Выбрать главу

— Tak?

— Pamiętasz, że zatrzymamy się na noc u mnie w Richmond Hill?

Przytaknął.

— No i wiesz, że nadal jestem prawnie związana z moim… moim partnerem z tego świata.

Ponownie skinął głową.

— Chciałabym… chciałabym, jeśli mogę, zobaczyć się z nim, zanim wyjedziemy do Sudbury. Może umówiłabym się z nim na śniadanie albo na wczesny lunch.

— Chętnie go poznam — przyznał Ponter. — Ciekawi mnie, jakiego Gliksina wybrałaś…

Odtwarzacz CD zaczął grać następny utwór: Is There Life After Love?[3]

— Nie. Muszę się z nim spotkać sama.

Zerknęła na Pontera i zauważyła, jak jego długa brew wspina się nad wał nadoczodołowy.

— Aha — odezwał się sam, bez pomocy tłumacza.

Z powrotem przeniosła wzrok na drogę.

— Czas, abym ostatecznie zakończyła sprawy, jakie jeszcze mnie z nim łączą.

Rozdział 3

Powtarzałem to w trakcie mojej kampanii i powiem to raz jeszcze: prezydent powinien myśleć o przyszłości, wybiegać myślą nie tylko do czasu następnych wyborów, ale też w kolejne dekady i w czasy przyszłych pokoleń. Właśnie mając na względzie tę szerszą perspektywę, zwracam się dzisiaj do was…

Cornelius Ruskin leżał w przepoconej pościeli. Mieszkał na najwyższym piętrze bloku w obskurnej dzielnicy Toronto, Driftwood. Kiedyś, gdy jeszcze miał ochotę na żarty, nazywał swoje mieszkanie „apartamentem w slumsach”. Słońce przedzierało się między brzegami postrzępionych zasłon. Nie nastawił budzika — nie robił tego już od wielu dni — a brakowało mu energii, żeby się przekręcić na bok i zerknąć na zegarek.

Wiedział, że wkrótce zewnętrzny świat na powrót wtargnie w jego życie. Nie pamiętał szczegółów świadczeń zdrowotnych, jakie przysługiwały zatrudnianym na czas określony wykładowcom — ale przypuszczał, że po upływie określonej liczby dni uniwersytet, związek czy firma ubezpieczeniowa, a może nawet wszystkie trzy instytucje wymagają zwolnienia lekarskiego. Zdawał sobie sprawę, że jeśli nie wróci do pracy, nie otrzyma poborów, a jeśli mu nie zapłacą…

Starczyłoby mu jeszcze na czynsz za następny miesiąc, a poza tym na początku wpłacił kaucję za pierwszy i ostatni, więc w zasadzie mógł tu zostać do końca roku.

Odruchowo sięgnął w dół, aby pomacać miejsce, gdzie powinny się znajdować jego jądra, ale się powstrzymał. Wiedział przecież, że ich tam nie ma. Wreszcie zaczynało to do niego docierać.

Oczywiście mógł rozpocząć kurację hormonalną. Wielu mężczyznom usuwano jądra z powodu nowotworów. Tak jak oni, mógł przyjmować suplementy testosteronu. I nikt — przynajmniej z kręgu zawodowego — nie wiedziałby, że bierze hormony.

A życie prywatne? I tak go nie miał — już nie, po tym jak dwa lata temu zostawiła go Melody. Wtedy rozpaczał, przez kilka dni rozważał nawet popełnienie samobójstwa. No, ale czego się spodziewał? Ona skończyła Osgoode Hall — wydział prawa na York University — odbyła praktyki i otrzymała posadę w Cooper Jaeger z płacą w wysokości 180 tysięcy dolarów rocznie. Nigdy nie miał szans stać się takim mężem, jakiego potrzebowała, a teraz…

Teraz.

Cornelius wgapił się w sufit, czując, jak ogarnia go odrętwienie.

Mary nie spotykała się z Colmem od wielu miesięcy, ale odkąd go ostatnio widziała, postarzał się o jakieś pięć lat. Oczywiście zwykle pamiętała go takim, jaki był jeszcze wtedy, kiedy razem mieszkali i wspólnie planowali emeryturę. Marzyli o domku na wsi w Salt Spring Island…

Wstał, gdy się zbliżyła, i pochylił się, aby ją pocałować. Odwróciła głowę, podsuwając tylko policzek.

— Witaj, Mary — powiedział, na powrót zajmując miejsce. Restauracja w porze lunchu wyglądała surrealistycznie. Przez ciemne drewno, zapalone lampy witrażowe — imitacje Tiffany’ego — i brak okien wydawało się, że jest wieczór. Colm zamówił już wino Uatnbiance, ich ulubione. Nalał trochę do kieliszka czekającego na Mary.

Próbowała zachowywać się swobodnie — na tyle, na ile potrafiła w takich okolicznościach. Usiadła naprzeciwko Colma. Między nimi mrugał płomień świecy w szklanym pojemniku. Colm, podobnie jak Mary, przybrał trochę na wadze. Robiły mu się zakola, a włosy na jego skroniach posiwiały. Nawet jak na Gliksina miał małe usta i nos.

— Ostatnio sporo o tobie mówią w wiadomościach — zauważył. Mary odebrała tę uwagę negatywnie. Chciała szorstko skomentować jego słowa, ale Colm podniósł rękę. — Cieszę się, że ci się powodzi.

Starała się zachować spokój. Wiedziała, że nie może dać się ponieść emocjom. Czekała ich trudna rozmowa.

— Dzięki — odparła.

— Jak tam jest? — spytał. — Na tym neandertalskim świecie?

Nieznacznie wzruszyła ramionami.

— Tak jak mówią w telewizji. Czyściej niż u nas. Mniej ludzi.

— Chciałbym tam kiedyś pojechać — przyznał, ale po chwili zmarszczył brwi i dorzucił: — tylko że chyba nigdy nie będę miał takiej szansy. Raczej nie sądzę, aby potrzebowali kogoś z moją specjalizacją.

Chyba miał rację. Colm wykładał angielski na University of Toronto. Prowadził badania nad dziełami przypisywanymi Shakespearebwi, w sprawie autorstwa których nadal toczono spory.

— Nigdy nie wiadomo — stwierdziła Mary. W trakcie trwania ich małżeństwa Colm spędził sześć miesięcy w Chinach, a przecież wcześniej nie przypuszczała, że Chińczycy interesują się Shakespeareem.

Colm osiągnął w swojej dziedzinie niemal tyle, ile Mary w swojej — każdy, kto pisał o The Two Noble Kinsmen, cytował jego opracowania. Początkowo żyli sobie w swoim zamkniętym świecie, ale szybko pojawiły się problemy codzienności. Uczelnie płaciły swoim profesorom, kierując się wartością rynkową ich profesji. Oznaczało to, że wykładowcy prawa zarabiali więcej niż profesorowie historii, ponieważ ci pierwsi mieli wiele innych możliwości zatrudnienia. Także zapotrzebowanie na genetyków — zwłaszcza w obecnych czasach — było spore, podczas gdy specjaliści od literatury angielskiej mieli niewielkie szanse znalezienia zatrudnienia poza środowiskiem akademickim. Mary pamiętała żart, który przysłał jej kiedyś e-mailem jeden ze znajomych:

Absolwent z dyplomem naukowca w kieszeni pyta: „Dlaczego to działa?”. Absolwent inżynierii pyta: „Jak to działa?”. Absolwent ekonomii pyta: „Ile to będzie kosztowało?”. A absolwent językoznawstwa pyta: „Podać do tego frytki?”.

Fakt, że Mary stała się głównym żywicielem rodziny, był tylko jednym ze źródeł napięć w ich małżeństwie. Wolała w ogóle nie wspominać o tym, ile płacili jej teraz w Synergii, z obawy o to, jak mógłby zareagować.

Do ich stolika podeszła kelnerka i przyjęła zamówienia: stek z frytkami dla Colma, okoń dla Mary.

— Jak ci się podoba Nowy Jork? — spytał Colm.

Przez sekundę myślała, że ma na myśli miasto Nowy Jork, w którym we wrześniu Ponter został postrzelony w ramię przez zamachowca. Ale nie, oczywiście chodziło mu o Rochester w stanie Nowy Jork — gdzie zamieszkała na czas współpracy z Synergia.

— Jest tam ładnie — odparła. — Mam biuro niemal nad brzegiem Ontario i wynajmuję apartament nad jednym z Finger Lakes.

— Świetnie. — Colm upił łyk wina i spojrzał na nią wyczekująco.

Mary głęboko wciągnęła powietrze. No cóż, w końcu to ona poprosiła o spotkanie.

— Colm… — zaczęła.

Odstawił kieliszek. Byli małżeństwem przez siedem lat. Na pewno słysząc ton jej głosu domyślił się, że nie spodoba mu się to, co za chwilę usłyszy.

вернуться

3

Czy jest życie po miłości?