Выбрать главу

7 stycznia. Wacław umarł.

Odebrałam wiadomość od tej pani przed tygod…

23 marca.

Przerzucając rupiecie w szufladzie mojego stolika, znalazłam ten sekretnik. Gdym go otwarła, wzrok mój trafił na słowa przed dwoma miesiącami pisane. Jak gdyby coś nowego!… Zarazem takie samo zimno, obojętność. Czyliż to ma być moje nieszczęście? Gdzież ono jest? Ja go nie czuję. Słowa te są puste wewnątrz i tylko mają formę, powłokę bólu znanego ludziom.

Dawno, gdy jeszcze byłam w domu, nieboszczyk tatko pokazywał mi w Głogach pszenicę, którą śnieć zjadła. Szliśmy rano o świcie, obok niwy pod górą, nad strumykiem Kamiennym. Tatko urywał kłos, wyjmował z niego ziarno. Było całkiem podobne do ziarna pełnego, miało zewnętrzną barwę. Tylko gdy było dotknąć go palcem, wylatywał ze środka złotej łupiny murz[*], czarny, pyłkowaty, sypki. Tak i moje uczucia… Nie ma w nich czystego chleba uczuć siostrzanych, tylko śnieć spróchniała…

25 marca.

Chciałabym tu opisać…

Zaczynam czuć potrzebę wyjawienia, jakby ekstyrpacji[*] z głębi siebie. Jestem taka zabita! Żadnych uczuć, żadnych nawet poruszeń.

Jestem podobna do owej sadzawki Siloe, gdy od niej anioł odleciał[*]. Czuję, że coś w mej duszy, jakaś dawniejsza jej władza —przestała istnieć, a to, co zostało, jest dla mnie już na nic. Jest to tchórzliwe i oziębłe. Nic już nowego na ziemi zrobić nie potrafię. Są jeszcze dobre istoty, które cenią we mnie i te resztki, ale ja sama czyż mogę przystać na myśl, żeby jakąkolwiek wartość nadawać czemuś, co jest jak nędzny łachman, pozostały z dawnej odzieży. Był czas, kiedy sądziłam, że jestem zdruzgotana ze szczętem. Dziś widzę, że tak nie jest.

Złamane jest tylko moje osobiste szczęście.

Chcę rozbudzić w sobie siłę życia, biczuję się wspomnieniem panny L., biorę się pazurami do robót ciężkich. Ale to wszystko, to wszystko…

Takie mam ciągle uczucie, jakby mi ktoś podpowiadał, co trzeba, uczył mię, jak trzeba, wysilał na to duszę swoją, a ja mu stale, z chłopska nie dowierzam. Często przybiega do mnie to ta, to owa znajoma i mówi o swych strapieniach. Wówczas mię to „mile zajmuje”, ale w sposób bardzo zbliżony do wzgardy. Myślę sobie patrząc na łzy cudze, jak szczęśliwymi są ci, co takie tylko wylewają.

Ja milczę.

Znam jedno mądre słowo, o którym Wacek nic nie wiedział.

Słowo: Hart sei![*]

Byłby mię zabił wzrokiem, gdybym mówiła, że życie trzeba kochać nade wszystko.

26 marca.

Często teraz wcale nie wiem, co jest dobre, a co złe. Zdaje się, że nic „złego” nie robię, ale też żadnej nie mam pewności, że takie sprawowanie ma jakąkolwiek wartość. Chwilami wydaje mi się, że „dobrym” uczynkiem byłoby właśnie wręcz coś innego. Rozumieć rozumiem wszystko tak samo jak przedtem, tylko żadne już pewniki nie mogą mną władać.

27 marca.

Na cóż się zda cierpienie?

Czy można wierzyć, że taka męka jest zwyczajną, ordynarną koniecznością? Czyją? Gdy długie dnie są tym wypełnione, staje się ono dla umysłu niepojętą zagadką, tajemnicą udręczającą, której znaczenie, nad wyraz doniosłe, ukryte a władcze, jak ptak mistyczny krąży nad głową.

Czarny, złowieszczy kruk niedoli!

29 marca.

Miałam długą chwilę wmyślenia się w jakiś krajobraz. Kępy błotniste, ledwo pokryte śniegiem. Jest mi bardzo niemiło…

2 kwietnia.

Nie wiem, co mi jest. Jakieś uczucie ze wszystkich najsilniejsze i najbardziej przejmujące smutkiem… Tęsknota… Smutek, któremu brak wszelkiego przedmiotu, celu i myśli. Ach, nie — jest tej myśli jakaś nędzna, uciekająca, bezradna drobina. Taki błędny okruch mieści w sobie tylko przeświadczenie, że to, co mię o smutek przyprawia, jest najważniejszą, najcenniejszą, jedyną wartościową sprawą. Dziwna rzecz: za pomocą tego małego atomu odgaduje się prawdziwą treść życia, widzi przestwory, światy rozległe i dalekie, o których nic nie wie codzienny, zdrowy rozum.

Tęsknota, tęsknota…

Uczucie najbardziej niewypowiedziane, stan próżny wszelakiej ulgi, ucisk serca ciągły i jednostajny.

A przecie on sam w sobie jest upragniony, bo daje jakby lękliwe pożądanie ujrzenia znowu onej niedoli. Oziębłość zimowa, którą przeżyłam — nie był to stan dobry. Teraz zaczynam pamiętać każde z tych zimnych uczuć, niby jakieś narzędzia z żelaza, które rozdzierają.

Dawno już temu, z osiem lat może, szliśmy pewnego razu z Henrykiem przez nasz gaj brzozowy. On miał w kieszeni rewolwer. Chcąc się pochlubić przede mną, wyjął tę broń, wycelował i strzelił. Kula przebiła na wskroś młodą brzozę. Z tego miejsca trysnęła struga soku i uchodziła tak długo, tak długo, aż nie mogąc znieść, uciekłam z lasu. Gdym była na jego skraju i odwróciłam głowę, widać było jeszcze strugę sączącą się po białej korze. Słońce w niej przeglądało się i iskrzyło tak samo, jak się przegląda w nędznej kałuży na drodze, po której brodzą cielęta.

3 kwietnia.

Już sama nie wiem, czego chcę. Tęsknię, a raczej usycham z tęsknoty. Chciałabym pójść, uciec… Jestem jak człowiek bardzo chory, który sam nie wie, co go najwięcej boli. Źle mu jest, a poruszyć się nie ma siły. Gdyby zresztą zdołał, to i zmiana położenia szkodę mu przynieść może.

5 kwietnia.

Zdaje mi się, że gdybym mogła usłyszeć trochę dobrej muzyki, może bym była tak samo nieszczęśliwa, ale mniej bezradna. Łzy silniejsze są niż wola. Dlatego cierpię i nic w sobie zmienić nie umiem. Wszystko pozostaje tak, jak było, te same cele, te same obowiązki. Rozumiem to i wciąż jestem bez sił. Nie mogę się uskarżać na brak postanowień… Jest ich tyle w mych ustach! Brak tylko jakiejś małej, drobnej rzeczy…

6 kwietnia.

Wstaję rano, idę na lekcje, odbywam wszystko jak się patrzy — i śmieję się z tego wszystkiego. Jest to tyle warte, co wiatr karmić. Do niczego nie mam ochoty. Sama siebie pytam, czego mi się chcieć może i ciągle, nie mówiąc sobie tego, stwierdzam, że pragnęłabym jednej tylko rzeczy: nie być.

Ta myśl wysuwa się bez żadnych przejść od minionego usposobienia, łzy płyną i w nich jest to życzenie…

7 kwietnia.

Z Antosią L. przechodzę teraz literaturę… grecką. Sama umiem z niej (z literatury greckiej) tyle, com zasłyszała od Wacka. Czytałam wszakże onego czasu wszystko, co on przechodził, a nawet greczyzny samej sporo wchłonęłam. Obecnie czytamy tragedie Eschylosa, Sofoklesa, Eurypidesa w przekładzie Z. Węclewskiego[*] i K. Kaszewskiego[*].

Któż by pomyślał, że w kartach tych utworów można swój ból spotkać, że już wówczas były siostry, którym zabraniano chować w ziemi braci…

Moja uczennica czytała równym głosem Eschylosa Siedmiu przeciw Tebom[*]. I oto, co tam mówi Antygona:

Przemożne są krwi związki, która mię jednoczy Po rodzicielce biednej i niebogim ojcu! Więc znoś cierpliwie krzywdę, serce me, na którą On zżymał się, i poświęć życie dla zgasłego Z siostrzanej tej miłości. Ciała jego wilcy Żarłoczni nie rozszarpią.To się nie pokaże! Bo grób wykopię własną ręką i ostatnią Posługę, choć niewiasta, oddam sama jemu. Wyniosę go w buchastej szacie tej I sama go pochowam. Nikt mnie nie powstrzyma! Skuteczny ten wynajdzie sposób, kto odważny…
вернуться

murz (gwar.) — grzybek pasożytniczy niszczący zboże.

вернуться

ekstyrpacja — wyrwanie z korzeniami.

вернуться

Siloe — sadzawka w Jerozolimie, tu utożsamiona z sadzawką Betsaida (Owczą). Aluzja do wersetów z Ewangelii św. Jana w Nowym Testamencie (J 5:2-5): kiedy anioł zstępował do sadzawki Betsaida i poruszał jej wody, nabierały one wtedy własności uzdrawiających.

вернуться

Hart sei! (niem.) — bądź twardy.

вернуться

Zygmunt Węclewski (1824–1887) — filolog, tłumacz Eschylosa i Eurypidesa.

вернуться

Kazimierz Kaszewski (1825–1910) — krytyk literacki, filolog i tłumacz, szczególnie cenne były jego przekłady dramatów Eschylosa i Sofoklesa.

вернуться

Siedmiu przeciw Tebom — jedna z siedmiu zachowanych tragedii Eschylosa; jej treścią są przygotowania do obrony Teb przeciwko najazdowi króla Argos, sprowadzonemu przez Polinejkesa na własny kraj w odwet za pozbawienie go tronu i wygnanie z ojczyzny. Gdy Polinejkes padł w walce, Kreon, władca Teb, zabronił pogrzebać jego ciało; wtedy z dwóch sióstr Polinejkesa Ismena podporządkowała się rozkazowi, zaś Antygona, nie bacząc na karę, pochowała zwłoki brata.