Выбрать главу

III

Na dolnym korytarzu gimnazjum klasycznego w Klerykowie znajdowaЕ‚o siД™ mnГіstwo osГіb. Byli tam urzД™dnicy, szlachta, ksiД™Ејa, przemysЕ‚owcy, a nawet zamoЕјniejsi chЕ‚opi. CaЕ‚y ten tЕ‚um stanowiЕ‚ w owej chwili jednД… kategoriД™: rodzicГіw.

Korytarz byЕ‚ dЕ‚ugi, wyЕ‚oЕјony posadzkД… z piaskowca i bardzo dobrze przypominaЕ‚ pierwotnД… swojД… fizjonomiД™: korytarz klasztorny. WД…skie okna wpuszczone byЕ‚y w mury bardzo grube i chЕ‚odne; panowaЕ‚ tam jeszcze dawny cieЕ„ i smutek.

Przez zestarzaЕ‚e, zielonawoniebieskie szyby padaЕ‚y ukradkiem promienie rannego sЕ‚oЕ„ca i zЕ‚ociЕ‚y Е›wieЕјo wybielone Е›ciany i ЕјГіЕ‚tawД…, wydeptanД… posadzkД™. Z prawej i lewej strony byЕ‚ szereg drzwi prowadzД…cych do sal szkolnych. Drzwi te rГіwnie jak okna byЕ‚y poroztwierane[79], gdyЕј wЕ‚aЕ›nie Е›wieЕјo pociД…gniД™to Е›ciany klas na kolor szaroniebieski, z wielkimi lamperiami[80], i wymalowano podЕ‚ogi ЕјГіЕ‚tД… farbД… olejnД…. Srogi zapach terpentyny i lakierГіw napeЕ‚niaЕ‚ caЕ‚y korytarz.

W przedsionku, za oszklonymi drzwiami spał najspokojniej, już o tak wczesnej godzinie, wysoki i chudy pedel[81], znany dwu generacjom pod pseudonimem „pana Pazura”.

Pomimo że pan Pazur wysłużył dwadzieścia pięć lat na Kapkazie[82] za Mikołaja, a drugie tyle siedział w instytucji z tak forsownym zamiłowaniem uprawiającej mowę rosyjską, nie nauczył się tego języka, zdążył jednak zamienić swój rodowity na gwarę niesłychaną, składającą się z wyrazów zupełnie nowych, których treść ani brzmienie nikomu na szerokim świecie, z wyjątkiem pana Pazura, znanymi nie były.

Sam pan Pazur chД™tnie zastД™powaЕ‚ niektГіre wyrazy juЕј to ruchami piД™Е›ci, juЕј tak zwanym trД…bieniem na nosie, przymykaniem oczu, a nawet wywieszaniem jД™zyka.

Od czasu zniesienia ostanówek po subotach[83], czyli kary cielesnej, stosowanej często, pan Pazur stracił humor i fantazję. Zaczął drzemać i znosić mężnie urągowiska nawet wstępniaków i pierwszaków.

Na drugim kraЕ„cu korytarza znajdowaЕ‚a siД™ kancelaria gimnazjalna, do ktГіrej nieustannie wchodzili przybywajД…cy profesorowie. TЕ‚um osГіb zwiД™kszaЕ‚ siД™ rГіwnieЕј.

Szmer żywej a przyciszonej rozmowy, przyciszonej z tego na ogół względu, że prowadzona była po polsku w obrębie murów gimnazjum rosyjskiego — wznosił się i nacichał[84].

W ciżbie osób chodzących wzdłuż korytarza znajdowała się także pani Borowiczowa i Marcinek, kandydat do klasy wstępnej. Kandydat ubrany już był „po męsku”: zdjęto mu nareszcie sznurowane trzewiki i pończochy, odziano w rzeczywiste spodnie, sięgające aż do samych obcasów nowych kamaszków z gumami.

Te spodnie i kamasze byЕ‚y przygotowaniem do munduru gimnazjalnego, stanowiЕ‚y jak gdyby przedmowД™ napisanД… do dzieЕ‚a, ktГіre jeszcze nawet w brulionie skomponowane nie zostaЕ‚o.

Ażeby przywdziać mundur — należało zdać egzamin. Prośba o zaliczenie Marcinka w poczet uczniów klasy przygotowawczej wraz ze świadectwem ogólnego stanu majątkowego rodziców, szczepienia ospy, metryką etc. — podana została na imię dyrektora o dwa miesiące wcześniej. W danej chwili czekano wyznaczenia terminu egzaminów. Termin taki był właśnie treścią ożywionej rozmowy osób spacerujących.

KaЕјda jednostka naleЕјД…ca do personelu gimnazjalnego, przesuwajД…c siД™ miД™dzy tЕ‚umem, byЕ‚a przedmiotem pilnej i skupionej uwagi, a niejednokrotnie skЕ‚adem zapytaЕ„ o ten wЕ‚aЕ›nie dzieЕ„ egzaminГіw.

Żaden z pedagogów klerykowskich, a tym bardziej żaden z tak zwanych pomocników gospodarzy klas, nie był w możności dać odpowiedzi choć w przybliżeniu prawdopodobnej. Szczególniej zaniepokojonymi owym dniem tajemniczym czuli się obywatele ziemscy i na ogół ludzie z daleka przybyli. Właściwie termin ogłoszony w dziennikach już minął. W dniu wyznaczonym niektóre egzamina[85] odłożono na później, bez określenia bliżej daty, inne rozrzucono w ten sposób, że malec zdający do klasy wstępnej dziś miał być przesłuchiwany z rosyjskiego czytania, dopiero po upływie tygodnia z arytmetyki, a znowu kiedy indziej z pacierza i katechizmu. Rodzice, czasami o kilkanaście mil przybyli, bez upewnienia się, czy dzieci przyjęte będą, nie mogli odjechać. Stąd powstawały namiętne szepty i zasięganie informacji.

Pani Borowiczowa miaЕ‚a wszystkiego trzy mile do Gawronek, ale rГіwnieЕј czuЕ‚a siД™ w Klerykowie jak na szpilkach.

Żadnego egzaminu Marcin jeszcze nie zdawał; nie było też wcale pewności, czy będzie przyjęty, wobec ogromnego napływu kandydatów. Wszystkie te okoliczności, połączone z obawą, pragnieniem, z niepokojem o dom itd., sprawiały, że matka Marcinka była smutna i zdenerwowana. Dość szybko chodziła po korytarzu prowadząc syna za rękę. Jej stara, niemodna mantylka, wypłowiała parasolka i bardzo wiekowy kapelusz nie zwracały uwagi osób bogatszych, ale wpadły zaraz w oko jegomościowi w czarnym surducie, w szerokich spodniach, schowanych w cholewy grubych butów wyglancowanych szuwaksem[86]. Jegomość był tęgi, czerwony na twarzy i miał widać astmę, bo sapał ciężko i pokaszliwał.

— Proszę też pani — rzekł szeptem, przystępując do pani Borowiczowej — nic nie wiadomo, kiedy egzamina?

— Nic nie wiem, mój panie. Pan syna oddaje?

— A chciałbym… Czwarty dzień siedzę. Nie wiem już, co robić nawet…

— Śpieszy się panu?

— A i jakże, proszę łaski pani, u mnie propinacja[87] zwłoki nie cierpi. Akcyźny[88] jeździ, a wiadomo, co to akcyźny, jak gospodarza w domu nie masz. Raz człowieka nie masz, drugi raz, to on tam natychmiast zada corny kawy z czytryną[89]!

— Chłopiec do wstępnej klasy?

— Ma się wiedzieć, proszę łaski pani.

— Przygotowany?

— Ha, kto jego wie? Powiedział korepetur, że najpierwsza ranga.

Kiedy propinator zaczął szczegółowiej opowiadać o przygotowaniu swego syna, wszedł na korytarz dyrektor gimnazjum. Był to stary i siwy człowiek, średniego wzrostu, z brodą krótko przystrzyżoną. Szedł podniósłszy głowę i rzucał szybkie spojrzenia na prawo i na lewo spod ciemnoniebieskich okularów. Znienacka wstrzymał się przed szynkarzem i głośno zawołał na niego:

— Wam czewo[90]?

Gruby jegomoЕ›Д‡ zapiД…Е‚ swГіj czarny surdut i uderzyЕ‚ siД™ dЕ‚oniД… po karku.

— Kto pan jesteś? — pytał dyrektor coraz głośniej, natarczywiej i niegrzeczniej.

— Józef Trznadelski… — wybełkotał.

— Czego pan sobie życzysz?

— Syn… — szepnął Józef Trznadelski.

— Co syn?

— Do egzaminu…

Dyrektor zmierzyЕ‚ propinatora badawczym spojrzeniem od stГіp do gЕ‚Гіw, dЕ‚uЕјej zatrzymaЕ‚ wzrok na cholewach jego butГіw, a pГіЕєniej zadarЕ‚szy gЕ‚owД™ jeszcze wyЕјej ruszyЕ‚ do kancelarii, nie odpowiadajД…c na ukЕ‚ony zgromadzonych. W czasie tej rozmowy pani Borowiczowa ze strachem oddaliЕ‚a siД™ z tego miejsca i stanД™Е‚a aЕј w przedsionku. KrД™ciЕ‚o siД™ tam kilkunastu uczniГіw w mundurach, z pierwszej albo drugiej klasy, ktГіrzy mieli jakieЕ› poprawki, gdyЕј nawet kopiД…c siД™ wzajemnie i wodzД…c za Е‚by, nie wypuszczali z rД…k Е‚aciЕ„skich i greckich gramatyk. Marcinek oddaliЕ‚ siД™ od matki i przypatrywaЕ‚ wЕ‚aЕ›nie bГіjce dwu gimnazistГіw, gdy z podwГіrza nadbiegЕ‚ trzeci w mundurze i niezwЕ‚ocznie zaczepiЕ‚ maЕ‚ego Borowicza:

вернуться

poroztwierane — dziś popr.: pootwierane.

вернуться

lamperia (z niem.) — kolorowy pas zdobiący od podłogi do pewnej wysokości płaszczyznę ścian wewnątrz budynku.

вернуться

pedel (z łac.) — woźny w zakładach naukowych.

вернуться

Kapkaz (gwar.) — Kaukaz.

вернуться

ostanówki po subotach (ros. ostanowki po subbotam) — odsiadywanie kar z całego tygodnia w sobotę, po zakończeniu lekcji.

вернуться

nacichać — dziś popr.: przycichać.

вернуться

egzamina — dziś popr. forma B.lm: egzaminy.

вернуться

szuwaks (z niem.) — pasta do butów.

вернуться

propinacja (z łac.) — prawo sprzedaży napojów alkoholowych; tu: karczma.

вернуться

akcyźny — poborca podatkowy; por. akcyza.

вернуться

zada corny kawy z czytryną (gwar.) — tu: nałoży zwiększony podatek.

вернуться

Wam czewo? (ros.) — czego pan sobie życzy?