Jednostronne zdobycie Lwowa w listopadzie 1918 roku, w okresie, w którym w mieście mieszkała tylko nieliczna mniejszość ukraińska, doprowadziło do dziewięciomiesięcznej wojny z Wojskiem Polskim oraz do utraty zachodniej Ukrainy na rzecz Polski[466]. Odzyskanie Kijowa w maju 1920 roku, będące wynikiem zaimprowizowanego traktatu zawartego między atamanem Petlurą i Piłsudskim, nastąpiło zbyt późno, aby mogło zapobiec kontrmobilizacji przytłaczających sił bolszewickich[467]. Tak czy inaczej, konieczność uznania przez Petlurę roszczeń Polski do zachodniej Ukrainy, co było ceną, jakiej Piłsudski żądał za pomoc ze strony Wojska Polskiego, zdyskredytowała atamana w oczach jego nieustępliwych rodaków. W taki to sposób Ukraińska Narodowa Republika (UNR), podzielona od środka i zaatakowana z zewnątrz, została starta na proch. Nigdy już nie miała okazji, aby zmartwychwstać. Na mocy traktatu ryskiego została — podobnie jak Białoruś — podzielona między Polskę i ZSRR. W okresie międzywojennym frustracja Ukraińców wyładowywała się we wściekłości wymierzonej szczególnie przeciwko Polakom. Ponieważ ruchy narodowe były w pewnym ograniczonym stopniu tolerowane w Polsce, ale nie w ZSRR, zachodnia Ukraina stała się ośrodkiem działania dla istniejących organizacji ukraińskich. Nie uzyskano jednak niczego. W okresie poprzedzającym pakt hitlerowsko-sowiecki z lat 1939—41 oraz w czasie wojny niemiecko—radzieckiej w latach 1941—45 zarówno Ukraińcy, jak i Polacy utracili wszelką nadzieję na podjęcie jakichkolwiek wspólnych akcji przeciwko wspólnym wrogom. W roku 1939 ukraiński ruch narodowy miał już tylko jednego potencjalnego sprzymierzeńca: hitlerowskie Niemcy; kiedy Hitler odkrył karty, krwawo tłumiąc wszystkie niezależne organizacje na terenie okupowanej Ukrainy, ruch ten został zupełnie sam. Ukraińcy, którzy przyłączyli się do oddziałów niemieckiej dywizji SS Galizien, zostali zdziesiątkowani na froncie wschodnim. Jedną z ostatnich tajemnic „Ostatniej tajemnicy” jest to, że ukraińskie niedobitki SS Galizien uniknęły deportacji do ZSRR i pewnej śmierci dzięki oświadczeniu, że są obywatelami polskimi[468]. Ci, którzy przyłączyli się do Ukraińskiej Armii Powstańczej (UPA) Stefana Bandery, spędzili resztę wojny, tocząc w podziemiu walkę o przeżycie z trzema przeciwnikami: z radziecką Armią Czerwoną, niemieckim Wehrmachtem i polską AK. Mimo całego ich męstwa nierealne postawy polityczne i nadmierny brak zaufania w stosunku do wszystkich sąsiadów wpędziły ich w beznadziejne położenie. Ostatecznie rozprawiono się z nimi w 1947 roku, gdy dopadły ich i unicestwiły w Bieszczadach połączone siły radzieckich, czeskich i polskich wojsk ludowych. W wyniku tak długiego łańcucha klęsk i nieszczęść uczucia Ukraińców w stosunku do Polaków są oczywiście dość mieszane. W Związku Radzieckim kwestii tej nie można otwarcie poruszać, a i w Polsce Ludowej nieczęsto się do niej powraca na forum publicznym. Na Zachodzie, w kręgach emigracyjnych, często wywołuje ona gwałtowne reakcje, uwarunkowane wzajemnymi pretensjami z okresu przedwojennego i z czasów wojny. Większość Ukraińców mieszkających za granicą została wychowana w duchu dawnych tradycji narodowych, które każą uważać za dobro jedyne i najwyższe wyłączne posiadanie terytorium narodowego w obrębie możliwie najszerzej określonych granic. Z tego też powodu nadal wydają mapy „Większej Ukrainy”, której granice wykraczają nawet poza granice Ukraińskiej SRR. Nadal skarżą się na „polską okupację” Peremyszla (Przemyśla) i Chiłma (Chełma). Wydaje się, że nie bardzo zdają sobie sprawę z tego, jak dalece ich stanowisko przypomina postawy tak bardzo przez nich znienawidzonych stalinowców i polskich nacjonalistów. Ich historycy wciąż jeszcze pozostają w zasadzie wierni dawnej nacjonalistycznej ideologii, która uważa naród i jego ojczyznę za wartość stałą, trwającą niezmiennie przez cały bieg dziejów. Jest to ideologia, która nieuchronnie wywołuje wrogość w stosunku do tych, których uważa się za gwałcicieli tego nierealnego, jałowego, ahistorycznego ideału. Nie bardzo zdają sobie sprawę z tego, jak dalece powtarzają to, co głosi oficjalna propaganda komunistyczna. W szkołach Ukraińskiej SRR, podobnie jak w ukraińskich szkołach emigracyjnych, dzieciom wciąż jeszcze mówi się, że Polacy, którzy niegdyś rządzili w Kijowie i którzy kiedyś tworzyli największą jednorodną społeczność w obrębie mieszkańców Lwiwa, Iwanofrankiwśka (Stanisławowa) i Ternopila (Tarnopola), byli „obcymi ciemięzcami” i „imperialistycznymi władcami”. Mutatis mutandis, jest to ten sam obraz, jaki polscy nacjonaliści starej daty (a także ich następcy wśród polskich ideologów komunistycznych) zwykli malować, mówiąc o obecności Niemców na zachodzie. Jest on starannie obliczony na to, aby skutecznie utrzymywać przy życiu wszystkie dawne antagonizmy[469].
Powoli zaczynają się jednak wyłaniać nowe opinie. Pojawiają się badacze, którzy więcej piszą o dawnym wspólnym dziedzictwie Polaków i Ukraińców niż o tym, co później zaczęło ich dzielić.
Tysiąclecie stosunków polsko-ukraińskich przybliża się szybkimi krokami: można oczekiwać, że podczas obchodów tej rocznicy znajdzie się ktoś, kto przedstawi nie tylko to, co złe, ale i to, co dobre na przestrzeni tysiąca lat, jakie minęły od czasu, gdy książę kijowski Włodzimierz podjął w 981 wyprawę przeciwko „Lachom”. Trzeba obalić dwa jątrzące mity — pierwszy, że rola, jaką Polska odegrała na Wschodzie, była do gruntu pozytywna, drugi — że była to rola z gruntu negatywna. Nie brak dziś historyków, którzy skłonni są rozważać kwestię, czy dawne państwo Polski i Litwy nie było macochą — jeśli już nie matką — w tej samej mierze dla Polaków, co dla Ukraińców. Są historycy, którzy żałują zerwania unii hadziackiej (1658), ale są i tacy, którzy cieszą się z sukcesu powstania Chmielnickiego. Są historycy, którzy wskazują na uderzające podobieństwo między skutecznym wchłonięciem Ukrainy przez cesarstwo rosyjskie w okresie od roku 1654 do 1787 — drogą kolejnych etapów, wiodących od związku na zasadzie protektoratu, przez ograniczoną autonomię, po pełną integrację — a podobną, choć jeszcze nie sfinalizowaną, polityką Rosji wobec Polski po roku 1917. Wszystkie te badania zapowiadają złagodzenie postaw we wzajemnych stosunkach Polski i Ukrainy. Przede wszystkim zaś, zarówno dla Polaków, jak i dla Ukraińców, są wezwaniem do rewizji założeń leżących u podstaw nacjonalizmu, który tak długo panował nie tylko w ich historii, ale i w ich historiografii. Mogą posłużyć do ukazania, że ani naród, ani państwo narodowościowe nie mają same w sobie żadnej moralnej racji bytu, a nabierają jej dopiero wówczas, gdy sieje propaguje w oparciu o podstawowe wartości etyczne — miłość bliźniego, człowieczeństwo, poszanowanie praw jednostki. „Panowie, w imię czego domagacie się narodowego, niezależnego i niepodległego państwa?” W tym właśnie tkwi być może kwestia zasadnicza dla współczesnej historii i polityki wschodniej Europy.
W rękach nietolerancyjnych bojowników nacjonalizm może się stać czymś równie przytłaczającym, okrutnym i odpychającym jak imperializm i absolutyzm, których nieprawości powołały go do istnienia. Wkład historyka w proces przewartościowania musi polegać na przedstawieniu faktów z przeszłości w całej ich złożoności. Zbyt długo już panują jednostronne pesymistyczne uprzedzenia. Najlepiej znany wśród Polaków cytat na temat historii stosunków polsko-ukraińskich pochodzi z równie wspaniałego, co straszliwego zdania, jakim kończy się Ogniem i mieczem: „Nienawiść wzrosła w sercach i zatruła krew pobratymczą”[470]. Wydaje się, że dziś dałoby się znaleźć jakieś bardziej pojednawcze cytaty. Nawet w czasach, gdy polsko—ukraiński antagonizm był podsycany przez rywalizujące ze sobą w Galicji ambicje, Pantełejmon Kulisz pisał o „godnym pożałowania pojedynku i szatańskiej pasji upartego Rusina i jego nieprzejednanego wroga od tysiąca lat” — pojedynku, który „nie przyniesie powodów do dumy nikomu z ich potomnych”.
467
Patrz P. Wandycz, Z zagadnień współpracy polsko—ukraińskiej w latach 1919—1920, „Zeszyty Historyczne”, Paryż 1967, nr 12.
468
N. W. Bethell, The Last Secret: the delivery to Stalin of over two million Russians by Britain and the United States, Nowy Jork 1974; N. Tołstoj, Victims of Yalta, Londyn 1971, s. 321.
469
M M. Khrushevsky, A History of Ukrainę, wyd. O. J. Frederiksen, Hamden, Connecticut, 1970; O. Martowycz, The Ukrainian Liberation Movement in modern times, Edynburg 1972.
470
Zdanie to brzmi u Sienkiewicza: „Nienawiść wrosła w serca i zatruła krew pobratymczą i żadne usta długo nie mówiły »Chwała na Wysokościach Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli«„ (przyp. tłum.).