Выбрать главу

Stary pedel patrząc ze swego posterunku przy końcu dolnego korytarza widział w nikłym pyle te setki głów ostrzyżonych, zawsze mnóstwo wzniesionych pięści, a nieraz tu i ówdzie zadarte nad głowami — nogi. Lubił ten widok, te walne facecje, których żadna mowa nie wyliczy i żadne pióro nie opisze, te szczytne dowcipy i błazeństwa pobudzające go nieraz do takiego śmiechu, że z miną urzędowo posępną i zagryzionymi wargami starowina trząsł się na swym stołku jak galareta z cielęcych nóżek.

W jesieni, w pogodne przedpoЕ‚udnia, gdy jeszcze Е›wietlne promienie sЕ‚oЕ„ca wpadaЕ‚y do korytarza, stary pedel miaЕ‚ chwilД™ wesoЕ‚oЕ›ci prawie dzieciД™cej.

— Nuże! — wołał na drapichrustów znanych mu bliżej — jazda, poka[141] czas. Za szest' sekund zwonok[142]! Stawajta, chłopcy, na łbach — nu! Prawoje pleczo wpierod[143] — marsz!

Gdy znowu rozlegał się dzwonek, hałas wielkimi falami szybko i raptownie opadał, zamieniał się w gwar, w szmer przyciszonych rozmów, w szmer przedziwny, którego brzmienie człowiek do starości pamięta… Olbrzymie interesy, kolosalne sprawy, marzenia niespokojne jak woda górskiego potoku, natężone ambicje i gwałtowne niby grom boleści serc małych wyrażały się w szeptach urwanych a tworzących tę wzruszoną mowę szkoły. Przed każdą klasą czatowała niewielka postać ukryta za odrzwiami w ten sposób, że na zewnątrz widzialny był tylko kontur jej twarzy i oko zwrócone w kierunku kancelarii. Gdy drzwi pokoju nauczycielskiego uchylały się, jedna z postaci znikała i nad jakąś salą rozciągało się nieme milczenie.

W czasie pГіЕ‚godzinnej, czyli tak zwanej duЕјej przemiany[144], prawie caЕ‚y dolny korytarz wypadaЕ‚ na dziedziniec i w mgnieniu oka rozpoczynaЕ‚ wojnД™.

ByЕ‚ to wЕ‚aЕ›nie czas kasztanГіw. PodwГіrze byЕ‚o wielkie, nierГіwne, obfitujД…ce w pewien rodzaj Е‚aЕ„cuchГіw gГіrskich, formacji dawno-Е›mietnikowej, w doЕ‚y po wapnie i gruz zwalonego muru.

CaЕ‚e to rozlegЕ‚e podwГіrze byЕ‚o otoczone wysokimi i grubymi murami, za ktГіrymi z jednej strony byЕ‚ park publiczny, z drugiej pusta uliczka, a z trzeciej ogrody ksiД™Ејe.

Z parku i ogrodu wznosiЕ‚y siД™ i zwisaЕ‚y nad gimnazjalnym dziedziЕ„cem stare drzewa kasztanowe, rodzД…ce niezliczonД… iloЕ›Д‡ owocГіw, kapitalnie nadajД…cych siД™ do podbijania oczu i wywabiania na czaszkach guzГіw wielkoЕ›ci indyczego jaja.

Przebiegła klasa trzecia prawie zawsze potrafiła zaraz po dzwonku owładnąć „Himalajami” i przeciągnąć na swą stronę jeden z oddziałów klasy drugiej, wskutek czego cały ogół pierwszaków i wstępniaków, aczkolwiek osłonięty mężnymi piersiami oddziału klasy drugiej, wiernego sprawie tłumu — zajmował pozycję nad wszelki wyraz niedogodną w szczerym polu, pod murem.

Już gdy pierwsze kasztany zaczynały przeraźliwie gwizdać, odbijać się od muru, dawać piekielne kapry[145] — wstępniactwo zazwyczaj podawało tył[146] w sposób obrzydliwy, szeregi pierwszoklasistów przerzedzały się do takiego stopnia, że „Grecy” zaczynali wyłazić zza „Himalajów” i z furią nacierać.

Wtedy wywiązywała się rzetelna batalia. Ogłuszające „hura!” rozlegało się ze stron obu, kasztany cięły jak grad najsroższy, ranni zmiatali z głośnym bekiem, wodzowie darli się wniebogłosy, zagrzewając do boju szeregowców, zwykle plecami do nieprzyjaciela zwróconych… Biada pomocnikowi gospodarzy klas, wysłanemu przez inspektora dla zażegnania awantury, który by wtedy zbliżył się do placu boju! Zarówno z obozu „Greków” jak „Persów” odzywały się niezwłocznie głosy dziko pozmieniane a zachęcające do czynów wprost zbrodniczych.

— Grajcarek! — wołano po polsku — celujemy w twój cylinder. Chodźże bliżej, kłapouchu!…

I rzeczywiście — cylinder powalony licznymi naraz ciosami spadał z głowy pana Gałuszewskiego.

JeЕјeli zjawiaЕ‚ siД™ pan Sieczenskij, wzywano go rГіwnieЕј po polsku:

— Chodź, chodź, Perispomenon[147], zbliż się, ananasie z pestką, wyjmij notesik i zapisuj! Panowie, celnie w notesik!

„Perispomenon” cofał się zaraz do sieni i ukryty za drzwiami obserwował przez szparę dalszy bieg wypadków.

Pan Majewski nie ukazywaЕ‚ siД™ w takich razach na podwГіrzu z zasady, gdyЕј nie mГіgЕ‚ znieЕ›Д‡ przezwisk wykrzykiwanych tak gЕ‚oЕ›no i tak bezkarnie.

Tym sposobem bitwa, której władza nie była w stanie przerwać, trwała zazwyczaj w ciągu całej „dużej” pauzy. Dopiero na odgłos dzwonka zwycięzcy i zwyciężeni wracali do klasy, okryci chlubnymi sińcami, na dwie ostatnie godziny lekcyj.

Marcinek był dzielnym „Persem” i dostał pewnego razu taki postrzał w okolicy piątego żebra, że blisko przez dwa tygodnie nie mógł leżeć na prawym boku.

Po jednej z takich kampanii wrócił do klasy zmęczony i nie przypominał sobie nawet dokładnie, jaka lekcja ma nastąpić. Siedział w czwartej ławie pod oknem, przy Gumowiczu, niedużym chłopcu, z włosami tak czarnymi, że miały odcień fioletowy.

Ten Gumowicz byЕ‚ synem akuszerki, kobiety bardzo biednej, ogromnie energicznej i krzykliwej. Mama Gumowiczowa zjawiaЕ‚a siД™ czasami na dolnym korytarzu, rozmawiaЕ‚a z ksiД™dzem Wargulskim i panem Majewskim, wypytywaЕ‚a siД™ o stopnie i sprawowanie swego Romcia, ktГіry juЕј drugi rok siedziaЕ‚ w klasie wstД™pnej, a nieraz wobec wszystkiego tЕ‚umu groziЕ‚a mu piД™Е›ciД…. Jak wieЕ›Д‡ niosЕ‚a, po kaЕјdej takiej bytnoЕ›ci pani Gumowiczowej w gmachu szkolnym Romcio braЕ‚ w domu ciД™Ејkie lanie, czyli waЕ‚y.

Pan Majewski wzywaЕ‚ go czД™sto do katedry, wytykaЕ‚ mu jego wady, prГіЕјniactwo, niedoЕ‚Д™stwo, osЕ‚ostwo, wspominaЕ‚ o biedzie i procederze starej matki, o niskim jego pochodzeniu i wystawiaЕ‚ go na urД…gowisko. Wszyscy w klasie, nie wyЕ‚Д…czajД…c nauczyciela, chichotali, gdy pucoЕ‚owaty Romcio stawaЕ‚ przy tablicy. MiaЕ‚ on zawsze kajety w porzД…dku, wiedziaЕ‚ najlepiej, jaki rozdziaЕ‚ przeznaczony jest do opowiadania, i umiaЕ‚ doskonale zadane, ale czytaЕ‚ tak gdaczД…cym gЕ‚osem, tak paradnie syczaЕ‚, dmuchaЕ‚ i jД™czaЕ‚, namyЕ›lajД…c siД™ przy dodawaniu, Ејe koniec koЕ„cГіw dostawaЕ‚ zazwyczaj dwГіjkД™.

Tego dnia pan Majewski wyrwał Gumowicza do arytmetyki i podyktował mu dużą liczbę. „Czarny” drżał na całym ciele. Kilkakrotnie upuścił kredę i widocznie trudno mu było zebrać myśli, gdyż pisał zupełnie inne cyfry. Po klasie przelatywał śmiech tłumiony. Zdolni chłopcy z pierwszych ławek, umiejący zawsze z pochlebstwem patrzeć w oczy nauczyciela i zgadywać jego intencję, umyślnie zatykali sobie usta, żeby głośno nie parsknąć. Pan Majewski jeszcze dwa razy powtórzył długą liczbę, a gdy Gumowicz znowu napisał co innego, kazał mu iść na miejsce.

— Ty, Gumowicz, akurat tyle umiesz z arytmetyki, co pachciarska kobyła… — rzucił mu na pożegnanie.

вернуться

poka (ros.) — póki.

вернуться

zwonok (ros.) — dzwonek.

вернуться

prawoje pleczo wpieriod (ros.) — prawe ramię naprzód (komenda wojskowa).

вернуться

przemiana — przerwa od ros. pieriemiena.

вернуться

kapry — skoki.

вернуться

podawać tył (daw.) — cofać się, uciekać (szczególnie w walce).

вернуться

Perispomenon (gr.) — nazwa jednego z akcentów w jęz. greckim; tu: przezwisko.