— Nie przypominam sobie tego imienia, domne. Dlaczego ojciec pyta?
— Sądzę po prostu, że byłby najodpowiedniejszy, by modlić się za nas właśnie w tej chwili, aczkolwiek nigdy, jak sądzę, nie został kanonizowany. Spróbujmy przekręcić troszeczkę to coś.
— Brat Joszua był niegdyś kimś w rodzaju inżyniera. Zapomniałem od czego. Ale był w kosmosie. Musieli bardzo dużo wiedzieć o komputerach.
— Już się do niego zwracałem. Boi się tego dotknąć. Może tutaj trzeba by… Patryk cofnął się.
— Proszę mi wybaczyć, panie mój…
Zerchi spojrzał na pełnego wahań skrybę.
— Człowieku małej wiary! — wykrzyknął, poprawiając kolejne ustawienie fabryczne.
— Wydaje mi się, że słyszałem kogoś na zewnątrz.
— Zanim kogut trzykroć zapieje… zresztą to ty dotknąłeś pierwszej gałki, czy tak?
Patrykowi zrzedła mina.
— Ale pokrywa była zdjęta i…
— Hinc igitur effuge[75]. Precz, zanim dojdę do wniosku, że to wszystko przez ciebie.
Kiedy Zerchi znowu znalazł się sam, włożył wtyczkę do kontaktu, usiadł za biurkiem i po odmówieniu krótkiej modlitwy do świętego Leibowitza (który w ostatnich wiekach zyskał większą popularność jako święty patron elektrotechników, niż miał kiedykolwiek jako założyciel albertyńskiego zakonu świętego Leibowitza) nacisnął włącznik. Oczekiwał odgłosów skwierczenia i świstania, ale niczego takiego nie usłyszał. Usłyszał jedynie słaby trzask przekaźnika opóźnieniowego i dobrze znane ciche brzęczenie silników synchronizujących, kiedy osiągały pełną szybkość. Pociągnął nosem. Nie czuł dymu ani ozonu. Wreszcie odważył się otworzyć oczy. Nawet światełka wskaźników na biurku paliły się jak zazwyczaj. Rzeczywiście REGULACJA WYŁĄCZNIE FABRYCZNA!
Nieco uspokojony nastawił selektor formatu na RADIOGRAM, selektor procesu na DYKTOWANIE-ZAPIS, zespół translacyjny na WEJŚCIE: POŁUDNIOWO-ZACHODNI i WYJŚCIE: ALLEGHENIAŃSKI, upewnił się, że przełącznik transkrypcji jest w pozycji WŁĄCZONE, włączył mikrofon i zaczął dyktować:
„Priorytetowe. Pilne: Do Jego Eminencji Sir Erica kardynała Hoffstraffa, desygnowanego na Wikariusza Apostolskiego, Provisional Yicariate Extraterrestris, Święta Kongregacja Propagandy, Watykan, Nowy Rzym…
Eminencjo: Zważywszy na ponowny wzrost napięcia na świecie, objawy nadchodzącego kryzysu w stosunkach międzynarodowych, a także doniesienia mówiące o potajemnym wyścigu zbrojeń nuklearnych, bylibyśmy wielce zaszczyceni, gdyby Jego Eminencja uznał za właściwe wydać zalecenie w sprawie obecnego statusu pewnych planów pozostających dotychczas w zawieszeniu. Mam na myśli kwestie zarysowane z grubsza w Motu proprio świętej pamięci papieża Celestyna VIII, wydaną w dniu święta Narodzenia Najświętszej Maryi Panny, Anno Domini 3735, a zaczynającą się od słów — przerwał i zajrzał do rozłożonych na biurku papierów — Ab hac planeta nativitatis aliąuos filios Ecclesiae usque ad planetas solium alienorum iam abisse et numquam redituros esse intelligimus[76]. Powołuję się także na stosowny dokument z Anno Domini 3749, Quo peregrinatur grex, pastor secum[77], upoważniający do nabycia wyspy… hm… pewnych pojazdów. Na koniec wspomnę Casu belli nunc remoto zmarłego papieża Pawła, Anno Domini 3756, i korespondencję, która wynikła między Ojcem Świętym a moim poprzednikiem i zaowocowała poleceniem przekazania nam obowiązku sprawowania pieczy nad planem Quo peregrinatur, by pozostawał w stanie hmmm… zawieszonego ożywienia, ale tylko, dopóki jego eminencja będzie to aprobował. Stan gotowości względem Quo peregrinatur był przez nas utrzymany i jeśliby stało się pożądanym, byśmy wprowadzili plan w życie, potrzebowalibyśmy być może powiadomienia na sześć tygodni…”
Póki opat dyktował, Abominacyjny Autoskryba po prostu rejestrował jego głos i przekładał go na kod fonemów na taśmie. Kiedy opat skończył mówić, przełączył selektor procesów na ANALIZĘ i nacisnął guzik z napisem PROCESOR TEKSTÓW. Zamrugała i zgasła lampka wskazująca gotowość do pracy. Urządzenie przystąpiło do dzieła.
Przez ten czas Zerchi studiował rozłożone przed sobą dokumenty.
Zadźwięczał delikatny dzwoneczek. Wskaźnik gotowości zamrugał i zabłysnął. Urządzenie umilkło. Opat raz tylko zerknął nerwowo na skrzynię z napisem REGULACJA WYŁĄCZNIE FABRYCZNA, a potem zamknął oczy i nacisnął przycisk WYDRUK.
Stuk-puk-klap-stuku-puku-pip ram-tam-pam-bęc klap-stuku — automatyczna drukarka wystukiwała coś, co, jak się spodziewał, stanowi tekst radiogramu. Wsłuchiwał się z nadzieją w rytm czcionek. Początkowe stuk-puk-klap-stuku-puku-pip brzmiało nader władczo. Próbował dosłuchać się rytmu języka allegheniańskiego w stukocie drukarki i po jakimś czasie doszedł do wniosku, że istotnie jest w tym jakiś allegheniański ton wmieszany w rytm czcionek. Otworzył oczy. Po drugiej stronie pokoju automatyczny stenograf pracował jak błyskawica. Wstał od biurka i podszedł, żeby zobaczyć wynik. Abominacyjny Autoskryba niezwykle wyraźnie wypisywał allegheniański odpowiednik następującego tekstu:
— Hej, bracie Pat!
Z niesmakiem odwrócił się od maszyny. Święty Leibowitzu! I po to pracujemy? Nie dostrzegał, by od czasów starannie przyciętego pióra gęsiego i garnuszka inkaustu z morwy nastąpiły jakieś ulepszenia.
— Hej, Pat!
Z pokoju sekretarza nie było natychmiastowego odzewu, ale po kilku sekundach rudobrody mnich otworzył drzwi i rzuciwszy okiem na otwarte szafki, zaśmieconą podłogę i wyraz twarzy opata, uśmiechnął się, co świadczyło o nie lada tupecie.
— O co chodzi, magister meus? Czyżby ojciec nie lubił nowoczesnej techniki?
— Nie, nie przepadam za nią! — warknął Zerchi. — Hej, Pat!
— Wyszedł, panie mój.
— Bracie Joszua, czy nie mógłbyś wyregulować tego okropieństwa? Naprawdę.
— Naprawdę? Nie, nie mogę.
— Muszę wysłać radiogram.
— Nic nie poradzę, ojcze opacie. Tego też nie mogę zrobić. Zabrali właśnie nasz nadajnik i zamknęli cały kram na kłódkę.
— Co za oni?
— Strefowa Obrona Kraju. Wszystkie prywatne przekaźniki mają zamilknąć.
Zerchi podszedł do fotela i opadł nań ciężko.
— Stan pogotowia. Dlaczego?
Joszua wzruszył ramionami.
— Mówi się o ultimatum. Tyle wiem poza tym, co słyszałem o promieniowaniu.
— Stale rośnie?
— Stale.
— Połącz się ze Spokane.
Po południu nadciągnął wiatr niosący ze sobą pył. Rozhulał się nad płaskowyżem i małym miastem Sanly Bowitts. Omiótł całą okolicę, hałaśliwie przemknął nad dobrze wyrośniętą kukurydzą na nawodnionych polach, rozwijając serpentyny piasku z jałowych grzbietów górskich. Zajęczał wokół kamiennych murów starego opactwa i nowoczesnych dobudówek ze szkła i aluminium. Przesłonił czerwieniejące słońce brudem ziemi i posłał diabły pyłu, by odbyły swój taniec na sześciopasmowej autostradzie, która oddzielała stare opactwo od jego nowoczesnych dobudówek.
Na bocznej drodze, która w pewnym miejscu biegła obok autostrady i prowadziła od klasztoru poprzez willowe przedmieście do samego miasta, jakiś stary, ubrany w worek włóczęga przystanął, żeby posłuchać wiatru. Wiatr niósł do strony południowej warkot ćwiczebnych rakiet. Rakiety przechwytujące Ziemia-kosmos zostały odpalone na orbity z wyrzutni znajdujących się gdzieś daleko na pustyni. Starzec patrzył na słaby, czerwony krąg słońca, opierając się na lasce i mrucząc do siebie czy do słońca: „To znak, zapowiedź…”
76
Widzimy, że kilku synów Kościoła odeszło już z planety swego narodzenia ku planetom innych słońc i nigdy nie powrócą.