Выбрать главу

Tymczasem w pierwszych dwóch dniach możemy znaleźć inną wersję w prasie sowieckiej, a za nią w prasie w innych językach. 13 i 14 kwietnia w jednej wersji kabina Gagarina osiadła na ziemi na łące, a kosmonauta bez niczyjej pomocy wysiadł z niej. (Wielkie pytanie, czy technicznie było to w ogóle możliwe. Przecież zewnętrzna powłoka kabiny, podczas przelotu przez atmosferę, mimo warstw izolacyjnych, zostaje niezgorzej spalona. Wystarczy pomyśleć: latający obiekt rozgrzewa się wtedy do 10000 stopni Celsjusza! Jakoś nigdzie nie ma o tym mowy, i to także jest podejrzane. Sam towarzysz major w sposób elegancki pomija ten problem. Z jego książki nie wynika także, jak przebiegało lądowanie, kiedy kabina stuknęła o ziemię, co się działo z olbrzymimi spadochronami, jak on sam opuścił kabinę). Nagle znajduje się na łące i spotyka… kogo? W jednej wersji „mechaników kołchozowych”. Według drugiej wersji, począwszy od 15 kwietnia możemy wyczytać w prasie: w środku wsi Smiełowka stara wieśniaczka spojrzała w niebo i — cytuję — „zauważyła coś niezwykłego”. Wybiegła na drogę (gdzie jest łąka?) i „zobaczyła dziwnie ubranego mężczyznę, który machał do niej ręką” Sowietskaja Rosija.

Równolegle inne pismo[6], w związku z lądowaniem, dość mgliście napomyka o jakiejś „ekspedycji spadochroniarzy”, a więc o grupie wyszkolonych ludzi, którzy samolotem zostają dostarczeni na miejsce lądowania, tam są zrzuceni, i oni pomagają kosmonaucie wydobyć się z kabiny. (Na późniejszych filmach sowieckich pokazujących lądowanie statków kosmicznych widzieliśmy coś podobnego). Jeszcze później o tych „pomocnikach” już nie było mowy.

Gagarin natomiast w swojej książce znowu inaczej opisuje, z kim się najpierw spotkał. Jedno jest pewne: byłoby dziwne, gdyby sowiecki kosmonauta spotkał najpierw ortodoksyjnego popa, albo… jakiegoś inteligenta. Przepojona ideologią propaganda wymagała, by prosty syn ludu spotkał się w tej historycznej chwili z prostymi synami tego ludu… Może właśnie dlatego powstało tyle sprzecznych z sobą wariantów. Reżyserom znowu potrzebny byłby czas na uzgodnienie tych szczegółów, a czasu mieli właśnie do dyspozycji najmniej. „Kiedy stanąłem na twardym gruncie (Skąd? Z czego? W jaki sposób? — I. N.) rozejrzałem się i ujrzałem kobietę z małą dziewczynką; stały obok łaciatego cielaka i ciekawie mi się przyglądały. Ruszyłem w ich stronę, one zaś postąpiły w moim kierunku. Ale im były bliżej, tym wolniej się posuwały. Nic dziwnego, miałem wciąż na sobie jaskrawy skafander astronauty i ten dziwny widok mógł je przestraszyć. Nigdy kogoś takiego nie widziały.

— Jestem swój… towarzysze… stąd pochodzę! — krzyknąłem zdejmując hełm, ale ze zdenerwowania i mnie po plecach przechodziły ciarki. (Nie przyczepiajmy się do takiego szczegółu, że do kobiety i dziecka woła „towarzysze” — I.N.).

Tą kobietą była Anna Akimowna Tachtarowa, żona leśniczego, a dziewczynką jej sześcioletnia wnuczka Rita.

— Czy może z Kosmosu? — zapytała trochę niepewnie.

— Wyobraźcie sobie, że stamtąd! — odpowiedziałem.

— Jurij Gagarin! Jurij Gagarin! — wykrzyknęły…(…) One były pierwszymi ludźmi, których spotkałem po powrocie z Kosmosu na Ziemię. Prości, sowieccy ludzie, uprawiający kołchozową ziemię…”

No i proszę, to wygląda trochę na zły dowcip. Otóż reżyserzy, którzy w pierwszych dniach przekazali prasie to opowiadanie, tylko z innymi aktorami, zapomnieli o jednym drobiazgu: czemu dzielni kołchoźnicy wykrzykiwali imię i nazwisko Gagarina? Przecież o locie towarzysza majora komunikat został nadany dopiero 35 minut po lądowaniu, do tej pory cała sprawa była absolutną tajemnicą tak dla mieszkańców Związku Sowieckiego jak i dla zagranicy! Straszliwym błędem było pozostawienie tego fragmentu (Wpisanie? Dopisanie?) do wspomnień towarzysza majora.

W swojej książce Gagarin tak przedstawia sprawy, jakby się rozgrywały całkiem publicznie. Dzieło było nastawione przede wszystkim dla zagranicy, zostało przetłumaczone na wiele języków, autor zaś (autorzy…) usiłował stworzyć pozory całkowitej jawności i demokracji. Jakby oczywiście wszyscy wiedzieli, że obywatel sowiecki znalazł się w Kosmosie, nawet pasąca krowy żona leśniczego gdzieś w dalekiej wiosce. Podejrzewam, że gdyby wiadomość o locie Gagarina podano piętnaście lub dwadzieścia minut przed jego „lądowaniem”, pasąca krowy na łące kobieta w żaden sposób, albo z minimalnym prawdopodobieństwem wiedziała by o tym. W Związku Radzieckim jeszcze nie było tranzystorowych aparatów radiowych. Powtarzam jeszcze raz: sowiecka propaganda, zgodnie z dotychczasowymi i późniejszymi tradycjami, zawsze informowała tylko o rzekomo udanych eksperymentach kosmicznych. W trakcie prac, aż do drugiej połowy lat siedemdziesiątych, nigdy nie ogłaszano komunikatów o krótkotrwałych eksperymentach kosmicznych. Także i w tym wypadku.

Nie jest zatem wykluczone, że takie wydarzenie się rozegrało, tylko nie w ten sposób. Gagarin nie z przestrzeni kosmicznej zjawił się, lecz — jeśli faktycznie tego dnia tam się znalazł! — to go po prostu zrzucono na spadochronie z samolotu w pobliżu wioski Smiełowka, i załatwione. Być może zawieziono tam także nadpaloną kabinę, dla większej wiarygodności. Lecz nie jest wykluczone, że całą historię lądowania (i inne warianty) wyssano po prostu z palca.

Różne wersje lądowania też się różnią w szczegółach. Raz pojawiają się kołchoźnicy, raz znowu żołnierze, którzy zabierają Gagarina. Dowodzi to wielkiego niezdyscyplinowania, gdyż to jest minimum, by kosmonauta poczekał, aż fachowcy dotrą do kabiny i do niego. Reżyserzy sami to spostrzegli, toteż później w książce błąd został poprawiony i towarzysz major czeka na helikopter z komisją powitalną. Potem zostaje zawieziony do najbliższego dowództwa wojskowego, aby stamtąd złożyć raport Moskwie.

Nikita Sergiejewicz Chruszczow odpoczywał wtedy w Soczi. Zaraz potem przerwał urlop, specjalnie po to, żeby przyjąć Gagarina w Moskwie. No cóż, bardzo mu była potrzebna odrobina sławy! Ale jesteśmy jeszcze daleko, i kilka godzin po rzekomym locie toczy się rozmowa telefoniczna między bohaterskim kosmonautą i nie mniej bohaterskim sekretarzem partii. Według książki Gagarina rozmowa potoczyła się w takich pięknych zdaniach:

„Gagarin: …Jestem szczęśliwy, że mogę towarzyszowi donieść o pomyślnym wykonaniu pierwszego lotu kosmicznego.

Chruszczow: …Jesteście pierwszym, który wzleciał w Kosmos. Swym bohaterskim czynem wsławiliście ojczyznę i wykazaliście odwagę i bohaterstwo w wykonaniu bardzo ważnego zadania. Swym bohaterskim czynem zyskaliście sobie nieśmiertelność, gdyż jesteście pierwszym człowiekiem, który znalazł się w przestrzeni kosmicznej”.

Rozmowa przebiegała dalej z podobnymi komunałami. Chruszczow dwa razy „cieszył się, że słyszy głos Gagarina”, ten z kolei zapewniał pierwszego sekretarza, że jest bardzo szczęśliwy i doskonale się czuje. Potem znowu Chruszczow powiedział:

„Z radością spotkam się z wami w Moskwie. Z wami i całym naszym ludem będziemy święcić wasz bohaterski czyn dzięki któremu Kosmos został podbity. Niech cały świat widzi, do czego jest zdolny nasz kraj, nasz lud i radziecka nauka”. (Zobaczyliśmy to — dodaję teraz w roku 1990).

вернуться

6

Krasnaja Zwiezda (Czerwona Gwiazda), Dziennik wojsk sowieckich