

Na kolanach trzymała otwartą „Mitologię”.

— Według Chaffincha — powiedziała — bóg Ślepy Io stworzył róg obfitości z rogu magicznej kozy Almeg, która wykarmiła jego dwoje dzieci z boginią Bisonomią, zmienioną później w deszcz ostryg przez Epidita, boga Rzeczy w Kształcie Ziemniaka, kiedy obraziła Rezonatę, boginię Łasic, rzucając kretem w jej cień. Teraz stanowi oznakę urzędu bogini lata.

— Zawsze mówię, że za wiele takich historii się działo za dawnych czasów — stwierdziła babcia Weatherwax.

Obiekt, który spadł z nieba, rzeczywiście przypominał trochę kozi róg, był tylko znacznie większy.

— Jak to działa? — zainteresowała się niania Ogg. Wsunęła głowę do środka. — Halo! — krzyknęła.

Kolejne „halo” długo rozbrzmiewały echami, jak gdyby wołanie dotarło o wiele dalej, niż można by się spodziewać.

— Jak dla mnie wygląda na wielką morską muszlę — wygłosiła swoją opinię babcia.

Kotka Ty obeszła wielki zagadkowy przedmiot, obwąchując go wykwintnie. (Greebo schował się za rondlami na górnej półce — Tiffany sprawdziła).

— Nie sądzę, żeby ktokolwiek wiedział, jak działa róg obfitości — stwierdziła. — Ale coś może wynikać z samej nazwy.

— Hm… róg. Może da się na nim zagrać? — zgadywała niania.

— Raczej nie. On zawiera… rzeczy.

— Jakiego rodzaju rzeczy? — spytała babcia.

— No więc, technicznie… wszystko — tłumaczyła Tiffany. — Wszystko, co rośnie.

Pokazała im ilustrację w książce. Z szerokiego wylotu rogu wysypywały się najrozmaitsze owoce, warzywa i ziarno.

— Głównie owoce — zauważyła niania. — Niewiele marchewek, ale podejrzewam, że tkwią w tym spiczastym końcu. Tam lepiej pasują.

— Typowy artysta — uznała babcia. — Namalował z przodu to, co efektowne. Zbyt dumny, żeby wymalować uczciwego ziemniaka. — Oskarżycielsko stuknęła palcem w stronicę. — A te cherubiny? Nie pojawią się tutaj, mam nadzieję? Nie lubię patrzeć, jak w powietrzu latają małe dzieci.

— One występują na wielu starych malowidłach — wyjaśniła niania. — Wstawiają je, żeby pokazać, że to Sztuka, a nie nieprzyzwoite obrazki pań, które nie mają na sobie dość ubrania.

— Mnie nie oszukają — oświadczyła babcia.

— Dalej, Tiff, spróbuj może — zachęciła dziewczynę niania. Obeszła stół dookoła.

— Nie wiem jak — jęknęła Tiffany. — Nie ma żadnej instrukcji! I wtedy — za późno — babcia krzyknęła głośno:

— Ty! Wyłaź stamtąd!

Ale kotka, machnąwszy tylko ogonem, zniknęła we wnętrzu.

Stukały w róg. Trzymały wylotem w dół i potrząsały. Postawiły przed nim spodeczek z mlekiem i czekały. Kotka nie wróciła. Potem niania Ogg delikatnie pogmerała w rogu obfitości kijem od szczotki i nikt specjalnie się nie zdziwił odkryciem, że kij da się wsunąć głębiej do wnętrza rogu, niż jest tego rogu od zewnątrz.

— Wyjdzie, kiedy zgłodnieje — stwierdziła niania pocieszająco.

— Nie można na to liczyć, jeśli znajdzie tam coś do jedzenia — odparła babcia Weatherwax, zaglądając w ciemność.

— Nie wydaje mi się, żeby znalazła jedzenie dla kotów — uznała Tiffany, przyglądając się ilustracji. — Ale może tam być mleko.

— Ty! Wychodź stamtąd w tej chwili! — rozkazała babcia głosem odpowiednim do wstrząsania górami.

Usłyszały odległe miauknięcie.

— Może gdzieś tam utknęła? — zaniepokoiła się niania. — Wiecie, to taka spirala, coraz węższa pod koniec. Koty nie umieją chodzić tyłem…

Tiffany spostrzegła wyraz twarzy babci i westchnęła.

— Feeglowie! — zwróciła się ogólnie do pokoju. — Wiem, że paru was tu jest. Pokażcie się, proszę.

Feeglowie wysunęli się zza niemal każdego bibelotu. Tiffany stuknęła w róg obfitości.

— Możecie wyciągnąć stamtąd małego kociaka?

— Tylko tyle? No problemo — oświadczył Rob Rozbój. — Miołem nadzieje, ze to będzie cosik trudnego!

Grupa Nac Mac Feeglów truchtem wbiegła w wylot rogu. Ich głosy ucichły. Czarownice czekały. Potem czekały jeszcze trochę. I jeszcze.

— Feeglowie! — huknęła Tiffany w głąb otworu.

Zdawało jej się, że słyszy bardzo dalekie, bardzo słabe: „Łojzicku!”.

— Jeśli on potrafi wytworzyć ziarno, to mogli tam znaleźć piwo — zaniepokoiła się. — A to znaczy, że skończą tę wycieczkę dopiero wtedy, kiedy piwo też się skończy.

— Koty nie żywią się piwem — burknęła babcia Weatherwax.

— Wiecie, ja mam już dość tego czekania — stwierdziła niania. — Patrzcie, na tym spiczastym końcu też jest mała dziurka. Mam zamiar zadąć w ten róg.

W każdym razie spróbowała. Jej policzki wzdęły się i poczerwieniały, wytrzeszczyła oczy i stało się jasne, że jeśli róg nie zagra, to ona pęknie. I wtedy róg ustąpił. Zabrzmiał odległy, bez wątpienia skręcony, a także turkoczący odgłos, który stawał się coraz mocniejszy.