Выбрать главу

— Proszony jest wielebny ojciec Jethrah Zerchi, opat — zahuczał jednostajnie głos automatycznego telefonisty.

— Słucham.

— Pilna priorytetowa depesza od Eryka kardynała Hoffstraffa, Nowy Rzym. O tej porze nie ma służby kurierskiej. Czy mam przeczytać?

— Tak, proszę o przeczytanie tekstu. Poślę później kogoś po kopię.

— Tekst brzmi następująco: Grex peregrinus erit. Quam primum est factum suscipiendum vobis, jussu Sactae Sedis, Suscipite ergo operis portem ordini vestro propriam… [85]

— Czy mógłbyś przeczytać to jeszcze raz w przekładzie na południowo-zachodni? — poprosił opat.

Operator wykonał polecenie, ale w żadnej wersji nota nie zawierała niczego niespodziewanego. Było to potwierdzenie planu i żądanie pośpiechu.

— Przyjęcie potwierdzam — powiedział wreszcie.

— Czy będzie odpowiedź?

— Podaję odpowiedź: Eminentissimo Domino Eric Cardinali Hoffstraff obsequitur Jethra Zerchius, AOL, Abbas. Ad has res disputandas iam coegi discessuros fratres ut hodie parati dimitti Roman prima aerisnave possint[86]. Koniec tekstu.

— Odczytuję: ,Eminentissimo…”

— Dobrze, to wszystko. Koniec.

Joszua skończył czytać streszczenie. Zamknął teczkę i powoli podniósł głowę.

— Czy jesteś gotów wziąć w tym udział? — spytał Zerchi.

— Ja… ja nie jestem pewien, czy dobrze rozumiem. — Twarz mnicha była blada jak chusta.

— Zadałem ci wczoraj trzy pytania. Chcę teraz usłyszeć odpowiedzi.

— Chcę lecieć.

— Pozostają jeszcze dwa pytania.

— Nie jestem pewny, jeśli chodzi o święcenia, domne.

— Będziesz musiał podjąć decyzję. Masz mniej doświadczenia ze statkami kosmicznymi niż pozostali. Żaden z nich nie został wyświęcony. Ktoś musi być częściowo zwolniony z obowiązków technicznych na korzyść zajęć duszpasterskich i administracyjnych . Powiedziałem ci już, że nic oznacza to opuszczenia zakonu. Nie oznacza, gdyż wasza grupa stanic się niezależnym domem zakonnym podlegającym zmodyfikowanej regule. Przełożony zostanie oczywiście wybrany w tajnym głosowaniu przez tych mnichów, którzy są po ślubach, a ty jesteś najbardziej prawdopodobnym kandydatem, jeśli tylko masz powołanie do kapłaństwa. Tak czy nie? Ty musisz to rozstrzygnąć, i nadszedł już czas, bo nie ma go za wiele.

— Ale, wielebny ojcze, nie odbyłem studiów…

— To bez znaczenia. Poza dwudziestosiedmioosobową załogą złożoną z całości z naszych ludzi, wyruszą też inni. Sześć sióstr i dwadzieścioro dzieci ze szkoły Świętego Józefa, dwóch naukowców, trzech biskupów, w tym dwóch nowo konsekrowanych. Mogą wyświęcać, a ponieważ jeden z nich jest delegatem Ojca Świętego, będą mieli nawet władzę konsekrowania biskupów. Mogą cię wyświęcić, kiedy uznają, że jesteś dostatecznie przygotowany. Wiesz, że będziesz przez całe lata przebywał w kosmosie. Ale my chcemy wiedzieć, czy masz powołanie, i to chcemy wiedzieć już teraz.

Brat Joszua zająknął się przez chwilę, a potem potrząsnął głową.

— Nie wiem.

— Czy chcesz, żebym dał ci pół godziny? Chcesz szklankę wody? Jesteś zupełnie szary na twarzy. Powiem ci, synu, że jeśli masz przewodzić trzodzie, musisz znać odpowiedź tu i teraz. Jest to potrzebne także tobie. No jak, czy potrafisz mówić?

— Domne… nie jestem pewny.

— Możesz przynajmniej ponarzekać, prawda? Czy weźmiesz na siebie to jarzmo, synu? Czy też nie zostałeś jeszcze złamany? Zażądają od ciebie, byś był osiołkiem, na którym On wjeżdża do Jerozolimy, ale to ciężkie brzemię i załamie się pod nim twój grzbiet, ponieważ On wziął na siebie grzechy całego świata.

— Chyba nie potrafię.

— Narzekaj i dysz ciężko. Ale możesz też warczeć, bo to jest dobre dla przywódcy stada. Posłuchaj, w istocie żaden z nas nie potrafił. Ale podjęliśmy próbę i sami też zostaliśmy jej poddani. Ta próba niszczy nas, ale po to tu jesteśmy. Ten zakon miał opatów ze złota, miał opatów z twardej stali, opatów z wytrawionego ołowiu i żaden z nich nie potrafił, aczkolwiek jedni bardziej niż inni, a niektórzy zostali nawet świętymi. Złoto zostało przekute, stal — okazała się krucha i pękła, a wytrawiony ołów Niebiosa starły na popiół. Ja miałem dosyć szczęścia, jestem bowiem żywym srebrem, rozpryskuję się, ale jakoś znowu spływam w jedno miejsce. Czuję, że nadchodzi kolejny moment rozpryśnięcia się, bracie, i myślę, że tym razem tak już pozostanie. Z czego ty jesteś, synu? Co ma być poddane próbie?

— Jestem ogonem szczeniaka. Jestem mięsem i boję się, wielebny ojcze.

— Stal dźwięczy, kiedy sieją kuje, kurczowo łapie oddech przy hartowaniu. Trzeszczy, kiedy sieją obciąży. Myślę, że nawet stal się boi, synu. Pół godziny na zastanowienie? Łyk wody? Łyk wiatru? Przejdź się chwilę. Jeśli poczujesz się niedobrze, ostrożnie zwymiotuj. Jeśli poczujesz przerażenie, krzycz. Jeśli coś ci się stanie, módl się. Ale przyjdź przed mszą do kościoła i powiedz nam, z jakiego materiału jest mnich. Zakon rozszczepia się i ta część z nas, która wyruszy w kosmos, odchodzi na zawsze. Czy jesteś powołany do tego, żeby zostać jej pasterzem, czy też nie? Idź i podejmij decyzję.

— Zdaje się, że nie ma wyjścia.

— Ależ, wyjście oczywiście jest. Wystarczy, że odpowiesz: Nie zostałem do tego powołany. Wtedy zostanie wybrany ktoś inny, i to wszystko. Ale idź, uspokój się, a potem przyjdź do nas do kościoła ze swoim „tak” lub „nie”. Ja już tam idę. — Opat podniósł się i skinął ręką, pozwalając mnichowi odejść.

Na dziedzińcu panowała prawie całkowita ciemność. Tylko wąski płat światła przedostawał się pod drzwiami kościoła. Słaby blask gwiazd był zmącony przez obłok kurzu. Na wschodzie ani znaku świtu. Brat Joszua szedł w milczeniu. Wreszcie usiadł na krawężniku, który ogradzał kępę krzewów róży. Podparł podbródek na dłoniach i obcasem toczył kamyk to w jedną, to w drugą stronę. Budynek opactwa był mrocznym, uśpionym cieniem. Mały plasterek melona-księżyca wisiał nisko na południu.

Z kościoła dobiegł szmer śpiewów: Excita, Domine, potentiam tuam, etveni, utsahos… „Wzbudź moc twoją i przyjdź, abyś nas wybawił”. Tchnienie modlitwy miało trwać bez ustanku, jak długo starczy tchu w piersi. Nawet gdyby bracia uznali to za czcze…

Ale oni nie mogli wiedzieć, że to czcze. A może mogli? Jeśli Rzym ma jeszcze jakąś nadzieję, po co wysyłać statek? Po co, jeśli wierzą, że modlitwa o pokój na Ziemi zostanie kiedyś wysłuchana? Czy statek kosmiczny nie jest aktem rozpaczy… ? Retrahe me, Satanus, et discede![87] — pomyślał. Statek kosmiczny jest aktem nadziei. Nadziei na człowieka żyjącego gdzie indziej, na pokój w jakimś miejscu, jeśli nie tu i teraz, to być może na planecie Alpha Centauri, Beta Hydri, albo w jednej z rozsianych kolonii na tej planecie, jakże się ona nazywa, na Skorpionie. Nadzieja, nie zaś daremność, śle statek, głupi zwodzicielu. Jest to nadzieja utrudzona i zmęczona jak pies, jest to może nadzieja mówiąca: Otrzep pył ze swoich sandałów i idź głosić Sodomę i Gomorę. Ale jest to nadzieja, gdyż inaczej nie powiedziałaby: idź. Jest to nadzieja nie dla Ziemi, lecz nadzieja na duszę i istotę człowieczeństwa w jakimś innym miejscu. Skoro Lucyfer wisi nad naszymi głowami, niewysłanie statku byłoby aktem arogancji podobnym do tego, jakiś ty, najplugawszy z plugawych, popełnił, kiedyś ważył się kusić naszego Pana: jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół z narożnika świątyni. Albowiem Aniołowie będą Cię nosić na rękach.

вернуться

85

Trzoda będzie podróżować. Jak najprędzej powinniście podjąć działania z rozkazu Świętej Siedziby. Przyjmijcie więc na siebie część pracy przypadającą waszemu zakonowi…

вернуться

86

Jethra Zerchius, AOL, opat. zapewnia o posłuszeństwie Jego Eminencję Kardynała Eryka Hoffstraffa. Chcąc omówić te sprawy, zebrałem już braci, którzy mają wyruszyć, aby — gdy się przygotują — można ich byto dzisiaj odesłać do Rzymu pierwszym statkiem powietrznym.

вернуться

87

Odstąp, Szatanie, i odejdź!