Выбрать главу

— Ach, Wania, Wanja!

Spostrzegłem, iż Natasza ostatnimi czasy zaczęła się bardzo interesować moim powodzeniem literackim, moją sławą. Czyta wszystko, co drukowałem w ciągu ostatniego roku, co chwila rozpytuje mnie o dalsze plany, interesuje się każdą krytyką o mnie, gniewa się na niektóre i stanowczo chce, bym zajął poczesne miejsce w literaturze. Życzenia jej wyrażają się tak stanowczo i natarczywie, że nawet dziwię się trochę jej obecnemu nastawieniu.

— Ty się wypiszesz i nic więcej, Wania — mówi mi Natasza — gwałtem się do tego zmuszasz i wypiszesz się, a oprócz tego stracisz zdrowie. Widzisz S., ten pisze jedno opowiadanie na dwa lata, a N. w ciągu dziesięciu lat napisał tylko jedną powieść.[24] Za to jak u nich wszystko jest wykończone, wycyzelowane.

— Tak, lecz oni są materialnie zabezpieczeni i nie piszą na termin, a ja jestem dorożkarska szkapa. Ale to wszystko głupstwo. Dajmy temu pokój, moja droga! Czy nie ma czego nowego ?

— Owszem, dużo. Po pierwsze list od niego.

— Jeszcze?

— Jeszcze.

Podała mi list od Aloszy. To już trzeci od czasu rozstania. Pierwszy napisał jeszcze z Moskwy, napisał jak gdyby w jakimś szale. Powiadamiał, iż okoliczności tak się ułożyły, że nie może w żaden sposób wrócić z Moskwy do Petersburga, jak to było projektowane przy rozstaniu. W drugim liście zawiadomił, że przyjeżdża w najbliższych dniach, aby czym prędzej wziąć ślub z Nataszą, że to jest postanowione i żadna silą nie może temu przeszkodzić. Równocześnie jednak z tonu całego listu widać było, że jest w rozpaczy, że wpływy postronne już w zupełności nad nim zaciążyły i że sam sobie nie wierzy. Wspominał między innymi, że Katia jest jego opatrznością i że ona jedna pociesza go i podtrzymuje. Otworzyłem skwapliwie obecny, trzeci jego list.

List składał się z dwóch arkusików, napisany był urywkowo, nieporządnie, w pośpiechu i niewyraźnie, zalany łzami i atramentem. Zaczynało się od tego, iż Alosza wyrzekł się Nataszy i prosił, by o nim zapomniała. Starał się dowieść, iż związek ich jest niemożliwy, że postronne, wrogie wpływy są od niego, Aloszy, silniejsze i wreszcie, że tak być powinno: on i Nataszą będą razem nieszczęśliwi, bo nie są sobie równi. Ale i tu nie wytrzymał i nagle porzuciwszy swoje rozumowanie i wywody, omal że w dalszym ciągu, nie przekreśliwszy pierwszej połowy listu, przyznawał, że popełnił wobec Nataszy przestępstwo, że jest człowiekiem straconym i że nie ma siły sprzeciwiać się woli ojca, który przyjechał na wieś. Pisał, że nie potrafi nawet wypowiedzieć swoich męczarni; oświadczał, między innymi, że w zupełności czuje się na siłach stworzyć szczęście Nataszy, zaczynał nagle dowodzić, że są sobie zupełnie równi, z uporem, z nienawiścią odrzucał argumenty ojca; w rozpaczy malował obraz szczęśliwego życia, które stałoby się udziałem ich obojga, Nataszy i jego, w razie ich małżeństwa, przeklinał siebie za swą małoduszność i żegnał Nataszę na wieki! List był napisany w udręce; pisał go widocznie wcale już nie panując nad sobą; w oczach stanęły mi łzy... Nataszą podała mi inny list, od Kati. List ten przyszedł w tej samej kopercie co list Aloszy, ale zapieczętowany był oddzielnie. Katia dość krótko, w kilku wierszach, powiadamiała, że Alosza rzeczywiście smuci się, wciąż płacze, jest w rozpaczliwym nastroju, nawet trochę choruje, ale że ona jest z nim i że będzie szczęśliwy. A tymczasem Katia starała się wytłumaczyć, aby Nataszą nie myślała, że Alosza mógł się tak prędko pocieszyć i że smutek jego nie jest poważny. "Nigdy Pani nie zapomni — dodawała Katia — nawet nie może nigdy zapomnieć, bo on już ma takie serce; kocha Panią bezgranicznie, zawsze będzie kochać, a jeśli Panią przestanie kochać, jeśli kiedykolwiek przestanie tęsknić wspominając Panią, wtedy ja przestanę go kochać..."

Zwróciłem Nataszy oba listy; wymieniliśmy spojrzenia, nie mówiąc ani słowa. To samo było przy poprzednich listach, i w ogóle unikaliśmy teraz rozmów o przeszłości, jakby to było między nami umówione. Cierpiała nieznośnie, i ja to widziałem, lecz nie chciała się wypowiadać nawet przede mną. Po powrocie do domu przez trzy tygodnie leżała w gorączce i teraz zaledwie wracała do zdrowia. Mało mówiliśmy nawet o bliskiej przemianie w naszym życiu, choć wiedziała, iż stary otrzymuje posadę i że będziemy musieli się wkrótce rozstać. Pomimo to była tak dla mnie tkliwa, subtelna, tak zajmowała się wszystkim, co się mnie tyczyło przez cały ten czas, z taką natężoną, skupioną uwagą słuchała wszystkiego, co musiałem jej opowiadać o sobie, że z początku było to nawet dla mnie ciężkie; zdawało mi się, że chciała mnie wynagrodzić za przeszłość. Lecz ciężar ten wkrótce znikł: zrozumiałem, iż ma całkiem inne pragnienie, że po prostu kocha mnie, kocha nieskończenie, nie może żyć beze mnie i nie troszczyć się o wszystko, co mnie dotyczy, i myślę, że nigdy siostra tak nie kochała brata jak Natasza mnie. Wiedziałem dobrze, że oczekująca nas rozłąka ściskała jej serce, że Natasza męczyła się; wiedziała także, że ja również żyć bez niej nie mogę; lecz oboje nic o tym nie mówiliśmy, choć rozmawialiśmy szczegółowo o najbliższej przyszłości...

Zapytałem o Mikołaja Siergieicza.

— Myślę, że wróci wkrótce — odpowiedziała Natasza — obiecał przyjść na herbatę.

— Ciągle stara się o posadę?

— Tak, zresztą posada jest teraz pewna; właściwie nie miał po co dziś wychodzić — dodała w zamyśleniu — mógłby i jutro.

— Dlaczego wyszedł?

— Dlatego że dostałam list... Tak przejmuje się wszystkim, co mnie dotyczy — dodała po chwili — że mi to nawet ciąży. Zdaje mi się, iż nawet we śnie widzi tylko mnie. Jestem pewna, że on nie myśli o niczym innym, tylko o tym, jak ja żyję i o czym teraz myślę. Każde moje strapienie odbija się zaraz na nim. Widzę przecież, jak niezręcznie stara się przemóc i okazać, że nie cierpi z mojego powodu, udaje wesołego, stara się śmiać i nas bawić. Mamusia również w takich chwilach jest jakaś nieswoja i również nie dowierza jego śmiechowi i wzdycha... Taka jest niezręczna... Prosta dusza! — dodała z uśmiechem. — Ot i teraz, gdym dzisiaj otrzymała listy, musiał koniecznie uciec, aby nie napotkać mego wzroku... Kocham go więcej niż siebie, więcej niż kogokolwiek na świecie — dodała pochyliwszy głowę i ścisnąwszy moją rękę — więcej nawet niż ciebie...

Przeszliśmy się po ogrodzie ze dwa razy, nim znów zaczęła mówić.

— Był u nas dzisiaj Masłobojew i wczoraj też był — powiedziała.

— Ostatnimi czasy jakoś często zaczął was odwiedzać.

— A wiesz, po co on tutaj przychodzi? Mateczka w niego wierzy jak w nie wiem co. Myśli, że on wie wszystko (w sprawach prawnych i w ogóle), że może każdą sprawę załatwić! Jak sądzisz, co za myśli krążą jej teraz po głowie? W głębi duszy boli ją to bardzo, że nie zostałam księżną. Myśl ta nie pozwala jej żyć spokojnie i dlatego zwierzyła się Masłobojewowi. Z ojcem obawia się nawet mówić o tym i myśli, czy nie pomógłby tu w czymś Masłobojew, czyby nie można choćby drogą prawną. Masłobojew, zdaje się, jej nie zaprzecza, a ona go częstuje winem — dodała Natasza z uśmieszkiem.

— Do tego świszczypały to podobne. A ty skąd wiesz o tym?

— Mateczka wygadała się sama...

— A cóż Nelly? Jak się miewa? — zapytałem.

— Dziwię ci się, żeś dotychczas o nią nie zapytał — z wyrzutem powiedziała Natasza.

Nelly była w tym domu bożyszczem wszystkich. Natasza ogromnie ją pokochała i Nelly oddała się jej wreszcie całym sercem. Biedne dziecko! Nie myślała nawet, że spotka kiedykolwiek takich ludzi, że znajdzie tyle miłości, i widziałem z radością, iż jej zamknięte w sobie serduszko mięknie i dusza otwiera się dla wszystkich. Nelly odpowiadała nawet z jakąś chorobliwą egzaltacją na powszechną miłość, która ją otaczała i która była przeciwieństwem tego wszystkiego, czego doznała w przeszłości i co rozwinęło w niej niedowierzanie, zaciętość i upór. Zresztą Nelly i teraz upierała się długo, umyślnie długo ukrywała przed nami łzy pojednania, aż wreszcie zaufała nam zupełnie. Ja zaś stałem się dla niej tak niezbędny, że czuła się gorzej, gdy długo nie przychodziłem. Ostatnim razem, rozstając się na dwa dni, by wreszcie skończyć zaniedbaną od dawna pracę, musiałem jej długo perswadować... ma się rozumieć w sposób okólny. Ona zaś wciąż jeszcze wstydziła się zbyt prostego, zbyt otwartego przejawiania uczuć.

вернуться

24

Mowa tu zapewne o Tołstoju, który ogłaszał w odstępach dwuletnich poszczególne części swojej autobiograficznej trylogii: Dzieciństwo, Lata chlopięce, Młodość, oraz Gonczarowie, który powieść swoją Oblomow pisał przez dziesięć lat (1849-1859).