Выбрать главу

Zanim jednak wszyscy opuścili Oslo z zamiarem pojechania na zachodnie wybrzeże, odbyły się chrzciny dwojga małych Vargasów. Prosta, ale bardzo piękna ceremonia miała miejsce w ratuszu w Oslo, w sali z portretem króla Haralda. Ojcowie nieśli swoje dzieci, dumni, w otoczeniu gości.

Sissi i Miguel patrzyli, jak przejęty Antonio kroczy z Veslą u boku i z maleńkim chłopczykiem na rękach. Jordi niósł Teresę, która z pewnością nie pojmowała, jaka to uroczysta chwila.

Ze wzruszenia Sissi popłynęły łzy, a kiedy usłyszał głośno wypowiedziane imię i nazwisko Jordi Vargas, wszyscy wiedzieli, że chodzi o małego Jordiego i ze chłopiec dostaje to imię na pamiątkę długiej, samotne, wędrówki jego wuja po zaświatach.

Gudrun zalała się łzami, kiedy padło nazwisko Signd Teresy Vargas. Również Pedro był wzruszony, choć on uważał, że uroczystość jest pogańska. W ogolę wszystko odbywa się nie po chrześcijańsku. Unni i Jordi wzięli cichy, cywilny ślub. Sissi i Miguel żyją w wolnym związku. Chociaż w tym wypadku sprawa nie jest taka prosta, niełatwo jest komuś takiemu jak Miguel zdobyć dokumenty, na razie więc pozostawał tak zwanym bezpaństwowcem. Biurokracja bowiem wymaga czasu i zachodu.

Stał teraz obok Sissi i przyglądał się maleńkim dzieciom. Sissi uścisnęła mu rękę i spojrzała nań pytająco. Rozumiał, o co jej chodzi.

Oboje bardzo chcieli mieć dzieci. Ale mieli tez mnóstwo wątpliwości. Czy mogliby się odważyć. Czy Miguel jest na tyle człowiekiem, by mógł spłodzić normalne, ludzkie dziecko? Bez ogonka, choćby i małego? Bez zielonych oczu i spiczastych uszu?

Trzeba się nad tym dobrze zastanowić.

Jak zwykle Pedro pomógł im wyjść z biurokratycznej pułapki. Wyposażył Miguela, jak najbardziej zgodnie z prawem, w hiszpański paszport i hiszpańską tożsamość, dzięki czemu młoda para odetchnęła. Teraz mogli w każdej chwili wziąć ślub.

Na koniec Gudrun i Pedro połączyli się węzłem małżeńskim, a stało się to w starym wiejskim kościółku na zachodnim wybrzeżu Norwegii. Jeszcze jedna uroczystość miała się odbyć w Hiszpanii, gdzie postanowili się osiedlić. Pedro bowiem był katolikiem, chociaż nie zaliczał się do fanatyków, pragnął ślubu we własnym obrządku. Na ten drugi ślub zamierzali zaprosić Elia z rodziną.

Podczas wspaniałego weselnego obiadu Morten powiedział:

– Zastanawiam się, czy czarownica Urraca nas teraz widzi?

– Mam nadzieję, że nie – odparł Jordi. – Życzę jej i rycerzom, by nareszcie zaznali spokoju. Ale może moja strażniczka z granicy sfer nas widzi?

– Uważam, że należy się im wszystkim toast – powiedział Antonio.

Spełniono pięć toastów. Za wszystkich rycerzy. A potem jeszcze za Urracę.

Później za dwoje królewskich dzieci.

I za króla Agile.

I jeszcze pięć za rycerskie konie.

Ale wtedy Morten spał już głęboko pod stołem.

Margit Sandemo

***