Выбрать главу

Na północnych obrzeżach wschodnich Karpat, nad Pełtwią, dopływem Bugu, leży jedno z najpiękniejszych miast ukraińskich — pradawny, liczący siedem wieków Lwów.

Jego dzieje są bogate i sławne. Miasto zostało założone w połowie trzynastego wieku przez księcia halicko-wołyńskiego Daniła Romanowicza i nazwane imieniem jego syna, Lwa.

Ze swą fortecą zbudowaną na szczycie wzgórza miasto było przyczółkiem oporu przeciwko falom tatarsko-mongolskich najeźdźców, ze stepów Azji atakujących Europę. (…)

W czternastym wieku ziemia halicka i Wołyń padały ofiarą najazdów polskich, węgierskich i litewskich feudałów. Osłabione walkami z Tatarami, księstwo nie mogło stawić oporu obcym najeźdźcom.

W połowie czternastego wieku zachodnie tereny Rosji wraz ze Lwowem zagrabiła Polska, wspierana przez rzymskiego papieża, którego celem było zapewnienie bazy dla ekspansji katolicyzmu na wschód. Do roku 1772 szlachecka Polska sprawowała władzę nad Haliczem i Wołyniem, do czasu przejścia Halicza w ręce Austrii. Lwów pozostawał pod rządami Austrii do 1918 roku.

Po Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej nad ziemiami zachodniej Ukrainy rozwinięto czerwony sztandar wolności, ale wobec panujących warunków historycznych Lwów popadł w niewolę polskich panów, którzy ludziom pracy zachodniej Ukrainy odebrali nawet te prawa, jakie wywalczyli sobie oni pod rządami Austrii. (…) Lwów stał się ośrodkiem walki o wyzwolenie klasy robotniczej zachodniej Ukrainy i o zjednoczenie z Ukrainą Radziecką. Idee Wielkiego Października oraz zdobycze władzy radzieckiej stały się dla robotników zachodniej Ukrainy inspiracją do walki o wyzwolenie społeczne i narodowe.

Nadszedł niezapomniany rok 1939. Ludy Związku Radzieckiego wyciągnęły pomocną dłoń do robotników zachodniej Ukrainy. Po wielu wiekach niewoli zostaliśmy gospodarzami na własnej ziemi[459].

Tak przedstawiają się współczesne losy Lemberga—Lwowa—Lwiwa. Nigdzie nie jest jasno powiedziane, że jedynym krajem, do którego miasto nigdy nie należało przed 1939 rokiem, jest Rosja. Nigdzie nie ma żadnego wyjaśnienia, dlaczego w oficjalnej terminologii sowieckiej najczęściej występuje rosyjska wersja „Lwów”.

Nigdzie nie ma najmniejszej wzmianki o wcześniejszych polskich i żydowskich powiązaniach miasta. Nigdzie, nawet żartem, nie proponuje się, że nazwę miasta powinno by się na dobrą sprawę pisać „W—r—o—c—ł—a—w”. Gwałt zadany zapisom historycznym jest równie dobrze widoczny, jak przemoc owego „niezapomnianego roku”, który przyniósł najbardziej gwałtowną zmianę charakteru miasta[460].

Zawodowi historycy mogą zapewne uznać, że studiowanie popularnych przewodników jest poniżej ich naukowej godności. Jeśli tak sądzą, to się mylą. Dzieła Baedekera i jego następców wszelkich orientacji dostarczają podstawowych informacji, na których opiera się ogólna wiedza o Europie Wschodniej. Uprzedzenia, błędy, selektywność i czysta fantazja być może tu bardziej rzucają się w oczy, nie są one jednak bardziej szkodliwe niż te, od których roi się w pracach naukowych.

Badaczowi i historykowi, który nie ma na względzie własnych prywatnych celów i który nie uważa żadnego z języków Europy Wschodniej za lepszy od innych, pozostaje do rozstrzygnięcia problem natury praktycznej. Mając do wyboru tak ogromną różnorodność wariantów onomastycznych, każdy musi sobie zadać pytanie, którego z nich należy używać w danych okolicznościach. Nie ma na nie jednoznacznej odpowiedzi, można jednak podać kilka prostych wskazówek. Po pierwsze, jest rzeczą ważną, aby zrozumieć, że w tych sprawach nic nie jest ani absolutne, ani wieczne. Nazwy geograficzne należy stale poddawać weryfikacji, po to, aby móc uwzględnić stale zachodzące zmiany. Sytuacja byłaby idealna, gdyby dana „nazwa” stanowiła odbicie dominujących w danym momencie dziejów powiązań kulturowych i politycznych danego „miejsca”. Jeśli będzie to oznaczać, że w rozdziale trzecim będzie się mówić o Vratislavie, w rozdziale dwudziestym — o Breslau, a w rozdziale dwudziestym trzecim — o Wrocławiu, zwolennik precyzji nie powinien zbytnio się zniechęcać. Po drugie, należy pamiętać, że konwencje językowe nie zmieniają się równie łatwo, jak polityczne. Kiedy się mówi po niemiecku, jest o wiele prościej używać nazwy „Breslau” niż „Wrocław” — choćby dlatego, że w literaturze naukowej napisanej w języku niemieckim zawsze używano tej właśnie formy. Natomiast kiedy się mówi po polsku, z przyczyn czysto językowych jest zawsze prościej mówić o „Wrocławiu”. Niemiec, który wybiera nazwę niemiecką, nie chce przez to dać do zrozumienia, że współczesny Wrocław jest miastem niemieckim, tak samo, jak Polacy, którzy mówią o „Lipsku” czy „Dreźnie”, nie chcą dać do zrozumienia, że uważają Leipzig czy Dresden za miasto polskie. Po trzecie, jest rzeczą ważną, aby pamiętać, że wersje neutralne — angielskie czy łacińskie — same w sobie zawierają zniekształcony obraz rzeczywistości, co może nieść ze sobą istotne implikacje. Forma „Warsaw” jest oczywiście łatwiejsza dla historyków piszących po angielsku niż rodzima forma „Warszawa”. Ale w pełni zanglicyzowane nazwy tego rodzaju należą do rzadkości. Większość nazw używanych w języku angielskim opiera się na terminologii niemieckiej lub rosyjskiej, a anglosascy czytelnicy zapoznawali się z nimi w przeszłości w szczególnych warunkach, które od tego czasu przestały istnieć — nazwa „Cracow”, na przykład, została utworzona od niemieckiej nazwy „Krakau” w odległych czasach, gdy mieszkańcy miasta w przeważającej większości mówili po niemiecku. Należy wreszcie pamiętać, że znaczenie wszystkich nazw geograficznych wiąże się z celami, dla których je wprowadzono. W tym ograniczonym sensie wszystkie są jednakowo stosowne.

Ich właściwość w tej czy innej sytuacji można stwierdzić tylko na podstawie pytania, w jakim konkretnym celu mają być używane, a także, w czyim interesie. Należy zawsze pamiętać o wszystkich istniejących wariantach. Zawsze można być pewnym jednego: kulturalni dzikusi, buszujący po zapisach historycznych i cmentarzach na ziemiach polskich, usuwający z nich polskie, niemieckie, żydowskie, rosyjskie czy ukraińskie nazwy i nazwiska w nadziei na to, że uda im się podciągnąć całą wspaniale niejednorodną rzeczywistość pod strychulec ich tępego widzimisię, są godni pożałowania. Cenzorzy, którzy usuwają niepożądane nazwy geograficzne z map i dokumentów, udając, że chwilowa moda ma wagę wiecznego werdyktu historii, oszukują zarówno siebie samych, jak i sprawę, której służą. Podobnie jak w kwestiach bardziej podniecających, i tu ostatecznie człowiek rozsądny musi zawsze powiedzieć: Vive la difference!

***

Bez względu na to, co można by powiedzieć na temat układu z 1945 roku, nie ulega wątpliwości, że jest on tak ostateczny, jak ostateczny może być układ polityczny tego rodzaju. Ostateczność ta nie płynie z mądrości tych, którzy go wprowadzili, lecz z braku litości i współczucia. Problem granic został nie tyle rozwiązany, ile unicestwiony. Na całym obszarze Europy Wschodniej mniejszości narodowe — bez względu na to, czy ponosiły odpowiedzialność za tarcia między poszczególnymi społecznościami, czy też nie — zostały po prostu mechanicznie poprzestawiane. Z punktu widzenia współczesnych rządów, a także supermocarstwa, które sprawuje obecnie kontrolę nad całym tym rejonem świata[461], przyjęto rozwiązanie niezwykle proste i eleganckie. Koszty poniesione przez ludzi były jednak straszliwe.

вернуться

459

Mychajło Rudnickij, Lwiw wczera i siegodnia, w: Lwiw—Lwow: Malij ilustrowanyj putiwnik, wyd. A. Paszuk, I. Derkacz, Lwów 1962, s. 34; por. także hasło „Lwów” w Wielkiej Encyklopedii Radzieckiej.

вернуться

460

Na temat polskich poglądów na dzieje Lwowa patrz S. Mękarski (J. Rudnicki), Lwów: a page of Polish History, Londyn 1943, oraz tego samego autora Lwów and the Lwów Region, Polskie Ministerstwo Informacji, Londyn 1945, także J. Mękarska, Wędrówka po ziemiach wschodnich Rzeczypospolitej, Londyn 1966.

вернуться

461

Tu i do końca rozdziału patrz przyp. 2, rozdz. I tomu II, s. 514 (przyp. tłum.).