Выбрать главу

— A czego chcesz?

— Niczego nie chcę.

— Każdy czegoś chce. W przeciwnym razie po co byś tu przyszła?

— Chciałam się tylko przekonać, czy jesteś prawdziwa.

— Dla ciebie z pewnością. Masz dobry wzrok.

Dziewczyna prostuje się. Jej dumą można by kruszyć kamienie.

— A teraz, kiedy się już się przekonałaś — mówi dalej kobieta w kręgu — czego tak naprawdę chcesz?

— Niczego.

— Doprawdy? W zeszłym tygodniu poszłaś wysoko w góry, wyżej jeszcze niż Miedzianka, żeby rozmawiać z trollami. Czego od nich chciałaś?

Dziewczyna przechyla głowę.

— Skąd wiesz, że tam byłam?

— Masz to na samym wierzchu umysłu, dziewczyno. Każdy może zobaczyć. Każdy, kto ma… dobry wzrok.

— Ja też kiedyś będę to umiała — oświadcza dumnie dziewczyna.

— Kto wie? Możliwe. Czego chciałaś od trolli?

— Ja… Chciałam tylko z nimi porozmawiać. Wiesz, one myślą, że czas płynie do tyłu. Bo przecież widzi się przeszłość, mówią, a… Kobieta w kręgu parska śmiechem.

— Ale one są głupie jak krasnoludy! Interesują je tylko kamyki. W kamykach nie ma nic ciekawego.

Dziewczyna wykonuje nieokreślony gest, jakby wzruszała jednym ramieniem — może sugeruje, że kamyki też mogą budzić rodzaj zaciekawienia.

— Dlaczego nie możesz wyjść poza krąg głazów? — pyta. Odnosi silne wrażenie, że nie jest to właściwe pytanie. Kobieta starannie je ignoruje.

— Mogę ci pomóc odkryć o wiele więcej niż tylko kamyki — mówi.

— Nie możesz wyjść z kręgu, prawda?

— Pozwól mi dać sobie to, czego pragniesz.

— Ja mogę chodzić, gdzie zechcę, ale ty jesteś uwięziona w kręgu.

— Możesz chodzić, gdzie zechcesz?

— Kiedy zostanę czarownicą, będę mogła. Wszędzie.

— Ale nigdy nie zostaniesz czarownicą.

— Co?

— Mówią, że nie chcesz słuchać. Mówią, że nie potrafisz nad sobą panować. Mówią, że nie masz samodyscypliny. Dziewczyna potrząsa włosami.

— Czyli o tym też wiesz? Pewnie, że mówią takie rzeczy. A ja i tak zostanę czarownicą, choćby nie wiem co. Zawsze można samemu się czegoś dowiedzieć. Nie trzeba słuchać całymi dniami niemądrych staruszek, który nie wiedzą, co to życie. I wiedz, damo z kręgu, że będę najlepszą czarownicą, jaka kiedykolwiek istniała.

— Z moją pomocą może ci się udać — przyznaje kobieta w kręgu. — Ten młody człowiek chyba cię szuka — dodaje łagodnie.

Kolejne jednostronne wzruszenie ramieniem sugeruje, że młody człowiek może sobie szukać przez cały dzień.

— Uda mi się, prawda?

— Możesz być wielką czarownicą. Możesz zostać, kim tylko zechcesz. Czym tylko zechcesz. Wejdź do kręgu. Pokażę ci.

Dziewczyna robi pół kroku w stronę głazów, się ale waha. W tej kobiecie jest coś dziwnego. Uśmiech ma miły i przyjazny, ale głos… zbyt rozpaczliwy, zbyt naglący, zbyt zachłanny.

— Ja i tak dużo się uczę.

— Przejdź do środka. Już! Dziewczyna wciąż się waha.

— Skąd mogę wiedzieć…

— Czas kręgu dobiega końca! Pomyśl, czego możesz się nauczyć! Już!

— Ale…

— Przejdź!

To było wiele lat temu, w przeszłości[3]. A poza tym dziewczyna… jest starsza.

* * *

Kraina lodu…

Nie zima, ponieważ zima sugeruje jesień, a może nawet jeden dzień wiosny. To jest kraina lodu, a nie po prostu czas lodu. I trzy postacie na koniach spoglądające nad pokrytym śniegiem zboczem ku kręgowi ośmiu głazów. Z tej strony wydają się o wiele większe.

Trzeba przyglądać się jeźdźcom przez dłuższą chwilę, by zrozumieć, co takiego jest w nich niezwykłego — to znaczy bardziej niezwykłego niż ich ubrania. Gorący oddech wierzchowców wisi w lodowatym powietrzu obłokami pary. Ale oddechy jeźdźców nie.

— Teraz nie będzie porażki — mówi postać w środku, kobieta w czerwonej sukni. — Po takim czasie kraina powita nas z radością. Musi już nienawidzić ludzi.

— Ale tam były czarownice — wtrąca jeden z jej towarzyszy. — Pamiętam czarownice.

— Kiedyś tak — zgadza się kobieta. — Ale teraz… biedactwa, prawdziwe biedactwa. Prawie nie mają już mocy. I ulegają sugestiom. Podatne umysły. Zakradałam się nocami. Wiem, jakie dzisiaj mają czarownice. Zostawcie je mnie.

Królowa uśmiecha się życzliwie w stronę kamiennego kręgu.

— A potem możecie je sobie wziąć — mówi. — Co do mnie, mam ochotę na śmiertelnego małżonka. Na jakiegoś wyjątkowego śmiertelnika. Unia światów… To im pokaże, że tym razem zamierzamy tam zostać.

— Królowi się to nie spodoba.

— A czy kiedykolwiek miało to jakieś znaczenie?

— Nigdy, pani.

— Czas jest właściwy, Lankin. Kręgi się otwierają. Wkrótce zdołamy powrócić.

Drugi jeździec pochyla się nad końskim grzbietem.

— I będę mógł znowu polować? — pyta. — Kiedy? Kiedy?!

— Wkrótce — odpowiada Królowa. — Już wkrótce.

* * *

Noc była ciemna tą ciemnością, której nie da się wytłumaczyć zwykłą nieobecnością księżyca i gwiazd, ale ciemnością, która zdaje się napływać skądinąd — tak gęstą i dotykalną, że dałoby się niemal chwycić w rękę garść powietrza i wycisnąć z niego noc.

Taka ciemność skłania owce do przeskakiwania ogrodzeń, a psy do chowania się w budach.

Mimo to wiatr dmuchał ciepły, nie tyle silny, ile raczej głośny — wył po lasach i jęczał w kominach.

W taką noc zwykli ludzie naciągają kołdry na głowę, wyczuwając, że zdarzają się chwile, kiedy świat należy do kogoś innego. Rankiem znowu będzie ludzki. Owszem, zostaną połamane gałęzie, parę zerwanych dachówek… Ale ludzki. A teraz… lepiej się opatulić.

Jeden człowiek nie spał.

Jason Ogg, mistrz kowalski, raz czy dwa wcisnął miechy przy palenisku, raczej dla zasady niż z potrzeby, i usiadł na kowadle. W kuźni zawsze było ciepło, nawet jeśli wiatr świszczał pod okapami.

Jason Ogg potrafił podkuć wszystko. Kiedyś dla żartu przynieśli mu mrówkę, a on całą noc ze szkłem powiększającym przesiedział nad kowadłem zrobionym z główki szpilki. Mrówka wciąż gdzieś tu była — słyszał ją czasem, jak z tupotem przebiega po podłodze.

Ale dzisiaj… Dzisiaj miał w jakiś sposób zapłacić czynsz. Oczywiście, był właścicielem kuźni — przechodziła z ojca na syna od pokoleń. Ale kuźnia to coś więcej niż tylko cegły, zaprawa i żelazo. Nie wiedział, jak to nazwać, ale to istniało. Było jak różnica między mistrzem kowalskim a kimś, kto po prostu zarabia na życie, wyginając w skomplikowany sposób żelazo. I miało wiele wspólnego właśnie z żelazem. I jeszcze z tym, że ktoś może być bardzo dobry w swoim fachu. Tak jakby opłata.

Kiedyś, dawno temu, ojciec wziął go na stronę i wytłumaczył, co powinien robić w podobne noce.

Zdarzą się takie chwile, powiedział, takie chwile — a będziesz wiedział, kiedy się zdarzą, choć nikt cię nie uprzedzi — no więc zdarzą się takie chwile, kiedy ktoś przyjdzie podkuć konia. Przyjmij go uprzejmie. Podkuj konia. Nie pozwól myślom błądzić. I nawet nie próbuj myśleć o niczym oprócz podków.

Przez te lata Jason zdążył się przyzwyczaić.

Wiatr wzmógł się i gdzieś z zewnątrz dobiegł trzask przewracanego drzewa.

Zagrzechotał skobel.

Ktoś zapukał do drzwi — raz, drugi.

Jason Ogg sięgnął po opaskę i zawiązał sobie oczy. To bardzo ważne, tłumaczył mu ojciec. Pomaga się skupić. Otworzył drzwi.

вернуться

3

Która jest innym krajem.