Dut spojrzał na Adikora ze zdumieniem.
— Jak to dlaczego? Przecież sygnał z twojego Kompana nie jest transmitowany spod ziemi, nie moglibyśmy więc egzekwować nadzoru.
— Na kość bez szpiku! — zaklął cicho Adikor.
Jasmel skrzyżowała przed sobą ramiona.
— Nazywam się Jasmel Ket i…
— Wiem, kim jesteś — stwierdził egzekutor.
— W takim razie wiesz także, że Ponter Boddit był moim ojcem.
Dut przytaknął.
— Ten człowiek próbuje go uratować. Musisz go wpuścić do laboratorium.
Dut z niedowierzaniem pokręcił głową.
— Ten człowiek jest oskarżony o zamordowanie twojego ojca.
— Ale możliwe jest, że tego nie zrobił — stwierdziła Jasmel. — Być może mój ojciec jeszcze żyje. Jedynym sposobem, by się tego dowiedzieć, jest powtórzenie eksperymentu z komputerem kwantowym.
— Nie wiem nic o żadnych kwantowych eksperymentach — powiedział Dut.
— Nie dziwi mnie to — wtrącił Adikor.
— Pyskaty z ciebie gość, co? — Dut zmierzył Adikora wzrokiem. — Tak czy siak, moje rozkazy są jasne. Mam powstrzymać cię przed opuszczeniem Saldak i nie pozwolić na zejście do laboratorium. Pawilon archiwów skontaktował się ze mną, informując, że właśnie zamierzałeś to zrobić.
— Muszę się tam dostać — powiedział Adikor.
— Przykro mi. — Dut skrzyżował masywne ramiona na masywnej piersi. — Gdy przebywasz pod ziemią, nie da się monitorować tego, co tam robisz, i istnieje ryzyko, że pozbędziesz się dowodów, których jeszcze nie odnaleziono.
— Ale mnie nikt nie zabrania zjechać do laboratorium, prawda? Ja nie jestem pod nadzorem sądowym. — Jasmel dowiodła, że odziedziczyła po ojcu bystrość umysłu.
Dut zastanowił się chwilę.
— Nie, chyba nie.
— Doskonale. — Odwróciła się do Adikora. — Powiedz mi, co mam zrobić, żeby sprowadzić tatę z powrotem.
Adikor pokręcił głową.
— To nie takie proste. Sprzęt jest bardzo skomplikowany, a ponieważ budowaliśmy go z Ponterem sami, połowa gałek nie ma oznaczeń.
Jasmel była wyraźnie sfrustrowana. Spojrzała na wielkiego mężczyznę.
— Może w takim razie zjedziesz tam z nami? Wtedy mógłbyś patrzeć, co robi Adikor.
— Mam zjechać na dół? — Dut się roześmiał. — Chcesz, żebym zjechał tam, gdzie mojego Kompana nie da się monitorować … i to z człowiekiem, który być może popełnił morderstwo? Aż włos mi się zjeżył na plecach.
— Ale musisz go puścić do laboratorium!
Dut pokręcił głową.
— Przeciwnie. Muszę go powstrzymać przed zjechaniem na dół.
Adikor wysunął do przodu szczękę.
— Jak? — zapytał.
— Słucham? — zdziwił się Dut.
— Jak? Jak zamierzasz powstrzymać mnie przed zjechaniem na dół?
— Wszelkimi środkami, jakie okażą się konieczne — oznajmił Dut spokojnie.
— Rozumiem — stwierdził Adikor. Przez moment stał nieruchomo, jakby się zastanawiał, czy w ogóle warto próbować. — Rozumiem — powtórzył i z determinacją ruszył w stronę wejścia do windy.
— Stój — powiedział Dut, nie podnosząc głosu.
— Bo jak nie, to co? — spytał Adikor, nie oglądając się za siebie. Starał się mówić pewnie, ale głos mu zadrżał, co raczej nie dało pożądanego efektu. — Zrobisz pięścią dziurę w mojej czaszce? — Poczuł, jak mimowolnie sztywnieją mu mięśnie karku. Przygotował się na uderzenie.
— Nie muszę. Po prostu uśpię cię pociskiem ze środkiem uspokajającym.
Adikor stanął i odwrócił się. Nigdy dotąd nie działał wbrew prawu ani nie znał nikogo, kto by to robił. Domyślał się, że muszą istnieć takie sposoby powstrzymywania ludzi, które nie wyrządzają im krzywdy.
Jasmel stanęła między wyrzutnikiem, który pojawił się w dłoni Duta, a Adikorem.
— Najpierw musisz trafić mnie — oznajmiła. — On musi tam zjechać.
— Skoro sobie tego życzysz. Ale muszę cię ostrzec; obudzisz się z potwornym bólem głowy.
— Proszę! — powiedziała Jasmel. — On tylko próbuje uratować mojego ojca… Nie rozumiesz?
Na chwilę w głosie Duta pojawiła się odrobina ciepła.
— Chwytasz się dymu, dziewczyno. Wiem, że ciężko ci się z tym pogodzić, ale musisz stawić czoło rzeczywistości. — Wykonał wyrzutnikiem gest nakazujący im odsunąć się od wejścia do kopalni. — Przykro mi, ale twój ojciec nie żyje.
Rozdział 17
Laboratorium genetyki na Laurentian University nie miało specjalistycznego sprzętu do ekstrakcji kopalnego DNA, które uległo degradacji. Taką aparaturę posiadała placówka Mary na York University, ale tym razem okazała się ona niepotrzebna. Pobranie komórek z wnętrza policzka Pontera i wydzielenie DNA z jednego z mitochondriów było dość prostą sprawą; każde laboratorium genetyczne na świecie poradziłoby sobie z tym zadaniem.
Mary zaczęła od wprowadzenia dwóch starterów — małych fragmentów mitochondrialnego DNA, odpowiadających początkowi sekwencji, którą określiła przed laty na odkrytym w Niemczech neandertalczyku. Następnie dodała enzym polimerazy DNA, wywołując reakcję łańcuchową polimerazy, która powodowała wielokrotne powielenie odcinka interesującego Mary. Wkrótce miała miliony kopii nici do analizy.
Tak jak mówił Reuben Montego, laboratorium w Laurentian wykonywało sporo zleceń z zakresu medycyny sądowej, dlatego miało na wyposażeniu specjalną taśmę do naklejenia na szkło. Używano jej po to, by genetycy mogli zgodnie z prawdą zeznać, że zawartość fiolki w żadnym wypadku nie mogła zostać naruszona, gdy się nią nie zajmowali. Mary zakleiła pojemnik, w którym trwała amplifikacja PCR,[4] i podpisała się na taśmie.
Następnie, korzystając z terminalu w laboratorium, weszła na swoje uniwersyteckie konto e-mailowe. Przez ostatni dzień dostała więcej wiadomości niż w ciągu całego poprzedniego miesiąca. Przychodziły z całego świata, od specjalistów zajmujących się neandertalczykami, do których jakimś cudem dotarła wieść, że Mary jest w Sudbury. Dostała wiadomości z uniwersytetów w Waszyngtonie i w Michigan, z UCB, UCLA, Brown, z SUNY w Stony Brook, ze Stanford, z Cambridge, z Britains Natural History Museum, z francuskiego Institut de Prehistoire et de Geologie du Quaternaire, od dawnych przyjaciół z Rheinisches Landesmuseum i wiele, wiele innych — wszystkie o podobnej treści: z prośbą o próbki neandertalskiego DNA, ale na wszelki wypadek utrzymane w żartobliwym tonie, tak jakby to nie mogło dziać się naprawdę.
Zostawiła wszystkie e-maile bez odpowiedzi, ale czuła, że powinna napisać kilka słów do swojej doktorantki.
Dario:
Przykro mi, że zostawiłam cię sarnę, ale wiem, że dasz sobie radę. Na pewno widziałaś doniesienia w prasie. Na razie mogę powiedzieć tylko tyle, że rzeczywiście istnieje szansa, iż ten człowiek jest neandertalczykiem. Właśnie badam jego DNA, żeby to zweryfikować.
Nie wiem, kiedy wrócę. Prawdopodobnie zostanę tutaj co najmniej kilka dni. Chciałam ci tylko powiedzieć… a w zasadzie ostrzec cię… Myślę, że jakiś mężczyzna szedł za mną, kiedy w piątek wieczorem wyszłam z laboratorium. Uważaj na siebie. Jeśli zamierzasz pracować do późna, niech przychodzi po ciebie twój chłopak albo dzwoń po ochronę, żeby eskortowała cię do akademika.
Pozdrowienia