Выбрать главу

W imieniu protestantów głos zabrał pastor Steen.

– Nie przyłączymy się do ciebie, Williamie Deversie. Wracaj do domu!

– Dołączyłeś do wyklętych, Samuelu Steenie? – zapytał sir William. Protestancki duchowny roześmiał się głośno.

– Nie uzurpuj sobie prawa do osądzania mnie. Złamałeś niejedno boskie przykazanie. Nie zabijaj! Nie pożądaj żony bliźniego swego ani jego dóbr! Czcij ojca swego i matkę swoją! Nie jesteś prawdziwym przywódcą. Jesteś awanturnikiem i bigotem. Wynoś się stąd! William Devers gwałtownie spiął konia, który zaskoczony ruszył do przodu, przewracając Jasmine i wielebnego Steena na ziemię. Mieszkańcy Maguire's Ford krzyknęli wstrząśnięci. Niespodziewanie dla wszystkich rozległ się pojedynczy strzał. Sir William, z bezbrzeżnym zdumieniem w oczach, pochyli! się do przodu i spad! z konia na ziemię.

– Zastrzelili sir Williama! Musimy go pomścić! – podniósł się krzyk wśród przybyszy z Lisnaskea.

– Nie, to nie mieszkańcy Maguire's Ford go zabili. Ja to zrobiłem – rozległ się głos spomiędzy tłumu ludzi z Lisnaskea, którzy rozstąpili się zdziwieni, przepuszczając do przodu młodego chłopaka.

– To Bruce Morgan, syn kowala – rozległ się okrzyk. Wielebny Samuel Steen podniósł się z ziemi, a książę pomagał wstać żonie.

– Dlaczego, chłopcze? Bruce, czemu zabiłeś sir Williama? – zapytał protestancki duchowny. Łagodnie zabrał chłopcu stary pistolet, zdumiony, że taki rupieć w ogóle wystrzelił, i to tak zabójczo celnie.

– To za Aine – padła miażdżąca odpowiedź. – Za Aine i za to, co jej zrobił. Słyszałem, ale nie mogłem uwierzyć, więc kiedy wszyscy starali się uratować ludzi w kościele, zakradłem się do domu. Zobaczyłem, co zrobił mojej dziewczynie. Bo pewnego dnia mieliśmy się pobrać. Kochałem ją.

– Sądzisz, że pozwoliłbym ci poślubić jakąś przeklętą katolicką dziewuchę, córkę dziwki, bez ojca? – zapytał go ojciec, kowal Robert Morgan, gniewnie przepychając się do przodu. – I zobacz, co narobiłeś, głupcze! Zabiłeś naszego przywódcę. Nie jesteś już moim synem!

– Sir William był złym człowiekiem, tato – odpowiedział Bruce Morgan, prostując się na całą wysokość i nagle wszyscy spostrzegli, że chłopiec jest już niemal mężczyzną. – Wydaje ci się, że powstrzymałbyś mnie przed ożenieniem się z Aine? Nigdy nie zależało mi na jej wierze, tato. Zależało mi na niej!

– Tfu! – splunął jego ojciec. – Powieszę cię osobiście, żeby mojego nazwiska nie obciążało to, co tu zrobiłeś. Z ziemi, tuż obok nich, rozległ się wyraźny jęk i wielebny Steen krzyknął:

– Sir William żyje! Jest ranny, ale żywy. Gdy inni byli zajęci, Kieran Devers spokojnie dotknął ramienia młodego Morgana.

– Idź do zamku, chłopcze – powiedział. – Nie chcę, żebyś wisiał. Spiesz się, bo zaraz sobie o tobie przypomną. Sir William nie okaże w tej sprawie wielko duszności. Idź już!

Z uśmiechem na ustach obserwował, jak chłopiec stosuje się do jego polecenia.

– Poszukajcie czegoś, co można by było użyć jako nosze – poleciła księżna Glenkirk, gdy wreszcie stanęła na nogach. – Nie przyjmę tego człowieka pod swój dach, ale może, wielebny Steenie, wezwie pan medyka i udzieli schronienia sir Williamowi, dopóki nie będzie mógł wyruszyć w drogę. – Patrzyła na tłum przed sobą, starając się stać prosto, ale nie była w stanie lekceważyć przeszywającego ją bólu. Spokojnie, jeszcze tylko chwila. – Mieszkańcy Lisnaskea, czy jest pośród was ktoś, kto widział, że Bruce Morgan oddał strzał, który zranił sir Williama? Jeśli nie, błagam was, zachowajcie milczenie dla dobra jego ojca. Nie zobaczycie więcej chłopca, który wyjedzie z Ulsteru, zanim jeszcze sir William i jego rodzina przestaną się zastanawiać, kto strzelał. Bruce Morgan to jeszcze dzieciak, który kochał młodą dziewczynę, zgwałconą, a potem zamordowaną przez sir Williama. W głębi duszy wiecie, że to, co William Devers uczynił Aine Fitzgerald, było podłą niegodziwością i grzechem. Nie dodawajcie swoich grzechów do występków sir Williama. Wracajcie do Lisnaskea. Nie pozwolę, żebyście spustoszyli Maguire's Ford. – Stała, wpatrując się w tłum, dopóki mężczyźni nie odwrócili się powoli i nie zaczęli się wycofywać, oświetlając sobie drogę pochodniami. Jasmine Leslie stęknęła głośno i opadła na kolana.

– Twoje dziecko pojawi się wcześniej, Jemmie – rzuciła przez zaciśnięte zęby.

– Mamo! – Fortune podbiegła do matki. James Leslie nie czeka! na pomoc. Odepchnął na bok pasierbicę, wziął żonę na ręce i poniósł ją do zamku przez wieś. Na jego widok Biddy zawołała:

– Milordzie, masz stół porodowy?

Nadbiegła Rohana.

– Zajmę się moją panią – powiedziała. – Byłam przy niej od dnia jej narodzin.

– Niech Biddy zajmie się niemowlęciem po porodzie – powiedziała Jasmine, nie chcąc, żeby staruszka poczuła się dotknięta przez Rohanę. – Może też ci pomóc teraz, bo ma duże doświadczenie. – Jęknęła. – To dziecko zdecydowało już, że chce się urodzić i nie zamierza na nikogo czekać! Nie tak jak ty, Fortune. Ty czekałaś w nieskończoność, a potem trzeba cię było obrócić we właściwą stronę, żebyś mogła wyjść na świat. Och! Czuję główkę! Wychodzi! James Leslie dokładnie wiedział, co robić. Położył żonę na stole i przytrzymał ją za ramiona, żeby kobiety mogły jej pomóc. Nie było czasu na dusery. Jasmine stękała. Nigdy nie miała tak szybkiego porodu, wyraźnie czuła główkę dziecka.

– Rohano.

Pokojówka podwinęła spódnicę Jasmine i zajrzała pomiędzy nogi swojej pani.

– Ma pani rację, jest główka. Nigdy jeszcze nie widziałam tak szybko rodzącego się dziecka, księżniczko! Och!

Rohana złapała dziecko, gdy wyślizgiwało się z ciała matki. Maleństwo niemal natychmiast zaczęło płakać, wymachując małymi rączkami w proteście przeciwko tak brutalnemu wypchnięciu z ciemnego, ciepłego, bezpiecznego raju.

– Co to jest? – zapytała Jasmine.

– Dziewczynka! Śliczna mała złośnica! – zachwycał się James Leslie.

– Cóż, Jemmie, sam chciałeś kolejnej córki, żeby ją rozpieszczać, i niech cię, dopiąłeś swego – rzekła ze śmiechem jego żona. Fortune przyglądała się krótkiej akcji porodowej i była świadkiem narodzin swojej nowej siostry przyrodniej. Zafascynowana zapytała matkę:

– Czy zawsze tak szybko się rodzą, mamo?

Jasmine roześmiała się cicho.

– Nie, skarbie, nie wszystkie przychodzą na świat tak sprawnie. Sądzę, że mój upadek spowodował wcześniejszy poród, chociaż sądząc po głosie, to dziecko jest silne.

– Świetna dziewczynka – powiedziała Biddy, oddając umyte dziecko w powijakach w ramiona matki. – Urodzona na Wszystkich Świętych.

– Jak ją nazwiemy? – zapytał żonę James Leslie. Jasmine zastanawiała się przez dłuższą chwilę, po czym odpowiedziała:

– Autumn *, bo urodziła się na jesieni i w jesieni mojego życia. – Nagle zauważyła na stoliku misę z późnymi różami. – Autumn Rosę Leslie – zdecydowała. – Nasza córka będzie nosić imiona Autumn Rosę.

CZĘŚĆ III

ANGLIA I MARYLAND

Lata 1632 – 1635

Kochaj Boga i rób, co chcesz

– Św. Augustyn

ROZDZIAŁ 13

Sir William Devers przeżył, ale nie było nadziei, żeby kiedykolwiek mógł chodzić. Gdy tylko stało się to możliwe, został przeniesiony z domu wielebnego Samuela Steena w Maguire's Ford z powrotem do Lisnaskea. Miał dopiero dwadzieścia parę lat i gdy leża! w łóżku albo siedział w specjalnie dla niego wykonanym fotelu, narastał w nim gniew. Chciał winić za swoje kalectwo katolików, ale to nie oni go postrzelili. Został trafiony od tyłu, a katolicy z Maguire's Ford znajdowali się przed nim. Sir William Devers uważał jednak, że gdyby nie było ich w Maguire's Ford, on również by się tam nie znalazł i nie zostałby inwalidą. Nie wiedział, kto do niego strzelał, i wyglądało na to, że inni też nie wiedzieli.

вернуться

* (ang.) jesień.