Выбрать главу

Taka pewność siebie, takie zwycięskie oczekiwanie!

A nagle wkroczyła śmierć i odebrała łup chciwym, drapieżnym, młodym rękom. I zgasło światło tych namiętnych, wyczekujących oczu. Jakie są teraz oczy Elzy Greer?

Wychodząc z pokoju, Poirot spojrzał jeszcze ostatni raz na obraz.

„Miała w sobie zbyt wiele życia”.

Poczuł, że budzi się w nim jakiś nieokreślony lęk.

Rozdział ósmy Trzecia świnka mięsko zajadał a..

W skrzynkach okiennych domu przy Brook Street rosły tulipany. Wewnątrz holu białe lilie, umieszczone w ogromnym wazonie, wysyłały ku otwartym drzwiom fale mocnej woni.

Kamerdyner w średnim wieku zabrał od Poirota kapelusz i laskę. Młodszy lokaj wyrósł jak spod ziemi wziął je z rąk kamerdynera, który zwrócił się do Poirota tonem pełnym szacunku.

— Pan będzie łaskaw za mną.

Poirot poszedł za nim przez hol, a potem trzy schodki w dół. Otwarły się jakieś drzwi i kamerdyner zaanonsował go, wymawiając nazwisko zupełnie poprawnie. Następnie drzwi się za nim zamknęły, a z fotela przy kominku podniósł się wysoki, szczupły mężczyzna i podszedł do pana Poirota. Lord Dittisham miał pod czterdziestkę i prócz tego, że był parem Anglii, był jeszcze poetą. Dwa jego fantastyczne dramaty poetyckie zostały wystawione z wielkim nakładem kosztów i odniosły tzw. succes d’estime5. Miał wypukłe czoło, energiczny podbródek, a oczy i usta niespodziewanie piękne.

— Proszę, niech pan spocznie, panie Poirot — rzekł.

Poirot usiadł i wziął papierosa, którym go poczęstował lord Dittisham. Gospodarz zamknął szkatułkę z papierosami, zapalił zapałkę i podał gościowi ogień. Gdy Poirot zapalił papierosa, lord Dittisham usiadł znowu i patrzył z namysłem na gościa. Wreszcie odezwał się:

— Pan chce się zobaczyć z moją żoną, wiem o tym.

— Lady Dittisham była łaskawa wyznaczyć mi ten dzień.

— Tak.

Po tych słowach nastąpiła pauza, aż wreszcie Poirot zapytał:

— Mam nadzieję, że nie ma pan nic przeciw mojej wizycie?

Szczupłą, marzącą twarz rozjaśnił nagle szybki, niespodziewany uśmiech.

— Obiekcje mężów, panie Poirot, nie są w dzisiejszych czasach brane pod uwagę.

— Więc jednak ma pan obiekcje?

— Nie. Tego nie mogę powiedzieć. Muszę się jednak przyznać, że lękam się trochę wrażenia, jakie ta wizyta może wywrzeć na mojej żonie. Będę zupełnie szczery. Przed wielu laty, kiedy moja żona była jeszcze młodziutką panną, przeżyła ciężką próbę. Powróciła do równowagi po tym wstrząsie. Sądzę nawet, że zupełnie już o wszystkim zapomniała. A teraz oto nagle zjawia się pan i pytania pańskie siłą rzeczy obudzą te dawne wspomnienia.

— Niezmiernie mi przykro — rzekł uprzejmie Poirot.

— Nie wiem wcale, jakie skutki to za sobą pociągnie.

— Mogę pana tylko zapewnić, że będę się starał być jak najdyskretniejszy i uczynię wszystko, aby nie sprawić lady Dittisham przykrości. Przypuszczam, że żona pańska jest osobą słabowitą i nerwową.

Ku jego zdumieniu lord Dittisham wybuchnął niespodziewanym śmiechem.

— Elza? Elza jest silna jak koń!

— A więc?. — Poirot dyplomatycznie zawiesił głos. Cała ta sytuacja mocno go intrygowała.

— Moja żona jest odporna na wszelkiego rodzaju wstrząsy — rzekł lord Dittisham. — Nie wiem, czy domyśla się pan, czemu zgodziła się pana przyjąć?

— Przez ciekawość? — spytał spokojnie Poirot.

— Ach, widzę, że zdaje pan sobie z tego sprawę — odparł gospodarz, a w jego oczach mignął wyraz uznania.

— To rzecz niezmienna — stwierdził Poirot. — kobieta zawsze przyjmie detektywa prywatnego. Mężczyzna natomiast posyła go do wszystkich diabłów.

— Ale istnieją też kobiety, które mogłyby tak samo postąpić.

— Owszem, ale dopiero po zobaczeniu się z nim. Nigdy przedtem.

— Być może. — Lord Dittisham milczał chwilę, a potem spytał wprost: — O co chodzi w tej książce?

Herkules Poirot wzruszył ramionami.

— Wskrzesza się stare melodie, stare wodewile, stare kostiumy. Można także wskrzesić stare zbrodnie.

— Phi! — fuknął lord Dittisham.

— Może pan tak to ująć, jeżeli tak się panu podoba. Ale mówiąc: „phi!” nie zmieni pan natury ludzkiej. Zbrodnia jest dramatem. A żądza dramatu jest w gatunku ludzkim głęboko zakorzeniona.

— Wiem o tym — rzucił półgłosem lord Dittisham.

— Rozumie więc pan, że książka zostanie napisana. Moja rola polega zaś na dopilnowaniu, żeby nie było w niej wielkich nieścisłości, żadnego zniekształcenia znanych faktów.

— Fakty stanowią chyba własność publiczną?

— Owszem, ale nie ich interpretacja.

— Jak pan to rozumie, panie Poirot? — spytał ostro lord Dittisham.

— Są różne sposoby interpretowania faktów, chociażby faktów historycznych. Weźmy przykład: napisano mnóstwo książek o waszej szkockiej królowej, Marii Stuart, przedstawiając ją raz jako męczennicę, drugi raz jako kobietę niestałą i pozbawioną zasad moralnych, jako niezbyt mądrą świętą, jako morderczynię i intrygantkę, to znów jako ofiarę losu i okoliczności. Można wśród tego wybrać, co się chce.

— No, a w tym przypadku? Crale’a zabiła jego własna żona. Ten fakt jest bezsprzeczny. Podczas procesu rzucano na moją żonę zupełnie nieuzasadnione oszczerstwa. Musiano ją po wyroku po kryjomu wyprowadzić z sądu. Opinia publiczna bezapelacyjnie ją potępiła.

— Anglicy — rzekł Poirot — są ludźmi niezwykle moralnymi!

— To prawda, pal ich licho! — powiedział lord Dittisham. — A pan? — dodał, patrząc na gościa.

— Ja. rzekł Poirot — prowadzę życie niesłychanie moralne. Ale to nie jest równoznaczne z posiadaniem zasad moralnych.

— Zastanawiałem się czasem, jaka była właściwie ta pani Crale — powiedział lord Dittisham. — Ta poza skrzywdzonej żony. Czuję, że musiało się za tym kryć coś innego.

— Pańska żona może coś o tym wiedzieć — przyznał Poirot.

— Moja żona nigdy ani słowem nawet nie wspomniała o tej sprawie.

Poirot spojrzał na niego z zaciekawieniem.

— Ach, zaczynam rozumieć.

— Co pan zaczyna rozumieć? — spytał ostro lord Dittisham.

— Twórczą wyobraźnię poety — odpowiedział Poirot z ukłonem.

Lord Dittisham wstał z fotela i zadzwonił.

— Żona moja oczekuje pana — rzekł szorstko.

Drzwi się otworzyły.

— Proszę zaprowadzić pana Poirota do jaśnie pani.

Dwa piętra w górę, po miękkim dywanie, w którym zapadały się stopy. Przyćmione, ukryte światła. Wszędzie pieniądz, pieniądz. Nie za wiele natomiast gustu. W gabinecie lorda Dittishama panowała jakaś surowość — tu jednak, w pozostałej części domu, tylko rozrzutność. Wszystko, co tylko można mieć najkosztowniejszego. Niekoniecznie najefektowniejszego lub najładniejszego. Po prostu tylko „cena nie gra roli” w połączeniu z brakiem wyobraźni.

Poirot szepnął do siebie: „Mięsko? Tak jest! Mięsko!”

Pokój, do którego go wprowadzono, nie był zbyt duży, gdyż oficjalny salon znajdował się na pierwszym piętrze. Ten zaś był osobistym salonikiem pani domu, i ona sama stała przy kominku, w chwili gdy Poirota zaanonsowano i wprowadzono. W uszach zabrzmiały mu nagle słowa, których w żaden sposób nie mógł odpędzić: „Zmarła młodo.”

Takie bowiem wrażenie wywarła na nim od pierwszego wejrzenia lady Dittisham, ongi Elza Greer.

вернуться

5

fr. Prestiżowy sukces