Oczywiście, w końcu nadszedł moment, w którym próby wcielenia dawnych prowincji polskich do Rosji poniosły chlubną porażkę. Integracja polityczna nie prowadziła do asymilacji społecznej. Przeciwnie —jej skutkiem była rosnąca polaryzacja społeczeństwa. W odróżnieniu od sytuacji, jaka panowała przed 1871 r. w Austrii czy Prusach, gdzie dobry obywatel mógł pogodzić własny polski patriotyzm z lojalnością wobec Habsburgów czy Hohenzollernów, w Rosji ludzi zmuszano do dokonania wyboru między sprzecznymi lojalnościami. Każdy, kto w dalszym ciągu mówił po polsku, wyznawał religię katolicką i utrzymywał więzi z polskimi przyjaciółmi, automatycznie stawał się podejrzany w oczach władz politycznych. Aby im dowieść, że zasługuje na ich zaufanie, i aby zakwalifikować się jako kandydat do objęcia odpowiedzialnego stanowiska, Polak musiał porzucić ojczysty język, nawet w domu rodzinnym, odrzucić katolicyzm czy judaizm, przyjmując prawosławie, oraz wyrzec się krewnych i przyjaciół. W takiej atmosferze Rosjanie i Polacy byli nieuchronnie zmuszani do życia we wzajemnym odseparowaniu. Kontakty społeczne między obiema narodowościami stopniowo się kurczyły. W Warszawie czy w Wilnie, a nawet w mniejszych ośrodkach,
Polacy trzymali się własnego środowiska. Tworzyli własne zamknięte kręgi, prowadzili ze sobą własne interesy, zakładali własne tajne stowarzyszenia. Ich dzieci zawierały małżeńskie związki między sobą i z niechęcią patrzono na wszystkich, którzy odważali się łamać niepisane prawa narodowej solidarności. Okoliczności skazały ich na miłość do własnej ojczyzny i nienawiść do władców. Całym sercem i całą duszą udawali, że Rosja nie istnieje.
Trudno jest wytłumaczyć komuś, kto nigdy nie doświadczył życia w podobnych warunkach, czym właściwie była Rosja dla owych zniechęconych pokoleń Polaków. Współcześni pisarze często dawali wyraz temu trudnemu położeniu za pośrednictwem metafor i wyrazistych obrazów czynnego ucisku, które nie zawsze mogą być pojmowane dosłownie. Otrzymawszy nauczkę w postaci kolejnych powstań, centralny rząd w Petersburgu w coraz większym stopniu starał się nie tyle na modę pruską zmusić Polaków do uległości, ile raczej wyczerpać i znużyć, pozbawiając ich wszelkich zasobów duchowych i kulturalnych, które sprawiają, że ludzkie życie staje się możliwe do zniesienia. W granicach autokratycznego cesarstwa liczącego 150 milionów ludzi, które w coraz większym stopniu musiało się zajmować tłumieniem niepokojów w samym sercu rosyjskiej ziemi, 15 milionów Polaków nie mogło liczyć na to, że uda się im znaleźć posłuch dla własnych odśrodkowych interesów. Ich opór miał zostać stłumiony nie za pomocą kuł i batogów z wołowej skóry, ale na drodze duchowych ograniczeń, urzędowego ostracyzmu i „wewnętrznego wygnania”. Była to w znacznej mierze wojna psychologiczna, a nie fizyczna. Najdłuższe konfrontacje miały miejsce nie wśród tumultu barykad, ale w ciszy prywatnych ludzkich sumień. Tak wyglądała owa wysoce zwodnicza sytuacja, która kazała Piłsudskiemu nazwać Rosję „azjatycką bestią ukrytą pod europejską maską”. Nieco później jeden z następców Piłsudskiego, marszałek Śmigły—Rydz, obawiając się konieczności wyboru między poddaniem się Rosji lub Niemcom, jasno sformułował swoją opinię. Była to opinia oparta na znajomości rosyjskiego świata, w którym większość Polaków dorastała, z jaką wielu z nich skłonnych byłoby się zgodzić. „Niemcy zniszczą nasze ciało”, powiedział, „Rosjanie zniszczą naszą duszę”[80].
Nastrojem przeważającym w rosyjskiej Polsce był więc nastrój samotności, pustki i frustracji. Dla rządu w Petersburgu problemy „Priwislinja”, z jego wiecznymi krzywdami i nieuleczalną niebłagonadiożnostją, nie miały większego znaczenia. Dla Polaków Rosja była pustynią, gdzie wołanie o to, co było im drogie, nigdy nie zasłużyło sobie na uwagę. Podróżując w 1825 r. przez tereny południowej Rosji, Adam Mickiewicz odnalazł obraz, który stał się dokładnym wyrazem tych uczuć:
Rosja rzadko pozwalała Polakom usłyszeć choćby echo tego, co chcieliby usłyszeć. Dla nich była pod wieloma względami pustynią.
Wśród ogółu Rosjan sprawa Polski wciąż budziła niewiele współczucia. W okresie wielkiego wieku literatury rosyjskiej, który poprzedził rewolucję, często odwoływano się do polskich wątków, ale niewiele z tych komentarzy miało pochlebny charakter. Patologiczna nienawiść Dostojewskiego do Polaków niewątpliwie była w swej zjadliwości czymś wyjątkowym. A jednak znalazła niejedno odbicie w opiniach wyrażanych przez jego literackich współbraci. W Annie Kareninie Tołstoj użył swego protagonisty Karenina, aby za jego pośrednictwem wyrazić stanowisko przeważające wśród wykształconej części społeczeństwa rosyjskiego ówczesnej epoki. „Polacy”, powiedział Karenin, zupełnie tak jakby informował swoich słuchaczy o jakimś mało znanym fakcie, „nie są Rosjanami, ale teraz, kiedy zostali członkami naszego narodu, dla swojego własnego dobra powinni się zrusyfikować”. Trzeba było naprawdę wybitnego umysłu, aby się przebić przez grubą pokrywę tak potężnej ignorancji i samozadowolenia i pod spokojną powierzchnią polskich prowincji w Rosji dostrzec pokłady frustracji, pogardy i nienawiści. Aleksander Blok, ten najbardziej rosyjski ze wszystkich rosyjskich poetów, autor Scytów i Dwunastu, był jednym z nielicznych, którzy poznali Polskę i którym udało się zrozumieć Polaków. Ojciec poety, Aleksander Lwowicz Błok, był profesorem prawa publicznego na rosyjskim uniwersytecie w Warszawie i kiedy zmarł w listopadzie 1909 roku, syn sumiennie wyruszył w podróż z Moskwy, aby wziąć udział w pogrzebie. Ta zimowa podróż na „podwórko Rosji”, do tego „zapomnianego przez Boga i rozdartego ranami kraju”, „przytłoczonego ciężarem obrazy i wprzęgniętego w jarzmo zuchwałej przemocy”, wycisnęła na nim trwałe piętno i stała się bezpośrednią inspiracją wiersza Wozmiezdije (Odwet):
80
Cyt. w: A. Bromke, Poland’s Politics: Idealism versus Realism, Cambridge, Mass., 1967, s. 26.
82
Aleksander Błok, Osiemnaście dni Aleksandra Bloka — w Warszawie, tłum. Adam Galis, Warszawa 1976, s. 216.