To pewnie zmiany w pierwszym obwodzie, o których mówił starzec – pomyślałem. – Dlatego moja rzeczywista pamięć wydaje mi się taka płaska i obca. Już wkrótce ta moja karta identyfikacyjna będzie cieńsza niż papier, a potem zniknie zupełnie.
Jeszcze raz przypomniałem sobie młodych ludzi z białego skyline'a. Ciekawe, co teraz robią? Śpią jeszcze? A może jadą właśnie metrem, każde w swoim kierunku? Nie mogłem się zdecydować. W telewizyjnym dramacie wyglądałoby to zapewne tak: dziewczyna wyjechała na stypendium do Francji i wyszła za Francuza, ale wkrótce po ślubie mąż miał wypadek samochodowy, po którym nie odzyskał świadomości. Ona, skrajnie wyczerpana, porzuciła męża, wróciła do Tokio i pracuje teraz w belgijskiej albo szwajcarskiej ambasadzie. Srebrne bransoletki to pamiątka po mężu. Zmiana sceny, widzimy zimowe wybrzeże w Nicei. Dziewczyna nigdy nie zdejmuje bransoletek z ręki. Nawet w wannie albo kochając się z innym mężczyzną. On – bohater z Auli Yasudy [3], teraz nigdy nie zdejmuje ciemnych okularów, jak bohater Popiołu i diamentu. Zajmuje wysokie stanowisko w telewizji, ale często śni mu się gaz łzawiący i zawsze budzi się wtedy z krzykiem. Żona pięć lat temu popełniła samobójstwo, podcinając sobie żyły. Zmiana sceny (scena w tej sztuce zmienia się dość często). On za każdym razem, kiedy widzi bransoletki na ręce dziewczyny, przypomina sobie szeroko rozcięty, zbroczony krwią nadgarstek żony. Prosi w końcu dziewczynę, żeby założyła bransoletki na prawą rękę. „Nigdy w życiu – odpowiada dziewczyna. – Zawsze będę je nosić na lewej ręce".
Przydałby się jeszcze pianista, jak w Casablance. Alkoholik. Na jego pianinie zawsze stoi szklanka ginu, rozcieńczonego tylko sokiem z cytryny. Jest przyjacielem obojga. Był kiedyś utalentowanym jazzmanem, ale przestał się liczyć w świecie muzyki, odkąd zaczął pić. Albo na odwrót.
W tym momencie doszedłem do wniosku, że cała ta historia jest beznadziejnie głupia i postanowiłem dłużej o niej nie myśleć. Jaki to miało w końcu związek z rzeczywistością? Kiedy się nad tym zastanowiłem, poczułem w głowie jeszcze większy chaos. Rzeczywistość była dla mnie czymś tak ciężkim i tępym, jak wielkie tekturowe pudło wypełnione piaskiem i nic nie było w stanie tego zmienić. Już od kilku miesięcy nie widziałem gwiazd.
– Mam tego dosyć – powiedziałem.
– Czego? – zapytała.
– Ciemności, zapachu pleśni, Czarnomroków, wszystkiego. Mokrych spodni i rany na brzuchu. Nie wiem nawet, czy świeci słońce. Jaki jest dzisiaj dzień tygodnia?
– Już niedaleko – powiedziała. – To się zaraz skończy.
– Mam w głowie chaos. Nie umiem przypomnieć sobie świata. Moje myśli wędrują w jakimś dziwnym kierunku.
– O czym teraz myślałeś?
– O aktorach. O Kondo Masaomi, Nakano Ryoko i Yamazaki Tsutomu.
– Zapomnij o nich. Najlepiej nie myśl już o niczym. Zaraz cię stąd wyprowadzę.
Postanowiłem skorzystać z jej rady i nie myśleć o niczym. Lecz wówczas przypomniałem sobie o moich mokrych spodniach. Było mi coraz zimniej i znów poczułem ból. To dziwne, ale pomimo chłodu nie odczuwałem potrzeby oddania moczu. Kiedy ostatni raz oddałem mocz?
Z pewnością odkąd zeszliśmy do podziemi, nie robiłem tego ani razu. A wcześniej? Wcześniej jechałem samochodem, jadłem hamburgera i widziałem dwoje ludzi w skylinie. Jeszcze wcześniej? Jeszcze wcześniej spałem. Przyszła grubaska i obudziła mnie. Czy byłem wtedy w toalecie? Chyba nie. Obudziła mnie, tak jakby pakowała walizkę, i wyprowadziła z domu. A co było przedtem? Nie mogłem sobie przypomnieć. Zaraz… byłem u lekarza! Czy oddawałem wtedy mocz?
Nie. Zapamiętałbym rodzaj bólu, jaki z pewnością towarzyszyłby tej czynności. Niczego takiego nie pamiętałem, więc na pewno nie oddawałem wtedy moczu. W takim razie nie robiłem tego już bardzo długo. Ciekawe ile godzin?
Kiedy zacząłem liczyć godziny, w mojej głowie powstał taki zamęt, jaki o świcie panuje w kurniku. Dwanaście? Dwadzieścia osiem? A może trzydzieści dwie godziny? Co się stało z moim pęcherzem? Piłem przecież i piwo, i colę, i whisky. Gdzie ulotniły się te płyny?
Nie, brzuch rozcięto mi chyba przedwczoraj. Niemożliwe, żeby to było wczoraj. Ale co w takim razie robiłem wczoraj? Za nic nie mogłem sobie tego przypomnieć. Wczorajszy dzień był dla mnie tylko niejasnym przedziałem czasu. Miał kształt ogromnej napęczniałej wodą cebuli.
Różne zdarzenia zbliżały się do mnie i oddalały, zupełnie jak na karuzeli. Kiedy rozcięto mi brzuch? Czy to było przed, czy po tym, jak siedziałem nad ranem w barze kawowym? Kiedy ostatni raz byłem w toalecie? Dlaczego sprawa moczu nie daje mi spokoju?
– Jest! – odwróciła się i mocno chwyciła mnie za łokieć. – Jest kanał! Rozumiesz?
Odpędziłem z głowy myśli o moczu i spojrzałem na ścianę w miejscu, które oświetlała latarką. Znajdował się tam kwadratowy otwór, przez który, co prawda z trudem, można się było przeczołgać.
– To nie kanał – powiedziałem.
– Kanał jest w głębi. To tunel prowadzący do kanału. Powąchaj.
Wsadziłem głowę do otworu i wciągnąłem powietrze nosem. Rzeczywiście, poczułem woń ścieków. Kiedy wreszcie dotarliśmy do wyjścia z tego labiryntu, nawet smród ścieków wydał mi się bliski. Wyraźnie poczułem lekkie drżenie ziemi i usłyszałem odgłos przejeżdżającego pociągu. Nie było wątpliwości. Znajdowaliśmy się przy wyjściu.
– Nareszcie! – powiedziała dziewczyna i pocałowała mnie w szyję. – Jak się czujesz?
– Lepiej nie pytaj – powiedziałem. – Sam zresztą nie wiem. Dziewczyna zanurkowała w otwór pierwsza. Kiedy jej miękkie, jak mi się zdawało, pośladki zniknęły w ciemności, uczyniłem to samo. Ciasny tunel biegł prostą linią. W świetle latarki widziałem tylko jej biodra i łydki. Łydki przypominały mi białe i gładkie chińskie warzywa. Mokra spódnica lepiła się jej do ud, jak opuszczone dzieci lepią się do dorosłych.
– Jesteś tam? – krzyknęła.
– Jestem – odkrzyknąłem.
– Tu leży jakiś but.
– Jaki but?
– Czarny, męski. Tylko jeden.
Wkrótce doczołgałem się do niego sam. Był to stary wytarty but, oblepiony białym wyschniętym błotem.
– Jak myślisz, skąd się tu wziął?
– Pewnie spadł komuś z nogi, kiedy ciągnęły go tędy Czarnomroki.
Nie miałem specjalnie na co patrzeć, więc posuwałem się do przodu, obserwując rąbek jej spódnicy. Od czasu do czasu podwijał się bardzo wysoko i moim oczom ukazywała się biała, nieubrudzona błotem skóra na wybujałych udach. Dokładnie w tym miejscu, gdzie dawniej powinny znajdować się sprzączki od pończoch. Dawniej pomiędzy pończochą a paskiem zostawiano trochę miejsca na nagie udo. Tak było dawniej, zanim na świecie pojawiły się cienkie rajstopy.
W ten sposób, widząc jej białe uda, zacząłem wspominać dawne czasy. Czasy Jimiego Hendriksa, Creamu, Beatlesów i Otisa Reddinga. Spróbowałem zagwizdać kilka pierwszych nut I Go to Pieces zespołu Peter and Gordon. To była dobra piosenka. Słodka i smutna. Czy można ją porównać z tym, co śpiewa taki Duran Duran? A może myślę tak dlatego, że nie jestem już młody? W końcu to wszystko było modne jakieś dwadzieścia lat temu. Któż by się wtedy spodziewał, że nadejdą czasy cienkich rajstop?