Erika prawie zazgrzytała zębami. Kristina miała niezwykłą łatwość wygłaszania krytycznych uwag. Erika często się zastanawiała, czy to cecha wrodzona, czy efekt wieloletnich ćwiczeń. Najczęściej dochodziła do wniosku, że jedno i drugie.
— Dziękuję, na pewno będą nam smakowały — odparła uprzejmie, kierując się do kuchni.
Kristina już szykowała kawę, zupełnie jakby była u siebie.
— Usiądź sobie, ja wszystko przygotuję — powiedziała. — Przecież wiem, gdzie co jest.
— Właśnie — zauważyła Erika, licząc na to, że Kristina nie zauważy ironii. — Patrik jest na spacerze z Mają. Pewnie wrócą dopiero za jakiś czas — dodała w nadziei, że teściowa skróci wizytę.
— Nie, nie — odparła Kristina, odliczając miarki kawy. — Dwie, trzy, cztery.
Schowała miarkę do puszki i zwróciła się do Eriki:
— Zaraz tu będą. Minęłam ich w drodze. Jak to miło, że Karin sprowadziła się do Fjällbacki i że Patrik będzie miał trochę towarzystwa. Strasznie nudne muszą być te samotne spacery, zwłaszcza jeśli człowiek, tak jak Patrik, jest przyzwyczajony, że ma dużo pracy i w dodatku robi ważne rzeczy. Chyba było im razem przyjemnie.
Erika wpatrywała się w Kristinę, usiłując przyswoić to, co jakoś do niej nie docierało. Karin? Towarzystwo? Jaka Karin?
Patrik wszedł do domu i w tym samym momencie Erika zaskoczyła. Aha, Karin…
Po chwili napiętego milczenia Patrik uśmiechnął się głupawo.
— Jak dobrze będzie napić się kawy.
Spotkali się w pokoju socjalnym na krótkiej odprawie. Dochodziła pora lunchu, Mellbergowi głośno burczało w brzuchu.
— Co już mamy? — Sięgnął po jedną z drożdżówek leżących na talerzu przyniesionym przez Annikę. Mała przekąska przed lunchem. — Paulo, Martinie, rano rozmawialiście z bratem denata. Powiedział coś ciekawego? — mówił, żując kęs bułki. Okruchy spadały na stół.
— Rano odebraliśmy go z Landvetter — potwierdziła Paula. — Ale nie wygląda na to, żeby coś o tym wiedział. Pytaliśmy go o listy od Przyjaciół Szwecji. Dowiedzieliśmy się tylko, że Frans Ringholm i Erik przyjaźnili się w dzieciństwie. Nic mu nie wiadomo o pogróżkach ze strony tego ugrupowania, ale powiedział, że nie byłoby w tym nic dziwnego, zważywszy na to, co robili on i jego brat.
— A Axel? Dostawał pogróżki? — spytał Mellberg, sypiąc okruszkami na stół.
— Całkiem sporo — powiedział Martin. — Wszystkie trafiają do archiwum organizacji, dla której pracuje.
— Ale nie wie, czy przychodziły również od Przyjaciół Szwecji?
Paula potrząsnęła głową.
— Chyba naprawdę się nie orientuje. Rozumiem go. Pewnie sporo dostaje tego gówna. Po co miałby się tym zajmować?
— Jakie robi wrażenie? Słyszałam, że w młodości uchodził za bohatera — spytała zaciekawiona Annika, patrząc na Paulę i Martina.
— Elegancki, dystyngowany starszy pan — odpowiedziała Paula. — Bardzo przygaszony i przybity śmiercią brata. Zgadzasz się ze mną? — zwróciła się do Martina, a on przytaknął.
— Odniosłem takie samo wrażenie.
— Zakładam, że jeszcze będziecie go przesłuchiwać — powiedział Mellberg i spojrzał na Martina. — Zdaje się, że kontaktowałeś się z Pedersenem? — Chrząknął. — Trochę się dziwię, że nie zadzwonił do mnie.
Martin kaszlnął.
— Wydaje mi się, że byłeś wtedy na spacerze z psem. Na pewno chciał powiadomić przede wszystkim ciebie.
— Hm, może i tak. Mów dalej. Co powiedział?
Martin w skrócie zrelacjonował, co mówił Pedersen o ranie na głowie ofiary. Potem dodał ze śmiechem:
— Najpierw zadzwonił do Patrika, który chyba nie jest szczególnie zachwycony swoim urlopem. Przedstawił mu wyniki autopsji. A skoro bez większego trudu udało mi się go zwabić na miejsce zbrodni, pewnie wkrótce zjawi się tu z Mają.
Annika też się zaśmiała.
— Tak, rozmawiałam z nim wczoraj, powiedział dyplomatycznie, że pewnie będzie potrzebował trochę czasu, żeby się przestawić.
— Ja myślę — prychnął Mellberg. — Co za idiotyczny wymysł, żeby dorosły facet zmieniał pieluchy i gotował kaszki. Dawniej przynajmniej pod tym względem było lepiej. Mężczyźni z mojego pokolenia nie musieli się zajmować takimi głupotami. Robili to, do czego się lepiej nadawali, a dziećmi zajmowały się baby.
— Ja bym bardzo chętnie pozmieniał pieluchy — cicho powiedział Gösta, patrząc w stół.
Martin i Annika spojrzeli na niego zdziwieni, ale szybko przypomnieli sobie, czego niedawno się dowiedzieli. Gösta i jego nieżyjąca już żona mieli synka. Umarł zaraz po urodzeniu. Więcej dzieci nie mieli.
Zapadło kłopotliwe milczenie. Po chwili Annika powiedziała:
— Moim zdaniem to bardzo dobrze, że wy, faceci, możecie poznać na własnej skórze, jaka to ciężka praca. Ja wprawdzie nie mam dzieci — teraz ona przybrała zmartwioną minę — ale wszystkie moje przyjaciółki mają i nie można powiedzieć, żeby urlop macierzyński upłynął im na leżeniu na kanapie i wcinaniu czekoladek. Patrikowi dobrze to zrobi.
— Mnie i tak nie przekonasz — stwierdził Mellberg.
Niecierpliwie zmarszczył czoło i spojrzał na leżące przed nim papiery. Strząsnął z nich okruchy i czytał przez chwilę. Potem przemówił:
— Tak, mamy tu raport Torbjörna i jego współpracowników…
— I współpracownic — dodała Annika.
Mellberg westchnął głośno, ostentacyjnie.
— I współpracownic… Cholera, ale z was dzisiaj wojujące feministki! Prowadzimy śledztwo czy śpiewamy Kumbayah i gadamy o Gudrun Schyman?[6] — Potrząsnął głową i ciągnał dalej: — A więc mam przed sobą raport Torbjörna i jego ekipy. Można by go streścić słowami: nic nowego. Jest trochę odcisków butów i palców, wszystkie trzeba dokładnie sprawdzić. Gösta, postaraj się o odciski tamtych dwóch, żeby ich wykluczyć, i oczywiście brata. Poza tym… — chwilę czytał, mrucząc pod nosem — stwierdzają, że zadano mu silny cios w głowę ciężkim przedmiotem.
— No właśnie. Sądząc po rozpryskach krwi na ścianach, jeden cios. Wypytałem o to Torbjörna przez telefon, podobno wynika to z układu plam. Cóż, pewnie się na tym znają. W każdym razie był to jeden silny cios w głowę.
— To się zgadza z protokołem z sekcji zwłok. — Martin kiwnął głową. — A narzędzie zbrodni? Pedersen uważa, że był to ciężki kamienny przedmiot.
— Właśnie! — powiedział z triumfem Mellberg, zaznaczając palcem miejsce na środku kartki. — Pod biurkiem leżało kamienne popiersie. Były na nim ślady krwi, włosy i tkanka mózgowa. Jestem przekonany, że drobinki kamienia, które Pedersen znalazł w ranie, to ten sam materiał, z którego zrobiono popiersie.
— No to mamy narzędzie zbrodni. Zawsze coś — ponuro powiedział Gösta. Wypił łyk kawy. Zdążyła już wystygnąć.
Mellberg popatrzył na swoich podwładnych.
— Jakieś propozycje? Co robimy? — Zabrzmiało to tak, jakby miał już przygotowany plan działania, choć wcale tak nie było.
— Musimy porozmawiać z Fransem Ringholmem, dowiedzieć się czegoś więcej o pogróżkach.
— I wypytać sąsiadów. Może ktoś zauważył coś szczególnego w okresie, gdy popełniono morderstwo — mówiła dalej Paula.
Annika spojrzała na nich znad notesu.
— Trzeba też przesłuchać sprzątaczkę. Sprawdzić, kiedy ostatni raz była u Franklów, czy widziała wtedy Erika i dlaczego nie przychodziła przez całe lato.
— Dobrze — przytaknął Mellberg. — No, co się lenicie? Do roboty!
Wbił w nich wzrok i czekał, aż wyjdą. Potem sięgnął po następną drożdżówkę. Delegowanie zadań. Na tym polega umiejętne kierowanie zespołem.