— Nie, ja tu usiądę — powiedziała. — Muszę… mam ochotę trochę rozprostować nogi.
Jej dziwna uwaga na sekundę wywołała konsternację pozostałej dwójki, ale Reuben zauważył, jak Gillian nieznacznie wzrusza ramionami i przechodzi do przodu.
Pojechali wprost do St. Josephs Health Centrę przy Paris Street, tuż za muzeum nauki, którego budynek miał kształt śniegowego płatka. Po drodze Reuben w skrócie opowiedział Mary o wypadku w SNO i o dziwnym człowieku, którego znaleziono w detektorze.
Kiedy wjeżdżali na szpitalny parking, zauważył trzy furgonetki lokalnych stacji telewizyjnych. Należało się spodziewać, że dziennikarze będą bardzo uważnie śledzili tę historię. Na szczęście miał pewność, że ochrona szpitala nie dopuszcza reporterów do Pontera.
Gdy dotarli do sali 3-G, Ponter wyglądał na zewnątrz, odwrócony szerokimi plecami do wejścia. Machał ręką. Reuben domyślał się, że obiektywy kamer telewizyjnych celują właśnie w to okno. Znana osoba przychylna mediom — pomyślał. — Dziennikarze będą go uwielbiali.
Montego zakaszlał znacząco i Ponter odwrócił się do drzwi. Stał na tle jasnego okna i trudno było wyraźnie dostrzec jego rysy. Ale kiedy zrobił krok do przodu, Reuben z satysfakcją zauważył, jak Mary rozdziawia usta, po raz pierwszy przyglądając się neandertalczykowi. Wcześniej mówiła, że przez moment widziała Pontera w telewizji, ale ten moment najwyraźniej nie przygotował jej na spotkanie oko w oko.
— Coon[2] bardzo się mylił — powiedziała w końcu, gdy zdołała zebrać myśli.
— Kto? — zapytał ostro Reuben.
Mary spojrzała na niego i zarumieniła się.
— Mam na myśli Carltona Coona. Był amerykańskim antropologiem. Twierdził, że gdyby neandertalczyka ubrać w garnitur, bez trudu mógłby uchodzić za zwykłego człowieka.
Reuben pokiwał głową.
— Aha — powiedział, po czym dodał: — Profesor Mary Vaughan, chciałbym przedstawić pani Pontera.
— Witam — odezwał się kobiecy głos z implantu.
Reuben zobaczył, że oczy Mary rozszerzają się ze zdziwienia.
— Tak — powiedział, kiwając głową. — To coś w jego ręce potrafi mówić.
— Co to takiego? — spytała Mary. — Jakiś gadający zegarek?
— O wiele więcej.
Mary pochyliła się, żeby lepiej się przyjrzeć urządzeniu.
— Nie rozpoznaję tych cyfr, jeśli to w ogóle cyfry — powiedziała. — Czy… czy one nie zmieniają się za szybko jak na sekundy?
— Ma pani dobre oko — stwierdził Reuben. — Rzeczywiście, to są cyfry. Wyświetlacz pokazuje ich dziesięć, ale pierwszy raz w życiu widzę takie znaki. Poza tym, zmierzyłem, zmieniają się co 0,86 sekundy, czyli, po przeliczeniu, dokładnie co jedną stutysięczną dnia. Innymi słowy, to urządzenie mierzy czas ziemski w oparciu o system dziesiętny. Jak pani widzi, jest dość skomplikowane. To nie jest ekran LCD; nie mam pojęcia, jaka to technologia, ale znaki są czytelne bez względu na to, pod jakim kątem się na nie patrzy i ile światła pada na wyświetlacz.
— Nazywam się Hak — poinformował implant w lewym nadgarstku dziwnego człowieka. — Jestem Kompanem Pontera.
— Aha. — Mary się wyprostowała. — Miło mi cię poznać.
Ponter wydał z siebie serię niskich, niezrozumiałych dla Mary dźwięków.
— Ponter też miło cię poznać.
— Cały ranek poświęciliśmy na naukę języka — powiedział Reuben, zerkając na panią profesor. — Jak pani widzi, poczyniliśmy wielkie postępy.
— Ogromne — przyznała Mary ze zdumieniem.
— Hak, Ponter — odezwał się Reuben — poznajcie Gillian.
— Dzień dobry — powiedział Hak. Ponter skinął głową.
— Dzień dobry — odparła Gillian. Reuben miał wrażenie, że z całych sił stara się zachować spokój.
— Hak jest… hm, chyba można go nazwać „komputerem”. To mówiący, przenośny komputer. — Reuben się uśmiechnął. — Niech mój palm pilot się schowa.
— Czy… czy ktoś w ogóle robi takie urządzenia? — spytała Gillian.
— Z tego, co wiem, to nie — odparł Reuben. — Hak ma doskonałą pamięć. Wystarczy raz powiedzieć słowo, a zapamięta je na zawsze.
— A ten mężczyzna, ten Ponter, on naprawdę nie mówi po angielsku?
— Nie.
— Niewiarygodne — stwierdziła Mary. — Niewiarygodne.
Implant Pontera zapiszczał.
— Niewiarygodne — powtórzył Reuben, odwracając się do Pontera. — To znaczy takie, w które nie można uwierzyć. — Kolejny pisk. — Nieprawdziwe. — Montego odwrócił się do Mary. — Opanowaliśmy pojęcia prawdy i fałszu, używając do tego prostej matematyki, ale jak sama pani widzi, przed nami jeszcze wiele pracy. Przede wszystkim, choć Hak, ze swoją idealną pamięcią, ma mniej kłopotów z nauką naszego języka, niż my mielibyśmy, ucząc się jego mowy, to ani on, ani Ponter nie są w stanie wymówić długiego „i”, więc…
— Naprawdę? — zdziwiła się Mary. Reuben odniósł wrażenie, że pyta na poważnie. Skinął głową.
— Twoje imię Marę — powiedział Hak, demonstrując ten brak. — Jej imię G’ll’an.
— To… to zdumiewające — przyznała Mary.
— Tak? Dlaczego? — spytał Reuben.
Mary odetchnęła głęboko.
— Od wielu lat toczy się spór na temat tego, czy neandertalczycy mogli mówić, a jeśli tak, to jakie dźwięki potrafili artykułować.
— I?
— Niektórzy lingwiści uważają, że nie mogliby wymówić fonemu „i”, ponieważ ich wargi były o wiele dłuższe od naszych.
— Czyli że on naprawdę jest neandertalczykiem! — oświadczył Reuben.
Mary ponownie zrobiła głęboki wdech i powoli wypuściła powietrze.
— Właśnie jestem tu po to, żeby to zweryfikować. — Postawiła na podłodze niewielką torbę i otworzyła ją. Ze środka wyjęła parę lateksowych rękawiczek, włożyła je, wydobyła plastikowy pojemnik z bawełnianymi wymazówkami i wyciągnęła jedną.
— Czy mógłby pan jakoś mu przekazać, że ma otworzyć usta? — poprosiła.
Reuben kiwnął głową.
— Z tym nie będzie kłopotu. — Odwrócił się do pacjenta. — Ponter, otwórz usta.
Z sekundowym opóźnieniem — Reuben dowiedział się, że Hak może przekazywać Ponterowi tłumaczenie tak, by nikt prócz niego tego nie słyszał — Ponter spełnił polecenie, jednocześnie ze zdziwieniem unosząc pojedynczą jasną brew. Widok był dość niezwykły.
Reuben patrzył w oszołomieniu. W szkole średniej miał kolegę, który potrafił wsadzić sobie w usta całą pięść, ale u Pontera oprócz pięści zmieściłaby się jeszcze trzecia część jego przedramienia.
Mary podeszła do niego niepewnie i włożyła mu wymazówkę do ust, przesuwając nią po wewnętrznej stronie policzka.
— Komórki w ustach łatwo się oddzielają — wyjaśniła, zauważając zdziwioną minę Gillian. — To najłatwiejszy sposób pobrania DNA. — Wyjęła wymazówkę i natychmiast włożyła ją do sterylnego pojemnika, który zamknęła i oznaczyła. — To wszystko, czego potrzebuję.
Reuben uśmiechnął się najpierw do Gillian, a potem do Mary.
— Świetnie — stwierdził. — Kiedy będziemy wiedzieli na pewno?
— Muszę wrócić do Toronto i…
— Jeżeli pani chce, to oczywiście się nie sprzeciwiam, ale pozwoliłem sobie zadzwonić do mojej przyjaciółki z wydziału chemii i biochemii na Laurentian. To niewielki uniwersytet, ale mają doskonałe laboratorium, które ma kontrakt na badania DNA dla RCMP i OPP.[3] Mogłaby pani zbadać tam próbkę.
3
Ontario Provincial Police — prowincja Ontario jest jedną z dwóch, w których oprócz RCMP działają także oddziały lokalnej policji