— Nasze serca były głęboko zatroskane, kiedy usłyszeliśmy o twoim nieszczęściu, kochany synu. Sprawozdanie z twojej podróży doszło naszych uszu. Przybyłeś tu na własną prośbę, ale po drodze natknąłeś się na zbójców. Czyż nie tak?
— Tak, Ojcze Święty. Ale to naprawdę nie ma znaczenia. Chcę powiedzieć, że to było ważne, jednak… — Franciszek zająknął się.
Człowiek w bieli uśmiechnął się łagodnie.
— Wiemy, że wiozłeś dla nas dar i że został ci skradziony po drodze. Nie dręcz się tym. Twoja obecność jest dla nas wystarczającym darem. Długo pieściliśmy nadzieję, że osobiście podziękujemy odkrywcy szczątków Emily Leibowitz. Wiemy też o twojej pracy w opactwie. Dla braci świętego Leibowitza zawsze mieliśmy żarliwą miłość. Gdyby nie twoja praca, świat popadłby może w całkowitą amnezję. Jak Kościół, Mysticum Christi Corpus[40], jest ciałem, tak twój zakon służył temu Ciału jako organ pamięci. Wiele zawdzięczamy waszemu świętemu patronowi i założycielowi. Być może przyszłe wieki będą mu zawdzięczać jeszcze więcej. Czy mógłbyś opowiedzieć coś jeszcze o swojej podróży, umiłowany synu?
Brat Franciszek wydobył odbitkę.
— Zbójca był na tyle dobry, że zostawił mi tę odbitkę, Ojcze Święty. On… wziął to za kopię iluminowanego pergaminu, który wiozłem jako dar.
— Nie wyprowadziłeś go z błędu?
Brat Franciszek oblał się rumieńcem.
— Ze wstydem to przyznaję, Ojcze Święty…
— A więc to jest oryginalna relikwia, którą znalazłeś w krypcie?
— Tak.
Uśmiech papieża stał się odrobinę kwaśny.
— A zatem bandyta pomyślał, że twoja praca jest właściwym skarbem? Cóż, nawet zbójca może mieć oko do sztuki, prawda? Monsinior Aguerra powiedział mi o tym, jak piękna była twoja iluminacja. Szkoda, że została skradziona.
— To nic, Ojcze Święty. Żałuję tylko, że roztrwoniłem piętnaście lat.
— Roztrwoniłeś? Jak to roztrwoniłeś? Gdyby zbójcy nie wprowadziło w błąd piękno twojego dzieła, zabrałby odbitkę, prawda?
Brat Franciszek przyznał, że to możliwe.
Leon XXI wziął starożytną odbitkę do swoich zwiędłych dłoni i ostrożnie ją rozwinął. Przez chwilę wpatrywał się w milczeniu w rysunek, a następnie powiedział:
— Powiedz nam, czy pojmujesz symbole narysowane przez Leibowitza? Znaczenie przedstawionych tu rzeczy?
— Nie, Ojcze Święty. Moja niewiedza jest zupełna.
Papież nachylił się nad nim i szepnął:
— Nasza też. — Zachichotał, przycisnął wargi do relikwii, jakby całował kamień ołtarza, a następnie zwinął ją z powrotem i oddał asystentowi. — Z głębi serca dziękujemy ci za te piętnaście lat, ukochany synu — dodał, zwracając się znowu do brata Franciszka. — Te lata posłużyły temu, by ochronić ten oryginał. Nie myśl o nich jako o latach straconych. Ofiaruj je Bogu. Pewnego dnia ludzie być może odkryją znaczenie oryginału i okaże się ono ważkie. — Starzec zamrugał, czy też zmrużył oko? Franciszek był prawie pewny, że papież do niego mrugnął. — Będziemy musieli ci za to jakoś podziękować.
Zmrużenie oczu, lub mrugnięcie, jakby rozjaśniło salę mnichowi. Po raz pierwszy zauważył dziury wygryzione przez mole w sutannie papieża. Sutanna była zresztą wyżarta prawie do osnowy. Dywan w sali audiencyjnej gdzieniegdzie przetarł się. W wielu miejscach tynk odpadł z sufitu. Ale godność przemogła ubóstwo. Jedynie przez moment po tym mrugnięciu brat Franciszek dostrzegał ślady ubóstwa. Tylko przez mgnienie oka.
— Pragniemy za twoim pośrednictwem przesłać najbardziej gorące wyrazy szacunku dla wszystkich członków waszej wspólnoty i dla opata — ciągnął Leon. — Im także, tak jak i tobie, chcemy udzielić naszego apostolskiego błogosławieństwa. Wręczymy ci list, w którym przekażemy im błogosławieństwo. — Przerwał, potem zmrużył oczy, a może nie mrugnął raz jeszcze. — Nawiasem mówiąc, dostaniesz list żelazny. Dołączymy doń Noli molestare[41], ekskomunikę dla każdego, kto stanie na drodze posłańca.
Brat Franciszek wymamrotał podziękowanie za to zabezpieczenie przed rozbójnikami. Nie uznał za stosowne dodać, że zbójca może nie umieć przeczytać ostrzeżenia albo nie zrozumieć czekającej go kary.
— Zrobię, co w mojej mocy, żeby dostarczyć go bezpiecznie, Ojcze Święty.
Raz jeszcze Leon pochylił się, żeby szepnąć:
— Tobie zaś damy specjalną rękojmię naszej miłości. Zanim wyjedziesz, udaj się do monsiniora Aguerry. Chcielibyśmy wręczyć ci tę rzecz osobiście, ale nie jest to właściwa chwila. Monsinior przekaże ci to w naszym imieniu. Zrobisz z tym, co zechcesz.
— Gorąco dziękuję, Ojcze Święty.
— A teraz żegnaj, umiłowany synu.
Papież ruszył dalej, rozmawiał z każdym pielgrzymem w szeregu, a potem uroczyście ich wszystkich pobłogosławił. Audiencja dobiegła końca.
Monsinior Aguerra dotknął ramienia brata Franciszka, kiedy grupa pielgrzymów wychodziła przez bramę. Gorąco uścisnął mnicha. Postulator sprawy świętego tak bardzo się postarzał, że Franciszek rozpoznał go z wielkim trudem i dopiero z bliska. Ale Franciszek też miał teraz skronie przyprószone siwizną i zmarszczki wokół oczu od ślęczenia nad stołem kopisty. Monsinior podał mu paczkę i list, kiedy schodzili po scala caelestis.
Franciszek spojrzał na adres na liście i skinął głową. Na paczce opatrzonej dyplomatyczną pieczęcią było jego imię.
— Czy to dla mnie, messer?
— Tak osobisty dowód miłości Ojca Świętego. Lepiej nie otwieraj tutaj. Czy mogę coś dla ciebie zrobić, zanim opuścisz Nowy Rzym? Chętnie pokażę ci wszystko, czego jeszcze nie widziałeś.
Brat Franciszek pomyślał chwilkę. Już i tak była to bardzo długa wyprawa.
— Chciałbym tylko zobaczyć raz jeszcze bazylikę, messer — powiedział w końcu.
— Oczywiście. Ale czy to wszystko? Brat Franciszek znowu zamilkł. Pozostali w tyle za resztą wychodzących pielgrzymów.
— Chciałbym się wyspowiadać — oznajmił łagodnie.
— Nic łatwiejszego — rzekł Aguerra i dodał z chichotem: — Znalazłeś się w najwłaściwszym do tego miejscu. Tutaj możesz uzyskać rozgrzeszenie za wszystko, co cię gnębi. Czy chodzi o coś tak straszliwego, że wymaga uwagi papieża?
Franciszek zaczerwienił się i potrząsnął głową.
— Może więc Wielki Penitencjariusz? Nie tylko rozgrzeszy cię, jeśli się skruszysz, ale na dodatek uderzy cię rózgą w głowę.
— To znaczy chciałem poprosić ciebie, messer — wyjąkał mnich.
— Mnie? Dlaczego mnie? Nie jestem nikim nadzwyczajnym.
Znalazłeś się w mieście, w którym aż tłoczno od czerwonych kapeluszy, a chcesz wyspowiadać się Malfreddowi Aguerrze.
— Bo… bo jesteś, panie, adwokatem naszego świętego — wyjaśnił mnich.
— Ach, pojmuję. Oczywiście wysłucham twojej spowiedzi. Ale wiesz, że nie mogę rozgrzeszyć cię w imię twojego patrona. Jak zwykle rozgrzeszę cię w imieniu Trójcy Świętej. Czy to ci wystarczy?
Franciszek miał bardzo niewiele do wyznania, ale jego serce od dawna było udręczone — za sprawą dom Arkosa — przez lęk, że odkrycie przez niego schronu mogło opóźnić sprawę świętego. Postulator Leibowitza wysłuchał go, udzielił porady i rozgrzeszył w bazylice, a następnie oprowadził po starożytnym kościele. Podczas uroczystości kanonizacji i mszy, która potem się odbyła, brat Franciszek zwrócił jedynie uwagę na majestatyczny przepych budynku. Teraz wiekowy monsinior pokazywał mu kruszące się ściany, miejsca wymagające naprawy i zawstydzający stan niektórych starszych fresków. Raz jeszcze zerknął na ubóstwo osłonięte płaszczem godności. Kościół w owych czasach nie był bogaty.