Mon Coeur, mon âme et mon touti
Calusieńką jadąc noc, stanęliśmy tu samym świtaniem, już tylko o półtrzeciej mili od Króla JMci i od wojska. M. Palatin de Cracovie jutro się podobno już złączy, bo dziś tylko o cztery mile od Króla JMci. Chorągwi konnych przy królu bardzo mato, nowo zaciężnych cale nie widać. Moje wszystkie z łaski bożej zastałem tu i już się opowiedzieli Królowi JMci.
O Lubomirskim była wiadomość, że już mijał Szczebrzeszyn; rozumiem tedy, że się te rzeczy już w długą powlec nie mogą. Co komu P. Bóg obiecał, wkrótce się pokaże. Niesłychaną mamy incommodite w tej drodze, co niczego na świecie nie dostanie. Pustki takie, jakie na świecie nie mogą być większe. Ja dalibóg nie wiem i imaginować nie mogę, co my tu będziem w obozie jedli. Króla JMCi za godzin trzy obaczyć się spodziewam i tam świeżych zasiać wiadomości. Zapomnieli mi teraz tam chłopcy szkatuły mojej podróżnej czarnej, żelazem okowanej, bez której jestem prawie jako bez ręki. Pytać się tedy o okazję, a przysłać mi ją jako najprędzej, mianowicie przez jmć ks. Lipskiego, jeśli jeszcze nie wyjechał. Kluczyki od niej są przy mnie. Całą drogę w wielkiej zostawałem i zostawam melankolii i jednym się tylko tym cieszę słowem, że mi tę na wyjezdnym niespaną noc śliczna Astrée sowito swoją obiecała nagrodzić miłością, co niech w pamięci będzie, uniżenie proszę. Być przecie zasłużył to dobrze Celadon, żeby go i kochać, i mieć podczas jakąkolwiek complaisance; a on, jeśli mu się P. Bóg zdrowo powrócić pozwoli, wszystkimi się o to chce starać sposobami, że nic kochańszego i milszego na tym nie będzie miał świecie nad śliczność swojej Jutrzenki, którą całując milion razy, żegna, opowiadając, że póki ducha w ciele, poty jej najwierniejszym będzie sługą i tym, czym go teraz P. Bóg mieć chciał. Jmp. łowczemu podziękować i za konie, i za wszystkie łaski, bez których byłbym był srodze mai accommode; usługę moją zawdzięczyć w każdej jegomości panu obowiązuję się okazji[320].
W sposobie myślenia i postępowania Sobieskiego, który tak silnie odbił się na sposobie prowadzenia spraw publicznych, poczesne miejsce zajmowała „tradycja orientalna”. Sobieski należał do grupy magnatów z południowo-wschodnich prowincji kraju, których interesy, wykształcenie i postawy były zasadniczo odmienne od stylu życia w innych częściach kraju. Zwłaszcza w XVII w. szlachtę ze wschodu problemy sąsiedniego świata otomańskiego zajmowały w stopniu, jaki w Warszawie, Krakowie czy Gdańsku uznano by za obsesję. Co więcej, ze względu na wyjątkowe rozmiary majątków, którym nie było równych w żadnej innej części Rzeczypospolitej, a także z tytułu posiadania potężnych prywatnych armii, mogła ona narzucać polityce całego państwa kierunki odpowiadające własnym interesom. Najlepszym przykładem jest tu być może Tomasz Zamoyski (1594-1638) - wojewoda kijowski i przez krótki czas - podobnie jak jego wybitny ojciec - kanclerz wielki koronny. Otrzymawszy jako dziedzictwo rozległe majątki w rejonie Bracławia, od dzieciństwa stykał się ze sprawami Wschodu. Był przyjacielem chana krymskiego, Islama Gireja, który spędził pewien czas w niewoli w Zamościu; płynnie znał języki turecki, tatarski, arabski i perski. Akademię swego ojca przekształcił w ośrodek studiów orientalnych pod kierownictwem jej uczonego rektora Jana Iwaszkiewicza; samo miasto zaś - z jego wspólnotą ormiańską i żydowską oraz z manufakturą perskich dywanów - w ośrodek handlu ze Wschodem. Był ojcem pierwszego męża Marysieńki[321]. Sobieski wyrastał w podobnym otoczeniu. Urodził się podczas gwałtownej burzy, w czasie tatarskiego najazdu. Jego dziadek ze strony matki, hetman Żółkiewski, oraz brat Marek zginęli na polu bitwy z rąk Tatarów, wuj zaś, Stanisław Daniłowicz, zmarł w tatarskiej niewoli. Głębokie wrażenie musiała na nim wywrzeć rodzinna krypta w Żółkwi - groby bohaterów i napis: O quam dulce et decorum est pro patria mori. W 1653 r. dobrowolnie zgłosił się jako zakładnik w Bachczysaraju; w r. 1654 był w Stambule, w r. 1656 dowodził posiłkami tatarskimi Rzeczypospolitej w bitwie o Warszawę 28-30 lipca. Nikt nie miał większego doświadczenia w sprawach Wschodu ani nie odczuwał wobec nich większej fascynacji niż on. Orientalna tradycja przejawiała się na różne sposoby. Była inspiracją dla przesadnej świadomości własnej katolickości, która kazała Rzeczypospolitej usprawiedliwiać wszystko w kategoriach obrony chrześcijańskiego świata. Inspirowała też aktualną modę w dziedzinie obyczajów i strojów: tureckie siodła, tatarskie fryzury i perskie dywany były nieodłącznymi atrybutami każdego szanującego się szlachcica. Stanowiła zachętę do zajmowania konserwatywnego stanowiska wobec problemów społecznych, podkreślając konieczność poddania się jednostki woli Bożej i regułom niezmiennego ładu społecznego. Wprowadzała zamęt w politykę zagraniczną, skłaniając do bagatelizowania rozwoju wydarzeń w Moskwie, Skandynawii i Prusach oraz interpretując interesy Rzeczypospolitej wyłącznie poprzez pryzmat zagrożenia ze strony świata muzułmańskiego. Co zaś najważniejsze, oznaczała przyjęcie tezy, że wojna prowadzona stale i nieustępliwie jest podstawowym i właściwym sposobem potwierdzenia integralności i honoru państwa.
Kwestie wojenne mogły zatem budzić niepokój - częściowo za sprawą naturalnych skłonności króla, a częściowo na skutek nacisków z zewnątrz. Poczynając od r. 1676, przeprowadzono reformę zarówno wyposażenia, jak i organizacji armii. W formacjach piechoty zredukowano drastycznie liczbę pikinierów; muszkieterów uzbrojono w krótkie toporki, które służyły jednocześnie jako stojaki pod muszkiety. W oddziałach kawalerii zwiększono kontyngent dragonów; regimenty kozackie zostały wyposażone w kolczugi i zaklasyfikowane jako „zbrojna kawaleria”; lekką jazdę tatarską uzbrojono w krótkie lance. Szczególną uwagę zwrócono na sposoby zwiększenia mobilności artylerii. Wszystkie te zmiany miały na celu zapewnienie mocniejszego wsparcia dla siły uderzenia ciężkiej jazdy husarskiej - ulubionej formacji Sobieskiego i zdobywczyni jego najświetniej szych zwycięstw. Formacje obronne - inżynierów, saperów, artylerii oblężniczej - były raczej zaniedbywane. Liczebność armii ustalono, od czasu panowania Jana Kazimierza, na 12 000 żołnierzy dla Korony i 6000 żołnierzy dla Wielkiego Księstwa. Teraz liczby te podniesiono odpowiednio do 36 000 i 18 000 żołnierzy stałej armii. Wielki nacisk kładziono na kontrybucje prywatnych armii magnackich. Sam Sobieski dał tu przykład, bez wahania oddając prywatną fortunę na służbę ojczyzny. Był przedstawicielem klasy, która nieufnie odnosiła się do wzrostu potęgi państwa, i bardziej liczył na lojalność i hojność zamożnej szlachty. W rezultacie uczyniono niewiele dla poprawy stanu finansów przeznaczonych na cele militarne. Wysokość podatków ustalano dla poszczególnych prowincji w zależności od ich finansowych możliwości. Podatki ściągano często ze znaczną zwłoką. Odpowiedzialność za szczegółowy nadzór w tej dziedzinie spadała na sejmiki. Dzięki swej wybitnej osobowości Sobieski zdołał zainspirować Rzeczpospolitą do niezwykłych wysiłków - nagłych i krótkotrwałych wybuchów. Ale przestarzały mechanizm został przez niego praktycznie całkowicie wyeksploatowany. Nadszedł moment, gdy po dwudziestu latach zbyt intensywnej eksploatacji - odmówił on dalszego działania. Pod koniec panowania Sobieskiego nie opłaceni żołnierze stali się nagminną plagą wielu prowincji[322].
322
M. Kukieł, Zarys historii wojskowości w Polsce, Kraków 1929, Londyn 1949, rozdz. 3. Patrz też J. Wimmer, Wojsko polskie w drugiej połowie XVII wieku. Warszawa 1966.