Выбрать главу

Dla historyka układ z 1945 roku jest ciekawym paradoksem. W gruncie rzeczy, oznaczał on radykalne zerwanie z przeszłością, ogromny skok w stosunku do warunków panujących przed wojną, arbitralne odwrócenie biegu historii. Było to kolosalne osiągnięcie w dziedzinie inżynierii politycznej. Mimo to niemal w każdym z krajów Europy Wschodniej interpretuje się go jako punkt kulminacyjny naturalnego procesu historycznego i nieustannie szuka się jego uzasadnienia w odległych wydarzeniach historycznych — prawdziwych lub wymyślonych. Każdy wie, że odwołując się do historii, da się usprawiedliwić wszystko, ale w tym konkretnym przypadku skomplikowany ceremoniał historyczny, wypracowany przez ideologów dla usprawiedliwienia decyzji podjętych w 1945 roku, niemal tak samo zapiera dech w piersiach jak sam ów wielki układ. To tak, jakby budowniczowie Kanału Sueskiego czy tamy Grand Coulee czuli się w obowiązku wyjaśnić, że ich dzieło jest tylko tym, czego przy normalnym biegu wydarzeń dokonałyby: słońce, przypływy mórz i czynniki geologiczne. Od czasu wojny całe pokolenia Polaków wychowywano w przekonaniu, że obecne granice Rzeczypospolitej Ludowej obejmują obszar, na którym od niepamiętnych czasów rozwijał się i żył polski naród.

Umacnia się ich w przeświadczeniu, że polska Macierz zawsze zajmowała to samo ustalone miejsce — nawet podczas długich stuleci, gdy tak się składało, że jego znaczną część zamieszkiwali liczni „cudzoziemcy” lub że granice polityczne przypadkiem biegły w innym kierunku. Zgodnie z oficjalnie obowiązującym poglądem Polacy zawsze mieli niezbywalne i wyłączne prawo do zamieszkiwania Ziem Odzyskanych na zachodzie i północy — nawet wówczas, gdy taka czy inna vis maior nie pozwalała im tego prawa egzekwować. Na tej samej zasadzie ich własną obecność w jakimkolwiek okresie na jakimkolwiek skrawku ziem leżących poza wschodnią granicą ustanowioną przez konferencję poczdamską należy uznać za godny pożałowania akt brutalnego pogwałcenia praw innych narodów (nawet jeśli niektóre z nich jeszcze w owym czasie nie istniały). Krótko mówiąc, Rzeczpospolitą Ludową należy uważać za naturalny produkt historii. Jej granice wytyczyli ludzie, którzy w swoich decyzjach podjętych pod egidą Związku Radzieckiego kierowali się właściwą oceną zasad naukowych, co umożliwiło im nie tyle stworzenie jakiejś nowej Polski, ile raczej odtworzenie dawnej. Pod wieloma względami jest to obraz niezwykle romantyczny; w zręczności mężów stanu z 1945 roku upatruje się dokonania restauracji starego arcydzieła: oczyszczenie płótna z narosłych warstw brudu i niezdarnego retuszu, jakiego dokonały wieki — po to, aby odsłonić dawną mapę Polski w jej całej pierwotnej wspaniałości. Przy wszystkich pretensjach do naukowości jest to argumentacja czysto teleologiczna. Jej atrakcyjność w oczach narodu, który doświadczył tak długich okresów niepewności co do własnego losu, nie opiera się na zasadach racjonalnych, lecz emocjonalnych.

Wszyscy wschodni sąsiedzi Polski zostali teraz wcieleni do ZSRR. Z czysto terytorialnego punktu widzenia odnieśli znaczne korzyści. Litwini mają swoją Litewską SRR i, od roku 1940, stolicę Wilno. Białorusini mają swoją Białoruską SRR, której granice sięgają po Dźwinę i Prypeć i od Brześcia nad Bugiem po Witebsk, Mohylew i Homel. Ukraińcy mają swoją Ukraińską SRR, która obejmuje „Wielką Ukrainę od Sanu po Don”. Natomiast z innych punktów widzenia te trzy sowieckie narody mają niewiele powodów do radości. Wcieleniu do ZSRR towarzyszyła fizyczna likwidacja wszystkich niezależnych przywódców narodowych oraz masowe deportacje całych sektorów ludności. Nominalnie zachowały one wprawdzie kontrolę nad językiem, kulturą i terytorium narodowym, ale podporządkowano je monopolistycznej władzy Wszechzwiązkowej Partii Komunistycznej, która działa jako narzędzie scentralizowanego, autokratycznego i zdominowanego przez Rosjan imperium. Ich prawa konstytucyjne są fikcją, a zniewolenie przez Rosję aż nazbyt widoczne. Z wyjątkiem członków aparatu władzy mieszkańcy tych republik spoglądają wstecz na swoje dawne powiązania z Polską z mieszanymi uczuciami żalu i zazdrości. (Patrz Mapa 20).

Mapa 20. Ziemie odzyskane Związku Radzieckiego po roku 1945

Zwłaszcza Litwini na pewno nieraz z rozpaczą potrząsają głowami. W okresie międzywojennym ich żałosna obsesja na temat Wilna (gdzie w tym okresie prawie nie było Litwinów) przyspieszyła nie tylko zerwanie związków z rządem polskim, ale, co ważniejsze, również unicestwienie planów ustanowienia obronnego bloku państw z obszarów pogranicznych[462]. Co więcej, wpędziła ich w wątpliwej wartości sojusz polityczny z Sowietami. Obietnica uzyskania Wilna była przynętą, która wciągnęła Litwinów w sowiecką pułapkę. Żałosne rezultaty dały o sobie znać w latach 1939—40. Zgoda ZSRR na przekazanie Wilna Litwie stanowiła jedynie preludium do wkroczenia oddziałów Armii Czerwonej w czerwcu 1940 roku i zapowiedź tragicznej śmierci niepodległości Litwy. W większym lub mniejszym stopniu wszystkie narody Europy Wschodniej popełniły grzech zabiegania o realizację własnych partykularnych i egoistycznych celów kosztem dobrosąsiedzkich stosunków i wspólnego bezpieczeństwa; Litwa jest tu klasycznym przykładem. Uciekła z polskiego deszczu, aby wpaść pod sowiecką rynnę[463].

Białorusini mieli mniej okazji do decydowania o własnym losie. Ich niepodległa republika narodowa w Mińsku istniała zaledwie dziewięć miesięcy — od marca do grudnia 1918 roku. Została zajęta najpierw przez Armię Czerwoną, a potem przez Wojsko Polskie, po czym na mocy traktatu ryskiego podzielono ją między ZSRR i Polskę. W 1939 roku połączeniu wschodniej i zachodniej części kraju w granicach zrekonstruowanej Białoruskiej SRR towarzyszył najazd Armii Czerwonej „przypominający plagę szarańczy” oraz masowe czystki. Zdaniem jednego z nielicznych niezależnych historyków białoruskich, wszelkie porównanie polityki polskiej i sowieckiej w stosunku do Białorusi musi wypaść na niekorzyść sowieckiego reżimu[464].

Ukraińcy, którzy swego czasu mogli najwięcej zyskać na właściwym porozumieniu z Polakami, mieli też najwięcej powodów do żalu. Podobnie jak Litwini, żądali wszystkich praw narodowych w całości i od razu, a skończyło się praktycznie na niczym. Narodowy ruch ukraiński ze swoim hasłem „Ukraina dla Ukraińców” zajął w kwestii terytorialnej stanowisko twarde i bezkompromisowe.

Przypominał pod tym względem bardzo podobne stanowisko w obozie polskim Narodowej Demokracji Dmowskiego, z którym zresztą wszedł w ostrą kolizję.

W krótkim okresie niepodległości Ukrainy w latach 1918—21 nie istniało żadne znaczące ugrupowanie, które mogłoby dorównać polskim federalistom Piłsudskiego czy nawet bardziej od nich umiarkowanym konserwatystom. Ukraińcy nie mogli osiągnąć zgody z polskimi nacjonalistami z powodu sprzecznych i nawzajem się wykluczających roszczeń terytorialnych; z polskimi federalistami — z powodu zadawnionej niechęci datującej się z czasów feudalnego ustroju dawnej Rzeczypospolitej; z polskimi konserwatystami wreszcie — z powodu niedawnych doświadczeń w Galicji. W rezultacie, pozostało im samotnie walczyć ze swoimi największymi rosyjskimi przeciwnikami — zarówno z czerwonymi, jak i z białymi[465].

вернуться

462

Patrz powyżej, przyp. 18 i 19.

вернуться

463

A. E. Senn, The Emergence of Modern Lithuania, Princeton 1959.

вернуться

464

N. P. Vakar, Belorussia: the making of a nation, Cambridge, Mass., 1956.

вернуться

465

J. Reshetar, The Ukrainian Revolution 1917—1920, Princeton 1952.