Выбрать главу

— Powiedzialam „halo”! Tu Sylvia Liberty uzywajaca elektrycznego telefonu! Halo?

… nie powinno byc dozwolone, tak, panie, nie powinno…

…bzzzt… trzask… pstryk…

— Domagam sie natychmiastowej reakcji! Targ Rybny jest calkowicie pozbawiony jakiegokolwiek znaczenia!

…ee… tego… i…

* * *

Mike Mikes, siedzacy w studiu na szczycie budynku Towarzystwa Ubezpieczeniowego, popatrzyl z napieciem na technika. Technik wpatrywal sie z rownym napieciem w centralke telefoniczna. Nie mial zadnego sposobu odciecia tej calej Liberty, bo jej glos szedl rownoczesnie wszystkimi laczami.

— Hmm… ona jest na wszystkich liniach telefonicznych — poinformowal spikera, uzywajac wewnetrznego obwodu lacznosci.

— Aha, wreszcie! Sluchaj, mlody czlowieku, i nie probuj mnie odlaczyc, czy zagluszyc tym swoim fonografem! Rozumie pan, ze niewinni obywatele sa represjonowani (pstryk… brrrt… wzuu… fizzz) wieloletnia sluzba spoleczenstwu (wziut… klik) jedynie dlatego, ze przypadek urodzenia (whipwhipwhip… bzzzzz… trach) posluchac mlodego Johnny’ego (pstryk… fizzz…). Wracamy… przestan w tej chwili, Williamie, jestes niczym wiecej, tylko bolszewickim agita…

Reszty zdania nikt nie uslyszal, poniewaz zdesperowany technik wyciagnal wszystkie mozliwe wtyczki i wyrznal w centralke mlotkiem.

* * *

Johnny i pozostali oderwali sie od radioodbiornika.

— Czasami dzwonia prawdziwi wariaci — w glosie Wobblera slychac bylo autentyczne uznanie. — Sluchaliscie kiedy nocnego programu Szalonego Jima „Late Night Explosion”?

— On wcale nie jest szalony, tylko mowi, ze jest — skrzywil sie Yo-less. — Puszcza tylko stare kawalki i wrzeszczy „joj” i inne takie. To nie jest szalenstwo, tylko patetyzm.

— Co?

— No, jak ktos jest patetyczny. Przeciez mowie: patetyzm.

— Aha — to byl Wobbler.

— Aha — to byl Bigmac.

— Aha — to byl Yo-less.

A to byla cisza.

Wszyscy wyczekujaco spogladali na Johnny’ego.

— Hm… — zagail Wobbler.

— Tego… — dolaczyl Bigmac.

— To byli oni, tak? — sprecyzowal Yo-less.

— To byli oni — potwierdzil Johnny.

— Tak mi sie wydawalo. To nie brzmialo jak normalne radio. Jak oni moga korzystac z telefonu?

— Skad mam wiedziec? Niektorzy pewnie telefonowali za zycia. Moze jak sie jest martwym, to cos takiego jak prad albo ja nie wiem co…

— Prawie podali twoje nazwisko — zauwazyl Wobbler.

— Prawie.

— Komu tam wymyslali od bolszewikow?

— Chyba Stickersowi, on jest troche komunista.

— Nie sadzilem, ze zostali jeszcze jacys komunisci — zdziwil sie Yo-less.

— Bo nie zostali: on jest jednym z nich.

— Jeszcze wyjdzie, ze za chwile wejdzie tu Rod Serling z wielka ksiega — odezwal sie Bigmac. — Wiecie, tak jak w „Niesamowitych historiach”.

— Skad oni wiedzieli, co leci w radiu? — zastanowil sie Yo-less.

— Pozyczylem im tranzystor dziadka.

— Wiesz, co mysle? — stwierdzil Yo-less. — Mysle, ze cos zaczales!

— Tez tak mysle.

— No nie, dajcie spokoj! — Wobbler wyraznie probowal oprzytomniec. — Glosy w radiu? Przeciez to nic nie znaczy: dzieciaki sie mogly bawic albo glupia baba zadzwonila. Przeciez duchy nie dzwonia do radia?!

— Widzialem taki film, w ktorym wychodzily z telefonu — dodal z wrodzonym taktem Bigmac.

— Zamknij sie, dobrze? Nie wierze ci! Za nic na swiecie ci nie uwierze!

* * *

Wewnatrz budki telefonicznej rzeczywiscie bylo zimno.

— Musze przyznac, ze kiedy jest sie martwym, to elektrycznosc faktycznie jest latwa do opanowania.

— Co pan robi, panie Fletcher?

— Trenuje. Do kogo teraz dzwonimy?

— Do ratusza?

— Chcialbym zauwazyc, pani Liberty, ze jest sobota. Teraz w ratuszu moze byc tylko dozorca.

— To sprobujemy znalezc mlodego Johnny’ego. Nie bardzo rozumiem, o co mu chodzilo z tymi znanymi osobami pochowanymi na naszym cmentarzu. My przeciez tu jestesmy!

— Sprobuje… to zadziwiajaco proste do zrozumienia…

— A gdzie pan Stickers?

— Probuje sluchac jakiegos Radia Moskwa, cokolwiek to znaczy. Pewnie majstruje przy tym telegrafie bez drutu.

— Przyznaje, ze jest to raczej ozywcze, jesli rozumiecie, co mam na mysli. Nigdy dotad nie bylem poza cmentarzem.

— Tak, to zdecydowanie nowa odmiana zycia.

— Mozna uciec prawie od wszystkiego — dodal pan Vicenti.

Ktos nieglosno chrzaknal. Wszyscy zmarli sie obejrzeli.

Zza ogrodzenia, przez dziure przygladal im sie pan Grimm.

To ich od razu otrzezwilo: w obecnosci pana Grimma zachowywali sie powazniej.

— Jestescie na zewnatrz — powiedzial pan Grimm. — Wiecie, ze to niewlasciwe.

Rozleglo sie widmowe przestepowanie z nogi na noge.

— Tylko kawaleczek, Eryku — zauwazyl Alderman. — To nikomu nie moze zaszkodzic. To dla dobra…

— To niewlasciwe!

— Nie musimy go sluchac — przypomnial pan Vicenti.

— Wpakujecie sie w straszne klopoty! — zawyrokowal pan Grimm.

— Wlasnie ze nie! — sprzeciwil sie pan Vicenti.

— To igranie ze Znanym. Wpadniecie w powazne tarapaty i to nie z mojej winy. Jestescie zli!

Po czym pan Grimm odwrocil sie i oddalil w kierunku wlasnego grobu.

— Prosze wybrac numer — powiedzial, jakby nic sie nie stalo, pan Vicenti.

Pozostali jakby sie ockneli.

— Wiecie, on moze miec racje… — zaczela pani Liberty.

— Zapomnijcie o nim — poradzil pan Vicenti, rozkladajac rece. Z prawego rekawa wyfrunal duch bialego golebia i przysiadl na dachu budki. — Prosze wybrac ten numer, panie Fletcher — powtorzyl.

* * *

— Halo, tu informacja. Jakie nazwisko pan wymienil?

— Johnny Maxwell z Blackbury.

— Obawiam sie, ze to niewystarczajace informacje: bez adresu…

— To wszystko co wiemy… (Sluchajcie: wiem, jak to dziala! Tu jest polaczenie…) (Ilu nas tu w koncu jest?!) (Moge tez sprobowac?) (To znacznie lepsze od seansu…)

Telefonistka potarla sluchawki — z jakiegos powodu zrobilo jej sie zimno w ucho.

— Auc! — naglym ruchem zerwala sluchawki z glowy.

— Co ci sie stalo, Dawn?

— Zrobily sie… poczulam…

Telefonistki spojrzaly na centrale, rozswietlona nagle niczym choinka, a co gorsza — wlasnie na ich oczach powoli pokrywajaca sie szronem.

Problem polegal zawsze na tym, ze jak historia dluga, zawsze znajdowali sie ludzie nie mogacy wynalezc pewnych rzeczy z powodu niegotowosci reszty swiata. Na przyklad Leonardo da Vinci nie mogl wynalezc helikoptera jedynie z braku silnika i materialow niezbednych do budowy kadluba, a — powiedzmy — sir George Cayley wynalazl silnik spalinowy, zanim ktokolwiek zdolal wynalezc benzyne.[2]

Addison Vincent Fletcher spedzil wiele godzin nad silnikami elektrycznymi, wielokrazkami, zaworami i drutami, probujac wynalezc cos, co w jego czasach nawet nie mialo jeszcze nazwy. Teraz (to jest po smierci) ucieszyl sie jak dziecko, gdy zobaczyl komputer. Co to jest i jak dziala, nie musial mu nikt tlumaczyc.

вернуться

2

Jako paliwa uzywal ziaren prochu strzelniczego, wobec czego jego wynalazek mozna okreslic raczej jako silnik wybuchowy.