Выбрать главу

Na schodach ukazała się Vesla i serce podskoczyło mu do gardła. Jakaż ona piękna, jak oślepiająco zgrabna. Najwyraźniej przybrała parę kilo, ale bardzo jej z tym ładnie. Jak bardzo się ona różni od Emmy, która z daleka mogła ją trochę przypominać, też wysoka i blondynka. Ale Vesla promieniała ciepłem, teraz bardziej niż kiedykolwiek.

Jak dobrze wziąć ją w ramiona!

– Strasznie za tobą tęskniłem – wyszeptał, tuląc twarz do jej szyi.

– I ja też, Antonio. Chodź!

Poprowadziła go do wnętrza domu. Dała mu znak, by był cicho, kiedy skradali się do sypialni.

A tam stał niewielki kosz…

Chłopczyk spał. Antonio przełknął kluskę w gardle.

Mój Boże, jakiż on maleńki. Głośno tego jednak nie pomyślał. Ma ciemne włoski, jak ja. Ciemne rzęsy. Krótki nosek. Świetnie, bo przynajmniej nie jest podobny do matki Vesli. Nie mogę stwierdzić, do kogo jest podobny, bo leży na boku. Gdybym tylko mógł go podnieść.

– Jakie niewiarygodnie malutkie rączki… Mogę go dotknąć?

Instynkt opiekuńczy dawał o sobie znać. Jestem za niego odpowiedzialny, myślał Antonio. On jest mój. Mój i Vesli. W końcu spojrzał na nią. Vesla stała sztywna, w oczekiwaniu. Antonio czuł, że twarz rozjaśnia mu serdeczny uśmiech, szeroki i szczęśliwy.

Oplótł żonę ramionami i przymknął oczy.

– Dziękuję ci – wyszeptał. Dotarł do domu.

Morten mieszkał tymczasem razem z nimi, ale pokazywał się rzadko. Vesla powiedziała, że wysyła SMS – y do Juany przez całe dnie i noce. Nawet przy stole siedział wpatrzony w mały aparat i bezustannie klikał, rozjaśniał się, gdy otrzymywał odpowiedź, i wciąż pytał Veslę o znaczenie hiszpańskich słów. „Co znaczy madrugada? Czy to nazwa rockowego zespołu”? „Madrugada znaczy brzask” – odpowiadała Vesla cierpliwie. „Dobrze, no a co znaczy…:? i tak dalej.

Vesla i Antonio mieli nadzieję, że uczucie do Juany potrwa jakiś czas. Wygodniej jest, kiedy Morten zajmuje się SMS – ami.

Antonio bardzo dokładnie obejrzał swojego małego synka. Chłopczyk dopiero niedawno wrócił do domu ze szpitala, więc Vesla wciąż bardzo się denerwowała przy przewijaniu i w ogóle. Nie tak znowu długo musiał leżeć w inkubatorze, ale był naprawdę maleńki, trudno zaprzeczyć. Rączki i nóżki miał jednak długie, palce i paznokietki pięknie wykształcone, lekarze zapewniali, że wyrośnie na dużego mężczyznę.

– Uff, to przecież głupstwo – mówiła Vesla. – Ja znam kilku chłopców niskiego wzrostu, a żebyś wiedział, jakie mają powodzenie! Są dosłownie otoczeni rojem dziewcząt!

– Oczywiście – zgodził się z nią Antonio i po raz kolejny podziwiał małego. Nie potrafił jednak nazywać synka Jordi. To zbyt bolesne.

Próbował też zaraz po powrocie porozumieć się z Unni, ale nie było jej w domu, a telefon komórkowy wyłączyła.

Gdzież ona się podziewa? myślał przestraszony.

6

Ale nie było powodu do niepokoju. Unni poszła do doktora, żeby się dowiedzieć, czy naprawdę jest w ciąży.

Na tym polu bowiem panował absolutny zastój. Nic zauważalnego się nie działo. A ona tak strasznie chciała mieć dziecko z Jordim, wszystko jedno czy go znajdzie, czy nie.

Nie, tak myśleć nie wolno. Żadnych negatywnych przewidywań, bo można zniszczyć istniejące możliwości. To oczywiste, że Unni musi znaleźć Jordiego!

Wyczytano jej nazwisko i weszła do gabinetu.

Lekarka uśmiechała się do niej.

– To prawda – powiedziała. – Jesteś w ciąży…

– No dobrze, ale dlaczego ja nic nie czuję? – wykrzyknęła. – Coś przecież powinnam już zauważać, minęło kilka miesięcy. A ja wciąż jestem w znakomitej formie.

Lekarka roześmiała się.

– Jakie miesiące? Nie jest tak, jak myślałaś, to bardzo młoda ciąża, najwyżej kilka tygodni. Przypuszczalnie mniej.

Unni milczała. Ta noc nie tak dawno temu w starym kościele?

Dziękuję ci, Jordi, za nią, ale…

– Ale ja przecież tak długo nie miałam miesiączki…

– Czy ostatnio intensywnie się odchudzałaś?

– Nie z własnej woli, ale tak. Bywały długie przerwy między posiłkami. Podczas naszej wyprawy.

– I byłaś dodatkowo narażona na wysiłek psychiczny? Stres?

– Owszem, i jedno, i drugie, ale w takim razie jak mogłam zajść w ciążę?

– Mogłaś mieć owulację. Widocznie cykl się po prostu zaczynał normalizować.

– No chyba tak.

Unni starała się rozważyć sprawę dokładnie. To by tłumaczyło jej znakomitą formę.

I z ulgą pomyślała, że to bardzo dobrze. Martwiła się niedawno, że ciąża będzie utrudnieniem w poszukiwaniach Jordiego. A skoro tak się sprawy mają, to zyskuje co najmniej dwa miesiące, te dwa miesiące, które zostały do jego trzydziestych urodzin.

– W takim razie mogę jechać, kiedy tylko zechcę – powiedziała sama do siebie z szerokim uśmiechem.

Lekarka usłyszała jej słowa.

– Nowe obciążenia? – spytała. Unni Ocknęła się.

– Nie, to nie musi być konieczne. Zresztą nie zamierzam narażać dziecka.

Podziękowała i obiecała wrócić wkrótce na kontrolę.

Życie wydawało się jakby trochę jaśniejsze. Ale, rzecz jasna, wcale tak nie było. Jordi zniknął, znajduje się w innym wymiarze, a ona nawet pojęcia nie ma, gdzie miałaby go szukać.

Podążać jego śladem?

W jaki sposób można podążać śladem umarłych, skoro człowiek sam znajduje się w całkiem innym świecie?

Zadzwonił Antonio. Unni otrząsnęła się z ponurych rozmyślań. Dowiedziała się o wielkim zmartwieniu, związanym z Miguelem, Antonio pytał, czy ona nie mogłaby nawiązać kontaktu z rycerzami. A najlepiej z Urracą. Oni powinni chyba wiedzieć, dokąd udał się Miguel.

– O mój Boże, co myśmy zrobili? – przeraziła się Unni. – To prawda, że wtedy w dolinie panował kompletny chaos, wszystko było takie stresujące, ale naprawdę powinniśmy byli mieć więcej rozumu i pomyśleć, co się z nim stanie. Pozostawiliśmy go własnemu losowi, a on jest taki samotny! Jedyny demon na powierzchni ziemi, który pojęcia nie ma o ludzkim życiu.

– No, paru rzeczy się przy nas nauczył. Antonio stał obok koszyka z dzieckiem, mały Jordi zaciskał piąstkę na jego wskazującym palcu. Jest silny, mocno trzyma się życia, myślał Antonio i aż pokraśniał z dumy. W ciągu tych kilku godzin, które spędził w domu, jego uwielbienie dla małego synka wciąż rosło.

– Ale nawiązać kontakt z rycerzami – zastanawiała się Unni rozgoryczona. – Albo z Urracą? Jak miałabym to zrobić? Jak się robi coś takiego? To potrafił Jordi, ale przecież niczego mnie nie nauczył.

– Musisz spróbować – przekonywał Antonio. – To nasza jedyna możliwość.

– Pięknie, nie ma co – mruknęła Unni. – No ale w razie czego mogłabym skorzystać z okazji i zapytać również o los Jordiego!

– No właśnie! To też ważne! – zawołał Antonio, po czym Unni została sama wobec próby nawiązania kontaktu ze światem upiorów, który gdzieś podobno istnieje.

Wiedziała, że ma bardzo dobre stosunki z Urracą, więc to do czarownicy zwróciła prośby o zrozumienie sytuacji Miguela.

Usiadła w pozycji lotosu, wnętrza dłoni zwróciła ku górze tak, jak to widziała u ludzi, którzy mieli zamiar medytować. Nie by kiedykolwiek uważała, że to miałaby być jakaś szczególnie dobra pozycja, ale skoro może pomóc, to proszę bardzo!

Siedziała długo. Nic się jednak nie działo, żeby nie wiem jak intensywnie wzywała swoich duchowych przyjaciół i żeby nie wiem jak prosiła o radę co do Jordiego i tych jakichś przeklętych śladów, o których mówili.

Eter, czy też pokój, w którym siedziała, był jak martwy.

Z ciężkim westchnieniem dała za wygraną. Musiała przyznać, że nie posiada takich zdolności jak Jordi, jeśli idzie o komunikowanie się z tamtym światem.