– Istotnie zadziwiająco. Trzeba się bowiem bardzo temu dziwić, jako że młodzi ludzie czytają powieści równie często jak panie. Jeśli o mnie chodzi, przeczytałem setki. Niech pani sobie nie wyobraża, że potrafi mi sprostać znajomością rozmaitych Julii czy Luiz. Jeśli przejdziemy do szczegółów i zaczniemy nie kończące się pytania: „Czy pani czytała to?”, „Czy pani czytała tamto?” – bardzo szybko zostawię panią w tyle, tak daleko, jak… co powinienem powiedzieć? Brak mi właściwego porównania: tak daleko, jak pani znajoma, Emilia, zostawiła w tyle nieszczęsnego Valancourta wyjeżdżając do Włoch z ciotką. Niech pani weźmie pod uwagę, ile lat mam nad panią przewagi. Poszedłem na studia do Oksfordu, kiedy pani, jak mała grzeczna dziewczynka, odrabiała w domu swoje wzorki haftu.
– I to, obawiam, się, nie najbardziej udane. Ale naprawdę, czy nie uważa pan, że Udolpho to najładniejsza książka na świecie?
– Najładniejsza! Zapewne mówiąc to, ma pani na myśli „najładniejsza z wierzchu”, a to już zależy od oprawy.
– Henry – napomniała go siostra – doprawdy, zachowujesz się impertynencko. Droga panno Morland, on traktuje panią zupełnie jak własną siostrę. Ciągle mi wytyka jakieś błędy językowe, a teraz pozwala sobie na to samo w stosunku do pani. Nie odpowiada mu sposób, w jaki ułożyła pani słowa „najładniejsza”, więc lepiej niech je pani szybko wymieni na inne, bo inaczej przez resztę spaceru będzie nas przekonywał cytując Johnsona [21], Blaira [22] i innych.
– Naprawdę – broniła się Katarzyna – nie chciałam powiedzieć nic niewłaściwego, ale to przecież ładna książka, więc czemu nie miałabym jej tak nazwać?
– W rzeczy samej – przytaknął Henry. – Nadto mamy dzisiaj bardzo ładny dzień, odbywamy też bardzo ładny spacer, no i jestem w towarzystwie dwóch bardzo ładnych młodych dam. Och, to doprawdy bardzo ładne słowo, które pasuje do wszystkiego. Początkowo zapewne używano go tylko dla określenia ładu, porządku czy wytworności, ludzie mieli ładny strój, ładnie postępowali czy też dokonywali ładnego wyboru. Teraz jednak tym jednym słowem wyraża się uznanie dla wszystkiego.
– Podczas gdy w istocie – zawołała jego siostra – winno się je stosować jedynie do ciebie, nie wyrażając tym żadnego uznania. Bardziej jesteś ładny niż mądry. Chodźmy, panno Morland, zostawmy go, niech medytuje nad naszymi przywarami wysławiając się z najwyższą poprawnością, podczas gdy my będziemy wynosiły Udolpho pod niebiosa w takich słowach, jakie nam się najbardziej spodobają. To bardzo interesująca powieść. Pani lubi tego rodzaju lekturę?
– Prawdę mówiąc, nie przepadam za żadną inną.
– Doprawdy!
– To znaczy, mogę czytać poezje, sztuki i takie inne rzeczy i nie odpycha mnie literatura podróżnicza. Ale historią prawdziwą, poważną historią nie potrafię się interesować. A pani?
– Ja bardzo lubię, historię.
– Chciałabym też ją lubić. Czytuję trochę z obowiązku, ale wszystko, co tam jest, albo mnie złości, albo nudzi. Kłótnie papieży i królów, wojny, zarazy na każdej stronicy, wszyscy mężczyźni nicponie i kobiet niemal wcale, to takie nużące. Często się zastanawiam, jak to jest, że to takie nudne, przecież to musi być w większości zmyślone. Te mowy, które wkładają bohaterom w usta, ich myśli i zamiary: przecież większość tego to na pewno dzieło wyobraźni, a właśnie wyobraźnia najbardziej mnie zachwyca w innych książkach.
– Uważa pani – powiedziała panna Tilney – że dzieła fantazji nie udają się historykom. Twory ich wyobraźni nie wzbudzają zaciekawienia. Ja ogromnie lubię historię i chętnie przyjmuję zarówno prawdę, jak nieprawdę. 'Jeżeli idzie o podstawowe fakty, czerpią przecież z. wiadomości podanych we wcześniejszych dziełach historycznych i kronikach, na których, sądzę, można polegać tak samo jak na wszystkim, czego się nie ogląda na własne oczy, jeśli zaś idzie o te drobne upiększenia, o których mówisz, no cóż, to są upiększenia i jako takie je lubię. Jeśli mowa jest dobrze sformułowana, czytam ją z przyjemnością, bez względu na to, kto jest jej autorem, a chyba z większą, jeśli pisał ją pan Hume [23] czy pan Robertson [24], niż jeśli to są naprawdę słowa Karaktakusa, Agricoli czy Alfreda Wielkiego.
– Pani lubi historię, tak samo jak mój tatuś i pan Allen; i moi dwaj bracia też ją sobie upodobali. To niezwykłe, tyle osób z tak małego grona bliskich! Wobec togo nie będę dłużej współczuła dziejopisom. Jeśli ludzie lubią czytać ich książki, to dobrze, ale zadawać sobie tyle trudu ze spisywaniem takich ogromnych tomów, do których, jak sądziłam, nikt z własnej woli nie zajrzy, zapracowywać się tylko po to, żeby dręczyć małe dzieci – taki los zawsze wydawał mi się okrutnie żałosny i chociaż wiem, że to wszystko jest bardzo słuszne i potrzebne, zaważę się zastanawiałam nad odwagą człowieka, który dobrowolnie zasiada do takiego pisania.
– Że należy dręczyć małe dzieci – odezwał się Henry – temu nie zdoła zaprzeczyć nikt w cywilizowanym kraju, kto choć trochę zna ludzką naturę, ale broniąc naszych najznamienitszych historyków muszę tu stwierdzić, że mogłoby ich obrazić posądzenie, iż nie przyświecał im wyższy cel, że zarówno metoda, jak styl kwalifikuje ich znakomicie do tego, by dręczyli czytelników o bardziej wyrobionym umyśle i bardziej dojrzałych wiekiem. Użyłem tu czasownika „dręczyć” zgodnie z zasadą stosowaną przez panią, zamiast czarownika „pouczać”, zakładając, że zostały one uznane.za jednoznaczne.
– Pan mnie uważa za głuptasa, gdyż naukę nazwałam udręką, ale gdyby pan •zwykł tak jak ja wysłuchiwać, jak biedne małe dzieci uczą się najpierw czytać, a potem pisać, gdyby pan widział, jakie z nich potrafią być przez cały ranek głuptasy i jak moja matka jest strasznie zmęczona pod wieczór, tak jak ja jestem tego świadkiem w domu niemal każdego dnia, przyznałby pan, że słowa „dręczyć'' i „pouczać” mogą być czasem używane jednoznacznie.
– Bardzo możliwe. Ale historycy nie są winni temu, że trudno jest nauczyć się czytać, i sądzę, że nawet pani, nieszczególne znajdując upodobania w surowym, pilnym przykładaniu się do nauki, może chyba stwierdzić, iż warto jest dręczyć się przez dwa czy trzy lata życia po to, by można było czytać aż do jego końca. Niech pani zważy, że gdyby nie uczono ludzi czytać, pani Radcliffe pisałaby na darmo albo też może nie pisałaby wcale.
Katarzyna przyznała mu rację, po czym wygłosiwszy gorący panegiryk na temat zasług owej damy, zamknęła dyskusję. Rodzeństwo wkrótce podjęło inny temat i tu nie miała już nic do powiedzenia. Patrzyli na otaczający ich krajobraz oczyma ludzi znających się na rysunku i rozważali go z malarskiego punktu widzenia z pasją ludzi obdarzonych prawdziwym smakiem. Tu Katarzyna była kompletnie zagubiona. Nic nie wiedziała o rysunku – ani o smaku, toteż słuchała z uwagą, która niewielkie jej przyniosła korzyści, bowiem rodzeństwo używało określeń mało dla niej zrozumiałych. Ta odrobina, którą pojęła, zdawała się zaprzeczać jej nielicznym dotychczasowym wyobrażeniom w tej materii. Okazało się, że dobry widok to nie jest coś, co się roztacza z wysokiego wzgórza, i że czyste błękitne niebo wcale nie jest zapowiedzią pogodnego dnia. Serdecznie się wstydziła swojego nieuctwa, lecz to był wstyd zupełnie zbędny. Jeśli chce się pozyskać czyjeś uczucia, należy być nieukiem. Okazywać swoją uczoność to okazywać nieumiejętność schlebiania cudzej próżności, czego człowiek rozsądny powinien się zawsze wystrzegać. A już kobieta, która ma nieszczęście coś wiedzieć, winna to najstaranniej ukrywać.
[21] Samuel Johnson (1709-1784) – angielski poeta, eseista, leksykograf, autor m.in. słownika języka angielskiego, (przyp. tłum.)