Opat słyszał je, ale tym razem spodobało mu się nie zwrócić na nie uwagi. Doskonale wiedział, że szepty nie kłamią.
— Przeczytaj mi to jeszcze raz — polecił szorstko mnichowi, bez ruchu stojącemu w pobliżu.
Mnisi kaptur zwrócił się odrobinę w stronę opata.
— Który, domne[43]! — spytał mnich.
— Dobrze wiesz, który.
— Tak, panie mój. — Mnich poszperał w rękawie. Rękaw wyglądał, jakby mieścił z pół buszla dokumentów i korespondencji, ale po chwili znalazł się ten właściwy. Zwój opatrzony był adresem:
SUB IMMUNITATE APOSTOLICA HOC SUPPOSITUM EST.
QUISQUIS NUNTIUM MOLESTARE AUDEAT,
IPSO FACTO EXCOMMUNICETUR.
DET: R'dissimo Domno Paulo de Pecos, AOL, Abbati
(Klasztor braci leibowitzan
koło miasta Sanly Bowitts,
Pustynia Południowo-zachodnia, Cesarstwo Denver)
CUI SALUTATEM DICIT: Marcus Apollo
Papatiae Apocrisarius Texarkanae[44]
— Dobrze, to ten. Czytajże więc — powiedział z niecierpliwością opat.
— Accedite ad eum[45]… — Mnich przeżegnał się i wymamrotał, jak należało uczynić, błogosławieństwo słowa pisanego, odmawiane przed czytaniem i pisaniem prawie tak samo skrupulatnie jak błogosławieństwo przed posiłkiem. Albowiem przechowanie umiejętności czytania i wiedzy poprzez mroczne milenium stanowiło obowiązek braci leibowitzan, a takie drobne obrzędy pomagały skupić się na tym zadaniu.
Po odmówieniu błogosławieństwa podniósł zwój wysoko pod słońce, tak że stał się przezroczysty.
— „Iterum oportet apponere tibi crucem ferendam, amice…”
Jego głos był lekko śpiewny, oczy wyławiały słowa z puszczy zbędnych zawijasów. Opat oparł się o parapet i słuchając, przyglądał się, jak sępy zataczają kręgi nad płaskim wierzchołkiem Ostateczności.
— „Raz jeszcze niezbędne jest, stary przyjacielu i pasterzu krótkowzrocznych moli książkowych, byś wziął na barki brzemię krzyża — brzęczał głos czytającego — ale być może będzie to miało posmak tryumfu. Okazuje się, że Szeba przybywa jednak do Salomona, aczkolwiek zapewne po to tylko, by oskarżyć go jako szarlatana.
Donoszę Ci przeto, że thon Taddeo Pfarcfentrotf, doktor nauk przyrodniczych, mędrzec nad mędrcami, uczony nad uczonymi, jasnowłosy syn z nieprawego łoża pewnego księcia i dar Boży dla «budzącego się pokolenia», zdecydował się wreszcie złożyć ci wizytę, jako że stracił wszelką nadzieję na przeniesienie waszych memorabiliów do tego królestwa skazy. Przybędzie mniej więcej na Wniebowzięcie, jeśli tylko zdoła uniknąć grup bandytów po drodze. Towarzyszyć mu będzie zwątpienie i mały oddział jazdy, przydzielony mu uprzejmie przez Hannegana II, którego korpulentna postać wisi nade mną nawet w tej chwili, kiedy piszę, chrząkając i marszcząc się groźnie przy tych linijkach, które Jego Zwierzchność nakazała mi napisać i w których według oczekiwań Jego Zwierzchności wyśpiewam hymn pochwalny na cześć jego powinowatego, thona, a to w nadziei, że odpowiednio go uhonorujesz. Ponieważ jednak sekretarz Jego Zwierzchności leży w łóżku z powodu podagry, będę tutaj najzupełniej szczery.
Tak zatem pozwól, przede wszystkim, że ostrzegę Cię przed tym osobnikiem, thonem Taddeo. Traktuj go ze zwykłą sobie miłością bliźniego, ale mu nie ufaj. Jest świetnym uczonym, ale uczonym świeckim i politycznym niewolnikiem państwa. Tutaj zaś państwem jest Hannegan. Co więcej, thon jest raczej antyklerykalny, jak sądzę, a być może tylko antymonastyczny. Po swoim ambarasującym przyjściu na świat został odesłany do klasztoru benedyktyńskiego i… ale nie, wypytaj o to posłańca…”
Mnich podniósł głowę znad tekstu. Opat nadal przyglądał się sępom nad płaskowyżem Ostateczności.
— Czy słyszałeś coś o jego dzieciństwie, bracie? — spytał dom Paulo.
Mnich skinął potakująco.
— Czytaj dalej.
Mnich czytał, ale opat przestał już słuchać. Znał ten list prawie na pamięć, a jednak nadal miał uczucie, że było coś, co Marcus Apollo próbował powiedzieć między wierszami. Marcus próbował go ostrzec. Ale przed czym? Ton listu był odrobinę nonszalancki, a jednocześnie co chwila napotykało się złowieszcze niespójności, które miały może w sumie dać jedną mroczną niespójność, jeśliby tylko umiał właściwie dokonać podsumowania. Jakie zagrożenie może płynąć z tego, że pozwoli się świeckiemu uczonemu studiować w opactwie?
Sam thon Taddeo, wedle tego, co powiedział posłaniec, który dostarczył list, wychował się w klasztorze benedyktyńskim, dokąd zabrany został jako dziecko, aby uniknąć postawienia w kłopotliwej sytuacji żony jego ojca. Ojcem thona był stryj Hannegana, ale matką służebna dziewka. Diuszessa, prawowita małżonka diuka, nie protestowała przeciwko romansom męża, dopóki ta dziewczyna z pospólstwa nie urodziła mu syna, którego zawsze pragnął. Wtedy podniosła krzyk. Ona sama rodziła mu wyłącznie dziewczęta i to, że ktoś z gminu spisał się w tym względzie lepiej niż ona, budziło jej wściekłość. Odesłała więc dziecko, kazała wysmagać i wyrzucić służebną i zaczęła krócej trzymać diuka. Zamierzała spłodzić z nim dziecko płci męskiej, żeby odzyskać cześć, i urodziła mu trzy dalsze córki. Diuk czekał cierpliwie przez piętnaście lat. Kiedy jednak umarła przy poronieniu (kolejnej dziewczynki), czym prędzej udał się do benedyktynów, żeby zabrać chłopca i uczynić go swoim dziedzicem.
Młody Taddeo z Hanneganów Pfardentrott stał się dzieckiem zgorzkniałym. Od dzieciństwa po lata młodzieńcze wzrastał, nie widząc miasta i pałacu, gdzie jego najbliższego powinowatego przygotowywano do objęcia tronu. Gdyby rodzina całkowicie go opuściła, mógłby dorosnąć, nie cierpiąc z powodu swojego statusu człowieka zepchniętego na margines. Ale zarówno ojciec, jak i służebna, której łono go zrodziło, odwiedzali go akurat na tyle często, żeby przypominać mu, że został poczęty z ciała, nie zaś z kamieni, a to dawało mu niejasną świadomość, iż pozbawiono go miłości, chociaż miał do niej prawo. A poza tym książę Hannegan przybył do klasztoru na roczną naukę, pysznił się przed swoim kuzynem-bękartem i przewyższał go we wszystkim poza pojętnością umysłu. Młody Taddeo nienawidził księcia z zimną furią i postanowił wyprzedzić go, ile tylko się da, przynajmniej w zakresie zdobytej wiedzy. Ten wyścig skończył się jednak haniebnie: w następnym roku książę opuścił szkołę klasztorną równie ciemny jak przed rokiem i przestano w ogóle myśleć o jego edukacji. W tym czasie jego powinowaty banita kontynuował wyścig samotnie i zdobył zaszczytne odznaczenia za wyniki, ale to zwycięstwo było jałowe, bo Hanneganowi na nim nie zależało. Thon Taddeo zaczął pogardzać całym dworem teksarkańskim, lecz z młodzieńczą niekonsekwencją wrócił ochoczo na tenże dwór, by zostać wreszcie uznany przez swego ojca za pełnoprawnego syna, i z pozoru wybaczył wszystkim poza zmarłą diuszessą, która go wygnała, i mnichami, którzy troszczyli się o niego na tym wygnaniu.
44
Pismo opatrzone jest immunitetem apostolskim. Ktokolwiek ośmieli się zatrzymać posłańca, tym samym obłożony zostanie ekskomuniką. Dostarczyć Najczcigodniejszemu panu Paulowi z Pecos, AOL, opatowi… którego pozdrawia Marcus Apollo, legat papieski w Teksarkanie.