Выбрать главу

Och nie, znowu się zaczyna! Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy, Paulo: to nie pokarm dla brzucha jest przyczyną, lecz pokarm dla mózgu. To umysł nie chce czegoś strawić.

— Ale czego?

Drewniany święty nie miał na to pytanie żadnej gotowej odpowiedzi. Papka. Przesiewanie plewów. Coś, nad czym jego umysł trudzi się dorywczo. Lepiej już niech pracuje w ten sposób, kiedy nadciągają skurcze i świat wali się na niego swym brzemieniem. Jak wielkie jest brzemię świata? Wielkie, ale nikt go nie zważył. Czasem szalki są oszukańcze. Waży tyle, ile życie i trud na jednej szalce, a srebro i złoto na drugiej. Nigdy nie będą w równowadze. Ale szybki i bezlitosny świat nic przestaje ciążyć. W ten sposób rozchlapuje mnóstwo życia, a czasem także odrobinę złota. A król podąża z zawiązanymi oczyma przez pustynię, mając przy sobie zestaw sfałszowanych szalek i dwie kości do gry cięższe z jednej strony. Na sztandarach zaś pyszni się zawołanie Vexilla regis…[49]

— Nie! — opat, oddalając tę wizję.

Ależ tak! — zdawał się nalegać drewniany uśmiech świętego.

Dom Paulo z lekkim dreszczem odwrócił spojrzenie od wizerunku. Czasem czuł, że święty śmieje się z niego. Czy w niebie śmieją się z nas? — zaczął rozmyślać. Nawet święta Małgorzata z Yorku — przypomnij ją sobie, starcze — umarła od tego, że ogarnął ją śmiech. To co innego. Umarła, śmiejąc się sama z siebie. Nie, różnica nie jest tak znów wielka. Hep! — znowu ciche czknięcie. Zaiste, chyba w dzisiejszy czwartek mamy świętej Małgosi. Chór ze śmiechem pełnym rewerencji odśpiewuje podczas mszy na jej cześć Alleluja, Alleluja ha, ha! Alleluja ho, ho!

Sancta Maisie, interride pro me[50].

I przybył król, żeby zważyć swą sfałszowaną wagą księgi w suterenie. Jak sfałszowaną, Paulo? I jakie masz prawo sądzić, że memorabilia są całkowicie wolne od papki? Nawet utalentowany i czcigodny Boedullus zauważył kiedyś z przekąsem, że jakaś połowa z nich powinna nosić nazwę „inscrutabilia"[51]. Rzeczywiście były to cenne strzępy martwej cywilizacji, lecz ile z tego obróciło się w bełkot zdobiony oliwnymi gałązkami i cherubinami przez czterdzieści pokoleń ciemnych mnichów, dzieci wielu mrocznych wieków, którym dorośli powierzyli niezrozumiałe orędzie, by zapisały je w pamięci i wydały w ręce innych dorosłych.

Zmusiłem go do odbycia całej tej drogi z Teksarkany przez niebezpieczną krainę — rozmyślał Paulo. — A teraz po prostu martwię się, że to, co mamy, może okazać się dla niego bezużyteczne, ot i cała prawda.

Ale nie, to nie wszystko. Spojrzał raz jeszcze na uśmiechniętą twarz świętego. I raz jeszcze Vexilla regis inferni produent… Przodem szły chorągwie króla piekieł — podszepnęło wspomnienie przewrotnego wersu ze starożytnej commedia. Nękało jego umysł niby natrętna melodia.

Mocniej zacisnął pięść. Puścił wachlarz i oddychał przez zęby. Starał się nie patrzeć na świętego. Bezlitosny anioł czaił się i gorącym podmuchem przeniknął go do szpiku kości. Pochylił się nad stołem. Tym razem było to jak pęknięcie rozżarzonego drutu. Jego ciężki oddech sprawił, że w warstewce pustynnego pyłu na blacie stołu zrobiła się czysta plamka. Zapach kurzu wprost dławił. Izba zaróżowiła się, zaroiła od czarnych komarów. Boję się czknąć, bo mógłbym potrząsnąć czymś nie przytwierdzonym, ale muszę, święty patronie. Jest ból. Ergo sum. Panie Jezu, przyjmij ten znak.

Czknął, poczuł smak soli i opuścił głowę na pulpit.

Czy muszę ten kielich wypić w tym momencie, Panie, czy też mogę jeszcze trochę zwlekać? Ale ukrzyżowanie odbywa się zawsze teraz. Od czasów nawet przed Abrahamem zawsze oznacza teraz. Teraz — nawet przed Pfardentrottem. W każdej chwili przychodzi na kogoś kolej, by zostać przybitym do krzyża i wisieć na nim, a jeśli spadnie, zatłuką go na śmierć łopatą, więc zdobądź się na odrobinę godności, starcze. Jeśli potrafisz czknąć z godnością, możesz trafić do nieba, pod warunkiem jednak, że będziesz miał wyrzuty sumienia z powodu zapaskudzenia dywanu… Poczuł wielką skruchę.

Musiał długo czekać. Niektóre komary padły i izba straciła różowe zabarwienie, wypełniła się szarą mgiełką.

Cóż, Paulo, czy już teraz będziemy mieli krwotok, czy też zamierzamy się jeszcze od tego wykręcać?

Musnął spojrzeniem mgłę i znowu zobaczył twarz świętego. Jakiż leciutki uśmiech — smutny, rozumiejący, i coś ponadto! Śmiech z kata? Nie, śmiech przeznaczony dla kata. Śmiech ze stultus mcucimus[52], z samego szatana. Po raz pierwszy dostrzegł to tak jasno. W ostatnim kielichu może znaleźć się miejsce dla tryumfalnego chichotu. Haec commixtio[53]

Poczuł się nagle śpiący; twarz świętego poszarzała, ale opat nadal uśmiechał się słabo w odpowiedzi.

Tuż przed nocą przeor Gault zastał go leżącego na pulpicie. Na wargach zakrzepła krew. Młody ksiądz szybko zbadał puls opata. Dom Paulo natychmiast się zbudził, wyprostował w fotelu i, jakby nadal pogrążony we śnie, oznajmił władczo:

— Powiadam ci, to wszystko jest w najwyższym stopniu śmieszne! Całkowicie idiotyczne! Trudno o coś bardziej niedorzecznego.

— O jaką niedorzeczność chodzi, domne?

Opat potrząsnął głową i mrugnął kilka razy.

— Co?

— Zaraz sprowadzę brata Andrzeja.

— Co? To właśnie jest niedorzeczność. Wracaj tu. Czego chcesz?

— Nic, ojcze opacie. Wrócę, jak tylko znajdę brata…

— Och, daj pokój z medykiem! Nie przyszedłeś tutaj bez powodu. Drzwi były zamknięte. Zamknij je znowu, usiądź i powiedz, czego chciałeś.

— Próba powiodła się. To znaczy lampa brata Kornhoera.

— No dobrze, posłuchajmy więc. Siadaj i mów, powiedz mi wszystko, ale wszystko. — Wygładził habit i otarł usta kawałkiem płótna. Ciągle był jeszcze oszołomiony, ale pięść zaciśnięta w jego brzuchu rozluźniła się. Nic a nic nie obchodziła go relacja z próby, ale jak mógł, starał się okazać, że uważa. Muszę zatrzymać go tutaj, dopóki nie dojdę do siebie na tyle, żeby myśleć. Nie mogę pozwolić mu, by poszedł na poszukiwanie medyka… jeszcze nie. Nowina wydostałaby się na zewnątrz: już po starcu. Muszę rozważyć, czy jest to właściwy moment, żeby było po mnie, czy też nie.

15

Hongan Os był w zasadzie sprawiedliwym i dobrotliwym człowiekiem. Kiedy zobaczył, że oddział jego wojowników szydzi z laredańskich jeńców, przystanął, żeby popatrzeć, ale kiedy uwiązali trzech Laredańczyków za nogi między końmi i pognali zwierzęta w szaleńczy galop, postanowił interweniować. Rozkazał, żeby wojowników z miejsca wychłostano, gdyż Hongan Os — Szalony Niedźwiedź — jest znany ze swojego miłosierdzia. Nigdy nie obszedł się źle z koniem.

— Zabijanie jeńców to zajęcie stosowne dla kobiet — warknął pogardliwie w stronę chłostanych pośladków. — Oczyśćcie się sami, bo inaczej zostaniecie napiętnowani znakiem niewiast, i usuńcie się z obozu aż do nowiu, jesteście bowiem wygnani na dwanaście dni. — I odpowiadając na ich jękliwe protesty, dodał: — Przypuśćmy, że koń pociągnął któregoś z nich przez obóz? Ci dygnitarze zjadaczy trawy są naszymi gośćmi, a wiadomo, że krew łatwo wprawia ich w przerażenie. Szczególnie krew własnego gatunku. Baczcie więc.

вернуться

49

Sztandary królewskie…

вернуться

50

Święta Maisie, wstaw się za mną.

вернуться

51

rzeczy niezbadane

вернуться

52

największy głupiec

вернуться

53

To pomieszanie…