Wojna z Moskwą rozpoczęła się na nowo w r. 1632, gdy znaczne siły rosyjskie zaatakowały Smoleńsk. Wyprawę zainicjowało rzucone przez ziemskij sobór wezwanie do odwetu; na czele wojsk stał Michał Borysowicz Szein - ten sam generał, który dwadzieścia lat wcześniej tak mężnie bronił miasta. Tym razem, gdy nie udało mu się osiągnąć oczekiwanych wyników, został powieszony jako zdrajca. Wieczysty pokój, zawarty 14 czerwca 1634 r. nad rzeką Polanowka w pobliżu Smoleńska, potwierdzał wszystkie postanowienia terytorialne uzgodnione w Dywilinie. Władysław IV, teraz już dzięki elekcji utwierdzony w swoim polskim dziedzictwie, z przyjemnością przyjął sumę 20 tysięcy rubli w zamian za rezygnację z roszczeń do tronu moskiewskiego.
„Wieczność” trwała jednakże zaledwie przez dwadzieścia lat. W 1654 r. Moskwa zrobiła decydujący krok na drodze do zemsty. Zachęcony ciągłymi niepokojami na Ukrainie, car Aleksy Michajłowicz utorował sobie drogę, biorąc w opiekę zaporoskich Kozaków. Potem uderzył i ponawiał ataki przez następne dwadzieścia sezonów. W czasie tej wojny Moskale wykazali ową wspaniałą wytrzymałość, która jest jedną z cech, jakie znaczą ich dzieje. Mimo krótkiej przerwy w latach 1657-58, spowodowanej działaniami podejmowanymi przez Szwedów, nie wypuszczali Rzeczypospolitej z dławiącego uścisku, obejmując podwójnym chwytem Litwę i Ukrainę. Na mocy rozejmu w Andruszowie, podpisanego 3 stycznia 1667 r., odwrócili postanowienia z r. 1634, przejmując kontrolę nad Kijowem i całą lewobrzeżną Ukrainą. Te nowe warunki nie zostały potwierdzone aż do następnego „wieczystego pokoju” z r. 1686, przez Rzeczpospolitą zaś zostały ratyfikowane dopiero w r. 1710. Ale praktycznie rzecz biorąc, Ukraina popadła w zależność od Moskwy. Odwieczne pretensje księstwa moskiewskiego do statusu „imperium rosyjskiego” szybko nabierały uzasadnienia w rzeczywistości.
Równocześnie z działaniami „trójkąta połnocnego” powstał dzięki obecności Turków na wybrzeżu Morza Czarnego „trójkąt południowy”. Tu boki areny wytyczały graniczące ze sobą tereny należące do Rzeczypospolitej, Moskwy i imperium otomańskiego. W gruncie rzeczy niebezpieczeństwo w tym rejonie rzadko nabierało realnych kształtów. Turcy byli zajęci kampaniami w basenie Dunaju i w Azji i zazwyczaj pozostawiali prowadzenie walk na terenach leżących na północ od Karpat swoim krymskim wasalom. Rok po roku, przez cały okres panowania Wazów i później, Tatarzy krymscy próbowali po kolei wszystkich możliwych permutacji: w służbie Moskwy urządzali najazdy przeciwko Rzeczypospolitej, w służbie Rzeczypospolitej - najazdy przeciwko Moskwie; organizowali wypady wspólnie z Kozakami lub przeciwko Kozakom, a także rajdy na własną rękę[307].
Krótka wojna turecka w latach 1620-21 była w okresie między 1498 a 1672 r. jedynym przypadkiem bezpośredniego konfliktu Polaków z główną armią otomańską, i to konfliktem wynikłym nie z knowań Moskwy, lecz będącym skutkiem intrygi uknutej w Siedmiogrodzie. W r. 1619 Zygmunt III wysłał pewną liczbę oddziałów kawalerii do Wiednia, aby pomóc swemu szwagrowi, cesarzowi, odeprzeć ataki księcia siedmiogrodzkiego Gabora Bethlena. To Bethlen wszedł w konszachty z Wysoką Porta po to, aby wyreżyserować odpowiednią reakcję. We wrześniu 1620 r. Iskander-basza wyruszył przeciwko Rzeczypospolitej i pod Cecorą nad Prutem zadał Polakom druzgocącą klęskę, biorąc w niewolę hetmana Koniecpolskiego. Przyniesiono mu też nadzianą na pikę głowę Żółkiewskiego. W rok później losy wojny dramatycznie się odmieniły. Armia złożona z 55 tysięcy Polaków i Kozaków pod dowództwem hetmana Chodkiewicza i atamana Sahajdacznego została otoczona w obozie pod Chocimiem nad Dniestrem przez stutysięczną armię turecką, którą dowodził osobiście sułtan Osman II. Ich los wydawał się przypieczętowany. Scenę tę - a także późniejsze wydarzenia - odnotował w swych łacińskich pamiętnikach wojewoda ruski Jakub Sobieski (1588-1646); opis ten miał się w odpowiednim czasie stać dla Wacława Potockiego inspiracją do napisania Wojny okocimskiej (najbardziej może znanego poematu epickiego w literaturze polskiej):
...Zabielały się góry i Dniestrowe brzegi
Rzekłby kto, że na ziemię świeże spadły śniegi,
Skoro Turcy stanęli, skoro swoje w loty
Okiem nieprzemierzone rozbili namioty (...)
Skoro Osman obaczył nasze szańce z góry,
Jako lew krwie pragnący wyciąga pazury,
Jeży grzywę, po bokach maca się ogonem,
Jeżeli żubra w polu obaczy przestronem (...)
Janczaraga we środku, ustrzmiwszy w puch pawi,
Ogniste swoje pułki na czele postawi,
Sam dosiadłszy białego Arabina grzbieta
Jako między gwiazdami iskrzy się kometa,
W barwistym złotogłowie pod żórawią wiechą,
Bunczuk nad nim z miesiącem, otomańską cechą (...)
W prawo i w lewo Janczar, na widoku stały,
Nieznane oczom naszym dotąd specyały,
Straszne słonie, co trąby okrom mają kielców,
Każdy swą wieżą dźwiga, każda wieża strzelców
Po trzydziestu zawiera; tak gdzie tylko chodzą
Rozdrażnione bestye, nieprzyjaciół szkodzą (...)
W tymże obłoku stali Murzyni cudowni,
Jako się błyszczy iskra w opalonej głowni,
Tak i tym z warg napuchłych, z czemiejszej nad szmelce
Paszczeki, bielsze niż śnieg wyglądały kielce.
Tu się w szerokobiałej na wierzchu koszuli
Po polach Mamalucy przestronnych rozsuli,
Jakoby przy łabęciach postawił kto kruki (...)
Cóż pisać o armacie? gdy samemi działy
Obóz swój osnowali, za szańce, za wały,
Z takim grzmotem, że ledwie podobny do wiary,
Sam to przyznał Chodkiewicz wódz i żołnierz stary,
Który jak się marsowym począł bawić cechem
Nigdy tak wielkich, nigdy z tak ogromnym echem
Sztuk ognistych nie widział, które ziemię z gruntów
Trzęsły, rzygając kule o sześćdziesiąt funtów[308].
Buta Turków poprzedziła ich druzgocącą klęskę. Ponawiane przez cały wrzesień nieustające ataki i bombardowania nie zdołały wyprzeć obrońców, którzy walczyli ponoć do ostatniej beczułki prochu. W październiku - podobnie jak żołnierze Tarnowskiego pod Obertynem - artyleria polska ruszyła do kontrataku, przełamując opór oblegających. Sułtan wystąpił o zawarcie rozejmu. Obie strony zdawały sobie sprawę, że nie istnieją żadne istotne powody wzajemnej wrogości. Sejm, który z tej okazji wypłacił rekordową sumę, równą ośmiokrotnej wartości podatku gruntowego, dał się przekonać, aby Turków potraktować z większą rozwagą. Króla i jego skłonnego do ryzykownych przedsięwzięć syna ostrzeżono, aby unikali niepotrzebnych wojennych zobowiązań. Odtąd, zawarłszy pokój z Turkami, trzymali się z daleka także od wojny trzydziestoletniej, pozostawiając swoich habsburskich kolegów po fachu zdanych na własne siły.
308
Wacław Potocki, Wojna okocimska, poemat bohatyrski w dziesięciu częściach przez Andrzeja Lipskiego, wyd. S. Przyłęcki, Lwów 1850, część czwarta, s. 382-582.