Выбрать главу

Oczywiście wszystko to zdało się na nic. Moja podświadomość raczyła mnie właśnie obrazami, o których starałam się zapomnieć. Chcąc nie chcąc, musiałam się z nimi zmierzyć.

Gdy usiadłam na łóżku, zakręciło mi się w głowie, odczekałam, więc, aż krew spłynie w dół ciała. Wszystko po kolei, pomyślałam biorąc do ręki kosmetyczkę, zadowolona poniekąd, że mogę odwlec to nieco w czasie.

Wzięłam prysznic, ale minęło zaledwie parę minut. Potem specjalnie starannie wysuszyłam włosy. Niestety, wkrótce nie miałam w łazience już nic do roboty. Owinięta ręcznikiem, wróciłam do swojego pokoju. Nie wiedząc, czy Charlie jeszcze śpi, czy też dokądś pojechał, wyjrzałam przez okno. Radiowóz zniknął, znów wybrał się na ryby.

Ubrałam się powoli w najwygodniejszy ze swoich dresów i pościeliłam łóżko, choć normalnie nigdy tego nie robiłam. Teraz zostawało mi tylko zabrać się do dzieła. Podeszłam do biurka i włączyłam komputer.

Korzystanie z internetu w Forks było męczarnią. Modem miał już swoje lata, a darmowy pakiet usług standardem znacznie odbiegał od normy. Samo łączenie się z siecią ciągnęło się bez końca. Postanowiłam w tym czasie zjeść miskę płatków z mlekiem.

Jadłam powoli, dokładnie przeżuwając każdy kęs. Skończywszy posiłek, umyłam miskę i łyżkę, wytarłam je ścierką i odłożyłam na miejsce. Powlokłam się na górę jak na stracenie. Zanim zasiadłam przed komputerem, podniosłam z podłogi odtwarzacz CD i postawiłam go na samym środku stolika, a słuchawki schowałam w szufladzie biurka. Włączyłam tę samą płytę, co wczoraj, tym razem ciszej, tylko jako tło.

Z westchnieniem spojrzałam wreszcie na ekran. Wypełniały je rzecz jasna, automatycznie otwierające się okna reklamowe. Zajęłam miejsce przy biurku i zaczęłam je wszystkie zamykać. W końcu mogłam wejść na stronę swojej ulubionej wyszukiwarki. Pozbyłam się kilku kolejnych natrętnych reklam, wpisałam jedno jedyne słowo „Wampiry”.

Po dłuższej chwili na ekranie wyświetliły się rezultaty poszukiwań. Większość z nich nadawała się do kosza. Było tam wszystko – od filmów i programów telewizyjnych po RPG, alternatyw metal i kosmetyki do makijażu dla fanów Marilyna Mansona.

Jedna ze stron wydala mi się jednak obiecująca – nazywała się „Wampiry od A do Z”. Czekałam cierpliwie, aż się otworzy, kasując metodycznie kolejne reklamy. W końcu ściągnęła się w całości. Wyglądała skromnie, akademicko – czarna czcionka na białym tle. Strona startowa witała gości dwoma cytatami:

W mrocznym, przepastnym świecie duchów i demonów nie masz istoty równie strasznej, równie odpychającej, a mimo to darzonej taką fascynacją, bojaźnią przesyconą, co wampir, który ni demonem ni duchem nie jest, lecz jeno tajemnicze i potworne cechy obojga dzieli – wielebny Montague Summers *.

Jeśli ma człowiek, na co w świecie dowody, to na istnienie wampirów. Nie brakuje niczego: raporty oficjalne, zeznania obywateli szanowanych, chirurgów, urzędników, księży. Lecz mimo to, któż w wampiry wierzy? - Rousseau.

Resztę strony głównej zajmowała alfabetyczna lista wszystkich podań o wampirach z całego świata. Kliknęłam najpierw na hasło Danag. Okazało się, że to wampir z Filipin, który ponoć zapoczątkował w tym kraju uprawę jadalnych bulw taro. Pracował z ludźmi przez wiele lat, aż pewnego dnia pewna kobieta zacięła się przy nim w palec. Danag zaczął ssać jej ranę, co spodobało mu się tak bardzo, że wypił z ofiary całą krew.

Czytałam z uwagą kolejne opisy, wypatrując czegoś, co brzmiałoby znajomo albo przynajmniej prawdopodobnie. Większość mitów koncentrowała się na pięknych kobietach w rolach demonów oraz dzieciach w rolach ofiar. Wydawało się, że historie powstały po to, by uzasadnić wysoką śmiertelność wśród najbliższych i usprawiedliwić mężowskie skoki w bok. Do popularnych wątków należały także poczynania bezcielesnych duchów i ostrzeżenia przed nieprawidłowymi pochówkami. Nic z tego nie przypominało zbytnio znanych mi filmowych fabuł, a tylko w paru legendach, na przykład w hebrajskiej o Estrie czy w polskiej o Upiorze, wspominano w ogóle o piciu krwi.

Zaledwie trzy hasła tak naprawdę przykuły moją uwagę o rumuńskim Varacolaci, potężnej istocie, która przybierała postać pięknego, bladego mężczyzny; o słowackim Nelapsi, obdarzonym taką zręcznością i siłą, że potrafił zmasakrować całą wioskę w ciągu godziny i wreszcie o Stregoni benefici.

O tym ostatnim było tylko jedno zdanie: Stregoni beneficiwampir włoski, ponoć stojący po stronie dobra, śmiertelny wróg wszystkich złych wampirów.

Poczułam ulgę, że znalazłam, choć jedną króciutką wzmiankę o istnieniu dobrych wampirów.

Czytając, próbowałam porównywać poszczególne opisy wampirów z tym, co już o nich niby wiedziałam. Według Jacoba Zimni Ludzie byli nieśmiertelni, pili krew, mieli chłodną skórę i występowali przeciwko wilkołakom. Z moich własnych obserwacji wynikało z kolei, że istoty te są nadludzko piękne, silne i szybkie, mają bladą cerę, a ich oczy potrafią zmieniać barwę. Niestety, żaden z mitów nie wspominał choćby o kilku z tych cech naraz.

Nie zgadzało się coś jeszcze. Zarówno w znanych mi horrorach, jak i w wielu podaniach z internetu, wampiry nie mogły przebywać na słońcu, które spalało je na popiół. Dnie spędzały śpiąc w trumnach, a wychodziły po zmroku.

Zdenerwowana wyłączyłam jednym ruchem komputer, nie zawracając sobie głowy wyjściem z programu jak należy. Oprócz irytacji czułam także zażenowanie. Co za głupota. Niedzielny poranek, a ja szukam informacji o wampirach. Co mi strzeliło o głowy? Doszłam do wniosku, że winowajcą jest nieszczęsne Forks, a może i cały półwysep Olympic.

Miałam ogromną potrzebę wyjścia z domu, ale od wszystkich miejsc, w których chciałabym się znaleźć, dzieliło mnie ze trzy dni jazdy. Mimo to włożyłam buty, zeszłam na dół, narzuciłam na siebie kurtkę i nie sprawdzając nawet, jaka jest pogoda, nie wiedząc właściwie dokąd zmierzam, wyszłam na podjazd.

Niebo było zachmurzone, ale jeszcze nie padało. Minęłam obojętnie swoją furgonetkę i ruszyłam na wschód, w las. Po chwili dom i droga znikły mi z oczu, a jedynymi dźwiękami, jakie dochodziły mych uszu, były mlaskanie błota i pokrzykiwania sójek.

Gdyby nie wyraźnie widoczna ścieżka, nigdy nie odważyłabym się iść tak sama. Nie potrafiłam orientować się w terenie. Nie przerywałam marszu, byłam coraz dalej od szosy, szlak tymczasem wiódł nieprzerwanie na wschód, a przynajmniej tak mi się wydawało. Wił się wśród świerków, choin, cisów i klonów. Nie byłam zbyt dobra w rozróżnianiu drzew, ale pamiętałam to i owo z dzieciństwa, kiedy to Charlie miał w zwyczaju pokazywać mi różne gatunki z samochodu. Wielu nie znałam w ogóle, inne trudno było rozpoznać, ponieważ pokrywały je gęsto zielone jemioły.

W głąb lasu popchnął mnie gniew, który z czasem zelżał i zwolniłam kroku. Ze stropu gałęzi wysoko w górze spadały pojedyncze krople, ale nie umiałam ocenić, czy to początki ulewy czy tylko resztki z wczoraj zalegające na liściach. Zaledwie parę metrów od ścieżki świeżo powalone drzewo – wiedziałam, że stało się to niedawno, bo kory nie pokrywał jeszcze mech – tuliło się do pnia jednej ze swych sióstr, tworząc coś na kształt przytulnej ławeczki. Przedarłam się ku niej przez paprocie i ostrożnie usiadłam na wilgotnym siedzisku, upewniając się wpierw, że dotykam go tylko kurtką, a nie innymi częściami ubrania. O drugie żywe drzewo oparłam zakapturzoną głowę. Ten spacer to nie był najlepszy pomysł. Zielony las zbytnio przypominał scenerię z ostatniego koszmaru, żebym mogła zapomnieć o tym, co mnie trapi, ale dokąd miałam niby pójść? Odkąd usiadłam i ucichły odgłosy moich kroków, panująca w puszczy cisza stała się nie do zniesienia. Nawet ptaki zamilkły. Kropli przybywało, więc zapewne ponad koronami drzew zaczął padać deszcz. Wokół rozrastały się tak bujne paprocie, że z niedalekiej ścieżki musiałam być zupełnie niewidoczna.

вернуться

* Montague Summers (1880 – 1948). brytyjski duchowny katolicki, autor wielu publikacji o wampirach.