Wojna turecka nie była dziełem Sobieskiego, chociaż od samego początku król był w nią mocno zaangażowany. Rozpoczęli ją Turcy jako część planu strategicznego zmierzającego do okrążenia Habsburgów i jako odpowiedź na habsburskie małżeństwo Wiśniowieckiego. Po Chocimiu, gdzie zwycięstwo Sobieskiego zmazało hańbę klęski poniesionej w Buczaczu, szansę rozkładały się równo. W latach 1674-75 króla rzadko widywano w Warszawie, wciąż też odkładano uroczystość koronacji. Tureckie oblężenie Lwowa zostało przełamane. Twierdzę w Trembowli uratowała odwaga żony jej komendanta, która zagroziła mężowi samobójstwem, jeśli ten nie poniecha zamiaru poddania się wrogowi. Póki nie zostały zakończone te niebezpieczne operacje wojenne, polityka Sobieskiego była dotknięta paraliżem. Ale w r. 1676 obie strony zaczęły okazywać oznaki wyczerpania. Armia polska została otoczona w obozie zbrojnym pod Żurawnem nad Dniestrem przez przeważające siły Ibrahima Szejtana, który nie był jednak w stanie przełamać jej skutecznego oporu. 17 października podpisano rozejm, na mocy którego Turcy zachowali większość swych zdobyczy. Do Porty wysłano poselstwo Jana Gnińskiego w nadziei osiągnięcia trwałego pokoju.
Skoro tylko pierwszy najazd turecki został opanowany, Sobieski zwrócił się ku Francji. Przez cały czas od momentu zawarcia małżeństwa łączyły go bliskie związki ze stronnictwem francuskim na dworze. W 1666 r. Ludwik XIV ofiarował mu buławę marszałka Francji. W r. 1672, stanąwszy na czele popieranej przez Francuzów konfederacji szczebrzeszyńskiej, Sobieski szykował się do walki z prohabsburską konfederacją gołąbską. Tak więc przymierze z Francją było dla niego pod wieloma względami krokiem naturalnym. Oznaczało związek Rzeczypospolitej z antyhabsburskim obozem Francji, Szwecji, Turcji i Węgier, z drugiej jednak strony niosło ze sobą szereg korzyści. Oddawało do polskiej dyspozycji francuską służbę dyplomatyczną w zabiegach o zawarcie pokoju z Turkami oraz w przeciągających się negocjacjach z Moskwą; stanowiło obietnicę stworzenia przeciwwagi dla manewrów frakcji prohabsburskiej w dziedzinie spraw wewnętrznych Rzeczypospolitej; a wreszcie otwierało drogę do zorganizowania wyprawy w celu ponownego ustalenia zwierzchnictwa Polski w Prusach. Francuzi ze swej strony byliby zachwyceni możliwością stworzenia sobie na wschodzie bazy, z której mogliby kierować operacjami na Węgrzech oraz akcjami wymierzonymi przeciwko Wiedniowi. Traktat podpisano 11 czerwca w Jaworowie. Sobieski miał uzyskać od Francji subsydium w wysokości 200 000 talarów rocznie na sfinansowanie ekspedycji przeciwko państwu brandenbursko-pruskiemu, która miała zostać podjęta natychmiast po zakończeniu kampanii tureckiej. Miano też zaaranżować rapprochement ze Szwecją. Francuzi mieli otrzymać pozwolenie na używanie terenów Rzeczypospolitej w swoich kontaktach z Węgrami. Sobieski wplatał Polskę w największą kabałę polityki europejskiej. Wydawało się, że dokonał zdecydowanego wyboru co do pozycji, jaką miał zająć wobec sporu między cesarstwem a Francją. Natychmiast uznano go za głównego pełnomocnika Króla Słońce na wschodzie, on sam zaś nawiązał kontakty ze stronnictwami profrancuskimi w całej Europie. Napisał do króla Anglii Karola II, prosząc go, aby został ojcem chrzestnym jego nowo narodzonej córki. W r. 1677 podpisał w Gdańsku układ ze Szwedami[323].
Kalkulacje z r. 1675 szybko okazały się chybione. Stało się rzeczą oczywistą, że wiele z figur potrzebnych do rozegrania francuskiego gambitu stoi na zupełnie niewłaściwych polach. Po pierwsze, niezwyciężona armia szwedzka, która wyszła z Inflant i zaczęła się posuwać w kierunku na południe, została pod Fehrbellinem solidnie poturbowana przez Prusaków i przepędzona z powrotem do Rygi. Wobec tego szansę powodzenia planowanej wyprawy polskiej przeciwko Prusom bardzo poważnie przybladły. Po drugie, Porta odmówiła zawarcia pokoju. Poselstwo Gnińskiego poniosło klęskę. Po trzecie, Moskwie udało się wygrać tam, gdzie przegrał Gniński: w r. 1677 podpisano traktat turecko-moskiewski. Wszelkie zaangażowanie się strony polskiej w Prusach i każda akcja przeciwko Austrii wiązałaby się z ryzykiem ciosu w plecy zadanego przez Moskwę. Po czwarte, wyczyny stronnictwa francuskiego w Polsce zaczęły zagrażać odrodzeniem się zbrojnych konfederacji z r. 1672. Nowy hetman wielki koronny Dymitr Wiśniowiecki knuł już spisek z Wiedniem zmierzający do obalenia Sobieskiego. Po piąte, sejm odmówił ratyfikowania traktatu podpisanego w Jaworowie. Z tych wszystkich powodów polityka króla była poważnie podkopana, jeszcze zanim całkowicie upadła. W r. 1679 Ludwik XIV zawarł w Nijmegen pokój z cesarzem oraz podpisał traktat z Prusami, w którym nie znalazła się żadna wzmianka o Polsce. Prusacy po raz drugi pobili Szwedów pod Kuckernose. Sobieski był upokorzony, osamotniony i wściekły. Od tej chwili milszym okiem patrzył na obóz procesarski w Polsce, a wpływy francuskie stopniowo słabły. Wiadomo było, że Turcy - pod wodzą nowego wielkiego wezyra, Kara Mustafy - tęsknią do kolejnej rundy świętej wojny. W r. 1683, po czterech latach wahań, kości zostały rzucone. Podczas gdy orda turecka szykowała się do szybkiego wymarszu z Belgradu, chcąc wyruszyć najkrótszą drogą na Wiedeń, w Warszawie poseł francuski został przyłapany na prowadzeniu korespondencji świadczącej o zdradzie i wydalony ze stolicy. Gdy cesarz Leopold II zaapelował o rychłą pomoc, Sobieski przyjął apel życzliwie. l kwietnia podpisano z posłem cesarskim, hrabią Waldsteinem, umowę o wzajemnej pomocy. Sobieski miał uzyskać subsydium w wysokości l 200 000 dukatów na sfinansowanie odsieczy dla Wiednia; gdyby wziął osobiście udział w wyprawie, miał otrzymać nominację na głównodowodzącego połączonych armii. Aby uniknąć pechowej daty (prima aprilis), dokument został antydatowany i opatrzony datą 31 marca[324].
Sytuacja Wiednia latem r. 1683 stawała się coraz bardziej rozpaczliwa. Turcy nadciągali o wiele prędzej niż alianci i w połowie lipca rozpoczęli oblężenie miasta w sile około 140 000 żołnierzy. Obrońcy pod dowództwem Rudigera von Starhemberga zostali zmuszeni do zabarykadowania się w otoczonym mieście. Cesarz wraz ze swym dworem wycofał się do Linzu. Sobieskiemu sytuacja dodała animuszu. Podobne oblężenia widywał przy wielu wcześniejszych okazjach, a walczyć miał z wrogiem, którego każde kolejne posunięcie znał na pamięć. Jesienny galop przez Karpaty - na cudzy koszt i dla ratowania stolicy chrześcijaństwa - pokusa była nieodparta.
Polskie wojska zaczęły się gromadzić w Krakowie w połowie lata. Obóz królewski wypełnił się stopniowo 26 000 ludzi i 29 000 koni - 25 pułków husarii, 77 oddziałów kozackich, 31 oddziałów lekkiej kawalerii, 2 oddziały arkebuzerii, 37 pułków piechoty, 10 pułków dragonów i oddział artylerii. O wiele mniejsze siły, w liczbie 10 000, wysłano na Podole, aby odwróciły uwagę Turków na bocznym skrzydle. Litwinom w sile dalszych 10 000 żołnierzy kazano wyruszyć na spotkanie, które miało nastąpić na Morawach. Główne oddziały wyruszyły 29 lipca w dwóch kolumnach. Pierwsza, pod dowództwem hetmana Jabłonowskiego, maszerowała trasą północną na Śląsk przez Tarnowskie Góry, Racibórz i Opawę; druga, pod wodzą hetmana polnego Mikołaja Sieniawskiego, poszła przez Bielsko i Cieszyn. Połączywszy się w Ołomuńcu, oddziały ruszyły trasą na Nikolsburg i Tulln nad Dunajem, gdzie miały się spotkać z wojskami książąt niemieckich pod dowództwem Karola Lotaryńskiego. Osiem tysięcy wozów z żywnością przez sześć tygodni posuwało się z prędkością około dwudziestu kilometrów dziennie. Z Brna Sobieski pisał do Marysieńki:
323
Na temat stosunków polsko-francuskich za Sobieskiego patrz Toussaint de Fourbin w Revue d'Histoire Diplomatique, XXIII (1909), XXV (1911) i XXVII (1913); także S. Rubinstein, Les Relations entre la France et la Pologne de 1680 a 1683, Paryż 1913, oraz K. Piwarski, Polska a Francja po roku 1683, „Przegląd Powszechny”, I (1933), s. 71-92, 236-251.
324
Na temat zmiany w stosunkach dyplomatycznych za Sobieskiego patrz Z. Wójcik, Zmiana w układzie sił politycznych (...) w drugiej połowie XVII w., „Kwartalnik Historyczny”, LXVII (1960), s.25-57.