Выбрать главу

„A piórko było na ptaszku, a ptaszek był na jajku, a jajko było w gniazdku, a gniazdko było na liściu, a liść był na gałązce, a gałązka była na gałęzi, a gałąź była na konarze, a konar był na drzewie, a drzewo było na torfowisku, a torfowisko w dolinie – hou! Haj-hou na torfowisku, torfowisku w dolinie -hou...”

– Możesz już wrócić do klasy – powiedział. – Zawołam cię, gdy tylko policja będzie gotowa, żeby z tobą porozmawiać.

– Czy zamierza pan do nich teraz zadzwonić?

– Procedura dzwonienia na policję jest skomplikowana. Miałem nadzieję, że załatwimy to sprawnie i szybko, ale skoro nalegasz...

– Mogę zaczekać, aż pan po nich zadzwoni – odparłem. – Mnie jest wszystko jedno.

Ponownie stuknął sygnetem, a ja przygotowałem się na wybuch.

– Wyjdź! – ryknął. – Wynoś się z mojego gabinetu, smarkaczu...

Wyszedłem, zachowując neutralny wyraz twarzy. Wcale nie zamierzał wezwać policji. Gdyby miał wystarczające dowody, już wcześniej zadzwoniłby po gliny. Szczerze mnie nienawidził. Domyśliłem się, że usłyszał jakąś niesprawdzoną plotkę i miał nadzieję, że ją potwierdzę, jeśli mnie postraszy.

Szedłem korytarzem lekko i dziarsko, utrzymując równy, miarowy krok odpowiedni dla kamer rozpoznających sposób chodzenia. Zainstalowano je przed rokiem, a ja je uwielbiałem za ich czysty idiotyzm. Wcześniej mieliśmy kamery rozpoznające twarze, ale sąd uznał to za niezgodne z konstytucją. Benson wraz z wieloma innymi paranoicznymi administratorami szkoły wydali więc pieniądze przeznaczone na nasze podręczniki na te idiotyczne kamery, które miały rozróżniać chód poszczególnych ludzi. Po prostu czad.

Wróciłem do klasy i usiadłem, pani Galvez powitała mnie ciepło. Rozpakowałem przydziałowy laptop i zaraz byłem na bieżąco z tym, co jest na lekcji. Najbardziej szpiegującą technologią były schoolbooki. Zapamiętywały każde przyciśnięcie klawisza, obserwowały cały ruch w sieci, czyhając na podejrzane hasła, licząc każde kliknięcie, śledząc każdą czmychającą myśl wyprowadzaną z netu. Korzystaliśmy z nich w młodszych klasach i wystarczyło zaledwie parę lat, żeby ich „połysk” zmatowiał. Gdy tylko ludzie odkryli, że te darmowe laptopy są na usługach Bensona – i wyświetlają niekończącą się defiladę upierdliwych reklam – nagle poczuli na sobie ogromny ciężar.

Scrackowanie schoolbooka było łatwe. Crack znalazł się w sieci już miesiąc po pojawieniu się sprzętu i był całkiem prosty – wystarczyło tylko ściągnąć obraz płyty DVD, wypalić go, wprowadzić do schoolbooka i załadować, przyciskając jednocześnie odpowiednią kombinację klawiszy. Resztę zadania wykonywało DVD, które instalowało na kompie całą masę ukrytych programów, pozostających w ukryciu nawet podczas przeprowadzanych codziennie przez dyrekcję zdalnych kontroli integralności plików. Co jakiś czas musiałem aktualizować oprogramowanie, żeby obejść najnowsze testy władz szkoły, ale to i tak niska cena za tę odrobinę kontroli nad własnym sprzętem.

Odpaliłem IMParanoida, tajny komunikator, którego używałem, gdy chciałem przeprowadzić prywatną rozmowę w czasie lekcji. Darryl był już zalogowany.

> Coś wisi w powietrzu! U Harajuku Fun Madness szykuje się coś dużego. Uchodzisz w to?

> Nie-ma-mo-wy. Jeśli mnie złapią na wagarach po raz trzeci, wywalą mnie ze szkoły– Stary, wiesz o tym. Pójdziemy po lekcjach.

> Masz długą przerwę i okienko, tak? To dwie godziny. Mnóstwo czasu, żeby wytropić wskaz'ówkę i wrócić, zanim ktoś za nami zatęskni. Zbiorę całą ekipę.

Harajuku Fun Madness to najlepsza ze wszystkich gier. Wiem, że już to mówiłem, ale to trzeba powtarzać. To ARG[2], w której chodzi o to, że gang modnych japońskich nastolatków odkrył cudowny, uzdrawiający klejnot w świątyni w Harajuku, gdzie powstały właściwie wszystkie japońskie subkultury młodzieżowe ostatnich dziesięciu lat. Są tropieni przez złych mnichów, yakuzę (japońską mafię), obcych, inspektorów podatkowych, rodziców i sztuczną inteligencję. Wysyłają graczom wiadomości, które musimy rozkodować i wykorzystać, tak aby wytropić wskazówkę, która zaprowadzi nas do jeszcze bardziej zakodowanych wiadomości i dalszych wskazówek.

Wyobraźcie sobie, że w cudowny wieczór krążycie po ulicach miast, sprawdzając tych wszystkich dziwnych ludzi, śmieszne ulotki reklamowe, wariatów i sklepy z gadżetami. Dodajcie do tego śmieciarza, który każe wam analizować jakieś pokręcone stare filmy, piosenki i kulturę młodzieżową z całego świata, ze wszystkich epok i całej przestrzeni. A w dodatku jest to rozgrywka, w której zwycięska czteroosobowa drużyna zdobywa główną nagrodę w postaci dziesięciodniowego pobytu w Tokio, relaks na moście Harajuku, niekończące się rozmowy o komputerach w Akihabarze i możliwość zabrania takiej liczby produktów z Astro Boyem, jaką zdołacie udźwignąć. Tyle że w Japonii nazywa się on „Atom Boy”.

Oto Harajuku Fun Madness. Gdy tylko rozwiążecie jedną lub dwie zagadki, wasze życie zmieni się na zawsze.

> Nie, stary. Po prostu nie. NIE. Nawet nie proś.

> Potrzebuję cię, D. Jesteś najlepszym graczem, jakiego mam. Obiecuję, że tak was przeprowadzę, że nikt się o tym nie dowie, wiesz, że to potrafię, tak?

> Wiem

> Więc wchodzisz w to?

> Nie, do cholery

> No dalej, Darryl. Chyba nie chcesz na łożu śmierci żałować, że spędziłeś tyle czasu w szkole

> Ale nie chcę też na łożu śmierci żałować, że spędziłem tyle czasu, grając w ARG

> Dobra, ale czy nie sądzisz, że mógłbyś na łożu śmierci żałować, że nie spędziłeś więcej czasu z Vanessą Pak?

Van należała do mojej drużyny. Chodziła do prywatnej szkoły dla dziewcząt w dzielnicy East Bay, ale wiedziałem, że zwieje z lekcji, żeby wypełnić ze mną zadanie. Darryl był w niej zadurzony od lat – nawet jeszcze zanim wiek dojrzewania wyposażył ją w wiele obfitych darów. Darryl zakochał się w jej umyśle. Żałosne.

> Chrzań się

> Idziesz?

Spojrzał na mnie i pokręcił głową. Potem przytaknął. Mrugnąłem do niego i zacząłem łączyć się z resztą mojej ekipy.

Nie zawsze interesowałem sia grami ARG. Zdradzę wam ponurą tajemnicę: kiedyś byłem larpowcem. LARP[3] to Live Action Role Playing i jest dokładnie tym, na co wskazuje nazwa. To bieganie w przebraniu, mówienie ze śmiesznym akcentem, udawanie, że jest się superszpiegiem, wampirem lub średniowiecznym rycerzem. To jak gra w zdobywanie flagi z domieszką elementów kółka teatralnego. Najlepsze LARP-y były na obozach skautowych obok miasteczka Sonoma i na półwyspie San Francisco. Te trzydniowe rozgrywki były totalnie niebezpieczne, biorąc pod uwagę całodniowe wędrówki, heroiczne bitwy na piankowo-bambusowe miecze, rzucanie czarów za pomocą woreczków pełnych ziaren fasoli z okrzykiem „Ognista kula!” i tak dalej. Kawał dobrej, choć trochę głupkowatej zabawy. Chociaż nie aż tak głupiej jak opowiadanie o planach swojego elfa przy stole pełnym pomalowanych figurek i puszek z dietetyczną colą. No i ta gra wymagała nieco więcej aktywności fizycznej niż popadanie w śpiączkę z myszką w ręku przy kolejnym multiplayerze.

W kłopoty wpakowałem się przez minigry w hotelach. Przy każdym zjeździe fanów science fiction w mieście jakiś larpowiec namawiał ich do przeprowadzenia z nami kilku sześciogodzinnych gier, z noszeniem na barana na wynajętym przez nich terenie włącznie. Banda rozentuzjazmowanych dzieciaków biegająca w kolorowych kostiumach dodawała całej imprezie kolorytu, a my mieliśmy niezłą radochę, bawiąc się z ludźmi, którzy byli jeszcze większymi wariatami niż my.

вернуться

2

ARG (ang. Alternate Reality Game) – gra rzeczywistości alternatywnej; świat rzeczywisty jest tu wykorzystywany jako łącznik między wirtualną fabułą a realnymi graczami.

вернуться

3

LARP – gra terenowa.