Wtedy dopadły go obrazy z przeszłości. Szedł w milczeniu obok Elsy i usiłował je od siebie odepchnąć, ale przedzierały się do jego świadomości. Czyżby taką cenę musiał zapłacić za szczęście? Krótkie, słodko-gorzkie okamgnienie. Jeśli tak, może było warto. Ale nie pomagało to za bardzo, gdy idąc obok Elsy, czuł, jak powracają twarze, obrazy, zapachy, wspomnienia i dźwięki. Gardło ścisnęło mu się ze strachu. Oddech mu się rwał. Musi coś zrobić. Nie potrafił ich powstrzymać, ale też nie umiał oswoić. Czuł, że coś musi zrobić.
W tym momencie dłoń Elsy musnęła jego rękę. Drgnął. Jej dotyk był miękki i elektryzujący. To wystarczyło, żeby odpędzić wszystko, o czym nie chciał myśleć. Byli na wzniesieniu nad cmentarzem, gdy nagle Hans stanął w miejscu. Elsy była o krok przed nim. Odwróciła się i jej twarz znalazła się na wysokości jego twarzy.
— Co się dzieje? — zaniepokoiła się.
Sam nie wiedział, co w niego wstąpiło. Zrobił krok naprzód, ujął w dłonie jej twarz i delikatnie pocałował w usta. Elsy w pierwszej chwili zesztywniała. Przeraziło go to. I nagle się rozluźniła i powoli rozwarła wargi, a Hans, zdjęty jednocześnie strachem i zachwytem, delikatnie wsunął język w jej usta i poszukał jej języka. Domyślił się, że nikt jej jeszcze nie całował. Mimo to instynktownie wysunęła język, a Hans poczuł, że uginają się pod nim kolana. Odsunął się i dopiero po chwili otworzył oczy. Przed sobą miał jej oczy. Zobaczył w nich odbicie własnych uczuć.
Gdy potem powoli, w milczeniu szli obok siebie do domu, wspomnienia już mu nie towarzyszyły. Jakby ich nigdy nie było.
Gdy Erika weszła do biblioteki, Christian siedział przed monitorem, całkowicie pochłonięty lekturą. Przyjechała prosto z Uddevalli. Od chwili gdy wyszła ze szpitala, od Hermana, w jej głowie roiło się od myśli. Ciągle miała wrażenie, że coś jej mówią nazwiska zapisane na karteczce. Podała ją Christianowi.
— Cześć. Mógłbyś sprawdzić, czy jest coś o tych dwóch ludziach? Paul Heckel i Friedrich Hück.
Spojrzała na Christiana i stwierdziła, że wygląda na wyczerpanego. Może to tylko jesienne przeziębienie albo zmęczenie dziećmi. Mimo to zaniepokoiła się.
— Usiądź, zaraz sprawdzę — powiedział.
Erika w duchu trzymała kciuki za powodzenie poszukiwań, ale nie robiła sobie większych złudzeń, bo nic nie wyczytała z jego twarzy.
— Niestety. Nic nie znalazłem — powiedział w końcu, z ubolewaniem potrząsając głową. — W każdym razie w naszych bazach nic nie ma. Może znajdziesz coś w internecie. Problem w tym, że to dość popularne w Niemczech nazwiska.
— I nic ich nie wiąże z Fjällbacką?
— Niestety.
Erika westchnęła.
— Za dobrze by było. — Nagle się rozjaśniła. — A może byś sprawdził… może znajdziesz coś jeszcze o tym człowieku z wycinków, które mi dałeś poprzednim razem. Wtedy szukaliśmy nie jego, tylko mojej mamy i jej przyjaciół. Chodzi o członka norweskiego ruchu oporu Hansa Olavsena, który mieszkał we Fjällbace…
— Pod koniec wojny, wiem — wtrącił Christian.
— Wiesz o nim więcej? — zdziwiła się Erika.
— Nie, ale już drugi raz w ciągu dwóch dni ktoś o niego pyta. Widać popularny gość.
— Kto o niego pytał? — Erika aż wstrzymała oddech.
— Zaraz sprawdzę. — Christian cofnął się razem z krzesłem do małej komódki. — Zostawił mi wizytówkę, na wypadek gdybym coś o nim znalazł. Miałem do niego zadzwonić.
Mrucząc pod nosem, przeszukiwał szufladę. W końcu znalazł.
— Mam, jest wizytówka. Kjell Ringholm.
— Dziękuję — powiedziała z uśmiechem Erika. — Już wiem, z kim sobie porozmawiam.
— Widzę, że to poważna sprawa.
Christian się roześmiał, ale jego oczy pozostały smutne.
— Ciekawe, dlaczego on się interesuje Hansem Olavsenem… Właśnie, znalazłeś coś dla niego?
— To samo, co dałem tobie. I niestety nic więcej nie potrafię zrobić.
— Kiepskie żniwo dziś zebrałam — westchnęła Erika. — Pozwolisz, że spiszę z wizytówki numer jego telefonu?
— Bardzo proszę.
Christian podsunął jej wizytówkę.
— Dzięki.
Mrugnęła do niego porozumiewawczo. Odpowiedział obojętnym mrugnięciem.
— Dobrze ci idzie pisanie książki? Mogłabym ci w czymś pomóc? Jeśli dobrze pamiętam, nosi tytuł Syrenka, tak?
— Dziękuję, dobrze idzie — odparł trochę dziwnym tonem. — Rzeczywiście, zatytułowałem ją Syrenka. A teraz, wybacz, mam trochę pracy…
Odwrócił się i zaczął stukać w klawiaturę.
Erika speszyła się i wyszła. Nigdy nie zachowywał się w ten sposób. Trudno, ma na głowie co innego, na przykład spotkanie z Kjellem Ringholmem.
Umówili się na Veddö[22]. Mało prawdopodobne, żeby ktoś ich tam zobaczył o tej porze roku, a jeśli nawet, to zobaczy dwóch spacerujących staruszków, i tyle.
— Gdyby to człowiek wiedział, co go czeka — powiedział Axel i kopnął kamyk.
Kamyk potoczył się po plaży. Latem plażowicze musieli się godzić z towarzystwem stada długowłosych, przypominających jaki krów, szukających ochłody w wodzie razem z dziećmi. Ale o tej porze roku plaża była pusta, tylko wiatr unosił suche wodorosty wyrzucone na brzeg. Za obopólną milczącą zgodą nie mówili o Eriku. Ani o Britcie. Właściwie sami nie wiedzieli, po co się spotkali. Przecież to do niczego nie prowadzi, niczego nie zmieni. A jednak czuli, że muszą się spotkać. Tak jak ukąszony przez komara człowiek musi się podrapać. I nieważne, o czym obaj wiedzieli, że potem będzie tylko gorzej.
— Chyba cała rzecz w tym, żeby nie wiedzieć — odparł Frans, patrząc na morze. — Gdyby człowiek miał kryształową kulę, która odsłoni przed nim wszystko, co go spotka w życiu, pewnie nigdy by się nie podniósł. Rzecz polega chyba na tym, żeby wszystko w życiu konsumować w małych porcjach. Zmartwienia i kłopoty dostawać w małych kawałkach, żeby dało się je pogryźć.
— Czasem kawałki są za duże — powiedział Axel i kopnął jeszcze jeden kamień.
— Chyba mówisz o innych, przecież nie o sobie ani o mnie. — Frans spojrzał na niego. — Innym ludziom możemy się wydawać różni. Ale jesteśmy do siebie podobni. Wiesz o tym. Nigdy się nie poddajemy. Żeby nie wiem co.
Axel kiwnął głową i spojrzał na Fransa.
– Żałujesz czegoś?
Frans długo się zastanawiał, a potem powiedział z ociąganiem:
— Czego tu żałować? Co było, to było. Wszyscy dokonujemy jakichś wyborów. Ty swoich, ja swoich. Czy żałuję? Nie, bo co mi z tego przyjdzie?
Axel wzruszył ramionami.
– Żal, skrucha, to chyba wyraz człowieczeństwa. Bez nich… kim byśmy byli?
— Pytanie, czy żal jest w stanie cokolwiek zmienić. Dotyczy to również zemsty, którą się zajmowałeś. Całe życie poświęciłeś ściganiu ludzi w jednym jedynym celu: żeby się zemścić. Innego celu w tym nie było. Czy to coś zmieniło? W obozach koncentracyjnych i tak zginęło sześć milionów ludzi. Co to zmieni, że dopadniecie kobietę, która podczas wojny była strażniczką w obozie, a potem żyła sobie w Stanach Zjednoczonych jako zwykła gospodyni domowa? Że ją zaciągniecie przed sąd, żeby odpowiedziała za zbrodnie popełnione ponad sześćdziesiąt lat temu? Co to zmieni?
22