Выбрать главу

Nikt się nie spieszył. W kieszeni maga można trafić na wszystko — ziarnka grochu, jakieś dziwaczne obiekty z nogami, małe eksperymentalne wszechświaty… Wszystko.

Czytelnik niewidzialnych tekstów wyciągnął szyję, by sprawdzić, co poruszyło kolegę.

— Popatrzcie na jego talerz! — zawołał.

W owsiance pojawiło się idealnie koliste wgłębienie.

— Coś podobnego! — zdumiał się dziekan. — Znowu krąg zbożowy. Magowie uspokoili się wyraźnie.

— To draństwo wszędzie się pojawia tego roku — stwierdził nadrektor.

Nie zdjął kapelusza do posiłku, bo kapelusz przytrzymywał okład z miodu i końskiego nawozu oraz nieduży generator elektrostatyczny z mysim napędem. Zrobiły go te sprytne chłopaki z wydziału badań Magii Wysokich Energii. Sprytne chłopaki… Pewnego dnia może nawet zrozumie chociaż połowę tego, o czym stale paplają…

A tymczasem nie zdejmował kapelusza.

— W dodatku są wyjątkowo mocne — dodał dziekan. — Ogrodnik mówił mi wczoraj, że wyczyniają straszne rzeczy z kapustą.

— Myślałem, że takie rzeczy pojawiają się tylko na polach. — Ridcully zastanowił się chwilę. — Całkowicie normalne zjawisko naturalne.

— Jeśli skala zawirowań osiągnie odpowiednio wysoki poziom, ciśnienie intercontinualne może prawdopodobnie pokonać próg rzeczywistości podstawowej — wyjaśnił czytelnik niewidzialnych tekstów.

Rozmowa ucichła. Wszyscy spojrzeli na tego najbardziej lekceważonego i najmłodszego z grona starszych wykładowców.

Nadrektor popatrzył groźnie.

— Nie chcę, żeby zaczął pan choćby myśleć o wytłumaczeniu tego zjawiska — rzekł. — Znowu zacznie pan opowiadać, że wszechświat jest gumową membraną z ciężarkami, co?

— Właściwie nie…

— A słowo „kwant” znów ciśnie się panu na usta.

— Prawdę mówiąc…

— I pewnie jeszcze „continuinuinuum”, jak podejrzewam. Czytelnik niewidzialnych tekstów, młody mag Myślak Stibbons, westchnął ciężko.

— Nie, nadrektorze. Chciałem tylko zauważyć…

— Chyba nie tunele podprzestrzenne, co?

Stibbons zrezygnował. Użycie metafory działało na człowieka tak pozbawionego wyobraźni jak Ridcully niczym płachta na by… niczym umieszczenie czegoś bardzo irytującego przed kimś, kogo to bardzo irytuje.

— Nie mogę pozwolić, żeby włóczył się pan dookoła i wymyślał miliony innych wszechświatów, takich małych, że wcale ich nie widać, i całą resztę tego swojego continuinuinuum — oznajmił nadrektor. — Zresztą będę potrzebował kogoś do noszenia wędek i ku… Mojego bagażu — poprawił się szybko.

Niełatwo być czytelnikiem niewidzialnych tekstów[7].

Stibbons wpatrywał się w swój talerz. Nie warto było protestować.

Tak naprawdę chciał od życia tylko tego, żeby spędzić najbliższe sto lat na Niewidocznym Uniwersytecie, zjadać obfite posiłki i nie ruszać się zbyt wiele między nimi. Był pulchnym młodym człowiekiem o cerze barwy czegoś, co żyje pod kamieniem. Inni zawsze mu doradzali, żeby zrobił coś ze swoim życiem. Zgadzał się z tym: chciałby z niego zrobić łóżko.

— Ależ nadrektorze — wtrącił wykładowca run współczesnych. — To jednak wciąż strasznie daleko.

— Bzdura — uciął Ridcully. — Otworzyli nowy trakt aż do Sto Helit. Dyliżans co środę, punktualnie. Kwestooor! Och, dajcie mu pigułkę z suszonej żaby albo co… Panie Stibbons, jeśli przez pięć minut zdoła pan przebywać w naszym wszechświecie, to niech pan zarezerwuje bilety. No! Wszystko ustalone?

* * *

Magrat obudziła się.

I wiedziała, że nie jest już czarownicą. Uczucie ogarnęło ją w ramach normalnego remanentu, jaki każde ciało wykonuje w ciągu pierwszych sekund od wynurzenia się z otchłani snów. Ręce: 2, nogi: 2, lęk egzystencjalny: 58%, przypadkowe poczucie winy: 94%, poziom czarownictwa: 00,00.

Kłopot w tym, że nie pamiętała, by kiedyś była kimkolwiek innym. Zawsze była czarownicą. Magrat Garlick, trzecia czarownica — to była jej rola. Ta słabsza.

Zdawała sobie sprawę, że nigdy nie szło jej najlepiej. Oczywiście, znała pewne zaklęcia i wychodziły jej całkiem nieźle, znała się na ziołach… Ale nie była czarownicą do szpiku kości, jak tamte. Dopilnowały, żeby o tym pamiętała.

Cóż, musi teraz nauczyć się królowania. Przynajmniej w Lancre będzie jedyną królową. Nikt nie będzie zaglądał jej przez ramię, żeby powtarzać: „Złe trzymasz berło”.

Właśnie…

W nocy ktoś ukradł jej ubranie.

Wstała w nocnej koszuli i ruszyła do drzwi. Była już w połowie drogi, kiedy otworzyły się same.

Poznała drobną, ciemnowłosą dziewczynę, która stanęła w progu, ledwie widoczną zza stosu pościeli. Większość mieszkańców Lancre znała wszystkich innych mieszkańców.

— Millie Chillum?

Pościel zjechała niżej w grzecznym dygnięciu.

— Tak, psze pani.

Magrat uniosła część stosu.

— To ja, Magrat — powiedziała. — Dzień dobry.

— Tak, psze pani. — Znowu dyg.

— Co z tobą, Millie?

— Tak, psze pani. — Dyg, dyg.

— Przecież mówię, że to ja. Nie musisz tak na mnie patrzyć.

— Tak, psze pani.

Nerwowe dygania nie ustawały. Magrat poczuła, że także zaczyna odruchowo uginać kolana. A że nieco spóźniła tempo, w drodze na dół zrównała się z dziewczyną sunącą w górę.

— Jeśli jeszcze raz powiesz „tak, psze pani”, zrobię się bardzo surowa — ostrzegła, gdy się mijały.

— Tak, p… wasza wysokość. Coś zaczęło jej świtać.

— Nie jestem jeszcze królową, Millie. I znasz mnie od dwudziestu lat — wysapała po drodze w górę.

— Tak, psze pani. Ale będzie pani królową. Dlatego mama kazała mi okazywać szacunek.

— Aha. No tak. Trudno, niech będzie. Gdzie moje ubranie?

— Jest tutaj, wasza prewysokość.

— To nie moja suknia. I proszę, przestań tak dygać. Zbiera mi się na mdłości.

— Król zamówił ją aż w Sto Helit, psze pani.

— Zamówił, tak? Kiedy?

— Nie wiem, psze pani.

Wiedział, że wracamy do domu, zdziwiła się Magrat. Skąd? O co tutaj chodzi?

Suknia miała o wiele za dużo koronki, ale i tak okazało się, że to tylko dodatek. Magrat nosiła zwykle prostą suknię, a pod spodem niewiele oprócz samej Magrat. Damy z wyższych sfer nie mogły sobie pozwolić na coś takiego. Millie przyniosła coś w rodzaju rysunku z instrukcją obsługi, lecz nie pomagał wiele.

Przyglądały mu się przez chwilę.

— Więc to jest typowy kostium królowej?

— Nie wiem, psze pani. Wydaje mi się, że jego wysokość wysłał im po prostu dużo pieniędzy i kazał dostarczyć wszystko, co potrzebne. Rozłożyły poszczególne elementy na podłodze.

— Czy to są pantofle?

Na zewnątrz, na blankach, zmienił się strażnik. Ściślej mówiąc, włożył fartuch i zmienił się w ogrodnika. Zszedł z murów i ruszył pielić fasolę. Wewnątrz trwała dyskusja na temat elegancji.

— Wydaje mi się, że włożyła to pani na odwrót, psze pani. Która część to krynolina?

— Tu piszą: „Wsunąć płytkę A w szczelinę B”.

— Nie mogę znaleźć szczeliny B.

— Teraz wygląda jak juki dla konia. Nie założę tego. A to co?

— Kreza, psze pani. Mój brat mówi, że w Sto Helit to prawdziwy szał.

— Znaczy, ludzie dostają od tego obłędu? A to?

— Myślę, że to brokat.

— Przypomina tekturę. Czy muszę to wszystko nosić codziennie?

вернуться

7

Badanie niewidzialnych tekstów było nową dyscypliną wiedzy, której rozwój umożliwiło odkrycie dwukierunkowej natury przestrzeni bibliotecznej. Wzory thaumicznej matematyki są skomplikowane, ale wnioski można w skrócie wyrazić tak, że wszystkie książki, wszędzie, oddziałują na wszystkie inne książki. To oczywiste: napisane książki inspirują książki przyszłości i cytują książki przeszłości. Jednak ogólna teoria Lrprzestrzeni[39] sugeruje, że w danym przypadku także zawartość książek jeszcze nie napisanych można wydedukować z książek obecnie istniejących.