Выбрать главу

Poza tym, 750 km na północ od Moskwy, już poza kręgiem polarnym, w pobliżu miasta Pleseck znajduje się drugi poligon rakietowy, a trzeci koło miasta Kapustin Jar. To ostatnie leży o 100 km na wschód od Wołgogradu, na lewym brzegu Wołgi. Po drugiej wojnie światowej wystrzeliwano stąd rakiety zdobyte na Niemcach. Dość szczegółowo pisała o tym węgierska prasa popularno-naukowa[17]. Inny nasz dziennik tak postawił pytanie: „Jeżeli Bajkonur to nieprawda, skąd wobec tego wystrzelono Bertalana Farkasa?”[18] Z tego można by wyciągnąć wniosek, że miasto o nazwie Bajkonur w rzeczywistości wcale nie istniało. Na takie pytanie sowiecki kosmonauta Kubasow dał raczej wymijającą odpowiedź („kosmodrom nie znajduje się w Bajkonurze ani w Leninsku, lecz między tymi dwoma miastami…”), potem nieoczekiwanie wymienił jeszcze czwartą miejscowość, jakiś Polisetsk, ale przemilczał jego położenie geograficzne. Możemy zadać pytanie: jeżeli pod koniec roku 1989 było to takie mętne i utajnione, to ile innych tajemnic mogło się kryć w sowieckich badaniach kosmicznych od lat pięćdziesiątych do dzisiaj?

Owo drugie pytanie, które wypłynie na końcu tej książki, już wtedy postawił węgierski publicysta Gustaw Megyesi. Napisał: „W wieściach o Bajkonurze wcale nie to jest ciekawe, że w ogóle nie istniał; lecz, że bardziej rozwinięta część świata wiedziała o tym, a jednak nie zdemaskowała tego bluffu. Od wielu przecież lat satelity przeczesywały ten rejon…”[19]

To prawda. Zachód, jeśli coś wiedział — a wiedział niewątpliwie dużo i o tym, i o innych podobnych sprawach — jeśli wiedział, to czemu milczał? Czemu jeszcze dzisiaj milczy? Także w sprawie Gagarina? Do tego jeszcze powrócimy.

Śmierć Gagarina

Jeśli w jego życiu tyle było zagadek, to chyba nic dziwnego, że z jego śmiercią wiążą się tajemnice i niewytłumaczalne posunięcia. Zacznijmy jednak od urodzenia Gagarina. W swojej autobiografii, Gagarin pisze o starszym bracie Walentynie (tym, który później napisał książkę Mój brat, Jurij), że urodził się w roku 1924, a więc w roku, w którym umarł Lenin — ale zapomina podać, gdzie on sam ujrzał światło dzienne. W swojej książce poświęca całą stronę opisowi swej rodzinnej wioski, ale nazwa tej wsi nie jest nigdzie podana. Mówiąc delikatnie, jest to trochę podejrzane.

O innych zagadkach w jego życiu już pisaliśmy. Nic więc dziwnego, że okoliczności jego śmierci są także podejrzane.

Chociażby sam fakt, że nie całe siedem lat po swoim „locie” ginie wskutek wypadku. Dla każdego myślącego człowieka jest oczywiste, że osoba przedstawiająca taką wartość dla propagandy imperium sowieckiego, nie miała prawa przepaść. To znaczy, że po „dokonaniu pierwszego na świecie lotu w Kosmos” strzeżono go, jak oczka w głowie. Mówiąc po prostu: nie powinno mu się pozwolić wsiąść na rower, a co dopiero pilotować samolot myśliwski! Powszechnie wiadomo że pilotowanie myśliwca produkcji sowieckiej nie należy do sposobów przedłużania życia… Tak więc wiadomość o „śmierci w wypadku” może być wielce wymowna.

Jak żyje kosmonauta potem, w krajach demokratycznych zależy wyłącznie od niego. Znane są dość „pokrętne” drogi dalszego życia najsławniejszych amerykańskich kosmonautów. Cokolwiek robili, zależało tylko od nich, nawet jeśli to byli wojskowi. „Wschodni” kosmonauta natomiast staje się żywym pomnikiem, czy tego chce, czy nie. Jak bardzo na niego uważają, tego przykładem może być Bertalan Farkas, węgierski kosmonauta. Dawny jego kolega, którego jakaś komisja uznała za drugiego, tak opowiedział o koledze pewnemu dziennikarzowi: „Berci od dziesięciu lat nie może latać na ponaddźwiękowych maszynach, bo władza go od tego odsunęła. Od lat się stara, lecz mu nie pozwalają”[20].

Jest więc jasne, że „pierwszy kosmonauta świata” powinien mieć zapewnione całkowite bezpieczeństwo. Było to w interesie imperium. Wiemy, że zapewniono to Gagarinowi. Wiemy, że na początku lat sześćdziesiątych jeździł tu i tam,, a raczej był wysyłany do wszystkich stron świata, gdzie pilnie zbierał laury należne „pierwszemu kosmonaucie”. Wprost nurzał się w sławie. Udzielał niezliczonych wywiadów, wygłaszał oświadczenia, jeśli je jednak uważnie przeczytamy, to mało w nich znajdujemy konkretnych wiadomości o locie, o jego okolicznościach i zapleczu, a także o nim samym. W miarę jak upływał czas, coraz mniej o nim czytaliśmy. Czyny i wypowiedzi następnych kosmonautów — prawdziwych, którzy faktycznie latali w kosmos — odwracały uwagę świata. Wtedy nawet dla stojących z boku wyraźnie rysowały się kontury amerykańsko-sowieckiego współzawodnictwa, stało się już zrozumiałe, kto i dlaczego się spieszy. U nas w Europie wschodniej przywykliśmy do tego, że kosmonauci byli wystrzeliwani z okazji wielkich sowieckich rocznic, albo wówczas, kiedy Amerykanie z góry zapowiedzieli jakiś doniosły eksperyment. Wciąż jeszcze obowiązywała sowiecka tajność, o wszystkich próbach kosmicznych dowiadywaliśmy się post factum. Tak na przykład kiedy poleciała pierwsza kobieta, Tiereszkowa (którą później podobno wbrew jej woli wydano za mąż za innego sowieckiego kosmonautę tylko po to, żeby propagandzie dodać skrzydeł i sławić „pierwsze małżeństwo kosmonautów”) w godzinach popołudniowych i wieczornych tegoż dnia nadano w radio w Moskwie, Budapeszcie i innych miastach duże utwory muzyczne skomponowane na jej cześć. Kto się choć odrobinę zna na tych sprawach ten wie, że utworu muzycznego nie można skomponować w kilka godzin i wyuczyć orkiestry symfonicznej… Zatem wokół późniejszych lotów też unosiły się jakieś tajemnice, coś nielogicznego i ogólna podejrzliwość.

A więc co wiemy o Gagarinie? Ukończył jakąś szkołę związaną z lotami już po „locie w Kosmos”, i gdzieś w kraju w związku z tym latał także na samolotach myśliwskich. Potem wiosną 1968 roku, któregoś dnia podano wiadomość, że zginął w wypadku lotniczym. Szczegółów — zgodnie z przyjętą metodą — teraz też poskąpiono. To jest pewne — o tym pisała też prasa węgierska, naturalnie już dobrze w epoce głasnosti (rok 1987), że Gagarin ewentualnie zginął nie w katastrofie lotniczej, lecz podczas drugiej próby kosmicznej, albo w wypadku drogowym, plotki krążące w Związku Sowieckim nie wykluczały prowadzenia samochodu po pijanemu. Jedno wiadomo: trzydziestotomowy protokół sporządzony podczas dochodzeń nie został podany do wiadomości.

Wiadomo też, że dopiero w erze głasnosti zaczęła o tym przebąkiwać sowiecka prasa. Zanotujmy to: w tym ogromnym kraju jeszcze dzisiaj, w 1990 roku, jawność nie osiągnęła takiego poziomu, by opinia publiczna miała dostęp do wszystkich danych zawartych w protokółach. Nie ma wątpliwości, z jakiego powodu. Przede wszystkim te dane niejednokrotnie nawzajem sobie przeczą, w tym także urzędowym wersjom wyjaśniającym śmierć „kosmonauty”. Jedyną słabą próbą był artykuł kosmonauty Leonowa i członka Akademii Belcerkowskiego w Prawdzie z okazji rocznicy tego wypadku[21]. W tym artykule obaj wybielali wszystko: Gagarina i jego otoczenie, kolegów, rząd itd. Nikt nie popełnił błędu, a tym bardziej nie był winien — twierdzili.

Oni też mieli wrażenie, że dziwne było, iż Gagarin dalej latał i w końcu uległ wypadkowi. Cytuję: „Pierwsze pytanie — czemu Gagarin musiał latać? Odpowiedź — bo był kosmonautą”. Dalsze uzasadnienia są szczytem demagogii: zdaniem autorów gdyby Gagarin przestał latać, to wyparłby się siebie samego, musiał się starać, żeby być w formie, itd… Kłopot tylko w tym, że 1) trening kosmonauty nie polega na oblatywaniu wojskowych maszyn myśliwskich i 2) dlaczego miał w dalszym ciągu grać rolę kosmonauty? Artykuł podszeptuje, że w Gagarinie on sam i jego otoczenie chcieli widzieć kosmonautę i były prowadzone poważne przygotowania do odbycia przez niego „drugiego” lotu kosmicznego. O tym oczywiście nie słyszeliśmy ani słowa, natomiast w roku 1987 przez Prawdę chciano nas przekonać, że owszem, było zaplanowane drugie wysłanie Gagarina w Kosmos. Twierdzono, że był on rezerwowym Komarowa na lot Sojuza-1. Chodzi o tego Sojuza-1, którego lot odbył się 23/24 kwietnia 1967 i który zakończył się katastrofą. Komarów zginął w kabinie, po wylądowaniu wyjętego nieżywego. Może warto zaznaczyć, że węgierskie wydawnictwa zajmujące się kosmonautyką, przejąwszy sowiecką terminologię pisały: Sojuz-1 to tylko statek kosmiczny typu Sojuz, a lot był „próbą”. W wykazach lotów nie ma ani słowa o tym, że eksperyment skończył się katastrofą.

вернуться

17

Elet es Tudomany (Życie i Nauka), 1990, nr 7

вернуться

18

Magyar Nemzet, 1989, 18 grudnia

вернуться

19

Elet es Irodalom, 1989, 15 grudnia

вернуться

20

Ter-Kep, (Mapa), 1990 19 kwietnia, a także w Tallózó (Szperacz), 1990, 27 kwietnia

вернуться

21

Prawda, 1987, 23 marca