Выбрать главу

— Kto to idzie? — zapytał ksiądz.

— Ach, eto wy, otiec[167]… — rzekł inspektor. — Kazałem wyraźnie, żeby hymn po nabożeństwie śpiewano w języku rosyjskim. Zalecałem to dwa razy nauczycielowi śpiewu…

— Nauczyciel śpiewu wcale nie jest temu winien — rzekł ksiądz ze spokojem, chowając w zanadrze swą książeczkę do nabożeństwa.

— Więc któż zawinił?

— Ja!

— Co takiego? — głośniej zawołał inspektor. — Kazałem śpiewać…

— Panie inspektorze — rzekł ksiądz spokojnie i z zimną uprzejmością — uczniowie będą śpiewali tutaj, w kościele, hymn po polsku, i to nie tylko dziś, ale zawsze.

— Co takiego? — krzyknął Rosjanin. — Tak będą śpiewali, jak rozkazałem! Ja tu nie zniosę żadnych jezuickich fanaberii. A toż co nowego? Proszę mi wskazać drzwi na ten wasz chór…

— Mogę panu inspektorowi wskazać jedne tylko drzwi… na dole… — powiedział ksiądz kładąc ogromną dłoń swoją na klamce.

Właśnie potężnie brzmiała druga strofa hymnu: Wrogów zamiary złam,Władco wspaniały,Panuj na sławę nam… kiedy Marcinek spostrzegł, że ręka księdza Wargulskiego z klamki przeniosła się na ramię przybysza, inspektor rzucił się do drzwi i szarpnął księdza. Wtedy prefekt jednym ruchem drugiej ręki odwrócił inspektora i trzymając go mocno prawicą za futrzany kołnierz, począł znosić tę dużą osobę ze schodów, inspektor szarpał się i krzyczał donośnie, ale cały ten hałas ginął w huku organów.

Marcinek uszczД™Е›liwiony tak paradnym widowiskiem wyszedЕ‚ z kryjГіwki i zatykajД…c sobie usta rД™kami, Ејeby nie parsknД…Д‡ Е›miechem, szedЕ‚ krok w krok za prefektem.

Gdy ksiądz Wargulski sprowadził inspektora na sam dół — otworzył drzwi i silnie wypchnął go na korytarz. Inspektor uderzył się wyciągniętymi rękami o przeciwległą ścianę, potem stanął, poprawił na sobie futerko, namyślił się i ruszył na dół po schodach.

Tymczasem ksiД…dz wyjrzawszy na korytarz i obaczywszy, Ејe nikt tej sceny nie spostrzegЕ‚, zawrГіciЕ‚ siД™, postawiЕ‚ wielki krok w ciemnoЕ›ci i utknД…Е‚ na Marcinku. Z niepokojem otwarЕ‚ zaraz drzwi i pociД…gnД…Е‚ malca do Е›wiatЕ‚a.

Borowicz zadarЕ‚ gЕ‚owД™ z rozpaczliwД… odwagД…, pewny, Ејe teraz nic go juЕј nie uratuje, Ејe wypД™dzД… go z gimnazjum na cztery wiatry albo mu zerЕјnД… skГіrД™ na kwaЕ›ne jabЕ‚ko.

— Co tu robisz, błaźnie jeden? — zawołał prefekt.

— Nic nie robię, proszę księdza.

— Dlaczego nie siedzisz na chórze?

— Musiałem wyjść na dwór, proszę księdza… — zełgał na poczekaniu.

KsiД…dz chrzД…knД…Е‚, zakaszlaЕ‚ i spytaЕ‚ go cicho:

— Widziałeś?

— Widziałem! — rzekł Marcin z determinacją, choć nie wiedział, czy to dobrze, czy źle.

— Słuchajże, ty ośle, jeżeli mi piśniesz jedno słowo o tym, coś tu widział, to ja ci sprawię! Będziesz gadał?

— Nie będę gadał, proszę księdza.

— Ani matce nie będziesz gadał?

— Ani matce nie będę gadał. Ja nie mam matki.

— Wszystko jedno! Ani ojcu?

— Ani ojcu.

— Ani żadnemu koledze, nikomu a nikomu?

— Ani żadnemu, ani nikomu.

— No, pamiętaj se, ośle zatracony!

VIII

Gospodarzem klasy pierwszej oddziału A był pan Rudolf Leim, nauczyciel łaciny w klasach niższych. Należał on do grupy starszych profesorów i weteranów szkoły. Pochodził z rodziny niemieckiej, która dawno przywędrowała do kraju i na poły się spolszczyła. Profesor Leim skończył onego czasu nauki uniwersyteckie w Lipsku i od niepamiętnych czasów wykładał w szkołach jeszcze wojewódzkich[168] historię powszechną, języki starożytne i niemiecki. Z usposobienia i fachu niejako był zajadłym, zakamieniałym historykiem. Przez całe życie układał jakieś niesłychanie szczegółowe i dowcipne tablice synchronistyczne[169]. Po zamianie szkół wojewódzkich w Klerykowie na gimnazjum rosyjskie Leim utrzymał się na posadzie, ale zepchnięty został do ostatnich szeregów. Po rosyjsku źle mówił, wykład historii powszechnej (a właściwie „rosyjskiej w związku z powszechną”) mógł być prowadzony tylko przez Rosjanina, więc Leim z najcelniejszego ongi nauczyciela zjechał do klasy pierwszej. Z łaski dawano mu jeszcze gospodarstwo w jakiejś paralelce[170], co nabawiało go mnóstwa kłopotu, ale czyniło kilkaset rubli.

Pan Leim byЕ‚ to starzec wysoki, bardzo chudy i wiecznie pokaszlujД…cy. Twarz goliЕ‚ starym obyczajem, czaszkД™ Е‚ysД… jak kolano nakrywaЕ‚ pewnego rodzaju wiekiem z wЕ‚osГіw wyhodowanych w okolicy ucha. IdД…c wydymaЕ‚ policzki zawsze rГіЕјowe i wyszczerzaЕ‚ raz za razem szeregi zД™bГіw jak ser biaЕ‚ych. Nie byЕ‚o wypadku, Ејeby profesor Leim opuЕ›ciЕ‚ kiedykolwiek lekcjД™. Zakatarzony, kaszlД…cy, z ustami osЕ‚oniД™tymi szalem, przyЕ‚aziЕ‚ w najciД™Ејsze mrozy i gwaЕ‚towne wichry regularnie o godzinie Гіsmej, pozdrawiaЕ‚ skinieniem gЕ‚owy pana Pazura, drugiego z rzД™du, a jednak znacznie mЕ‚odszego weterana gimnazjum, i rozpoczynaЕ‚ swГіj monotonny spacer po gГіrnym korytarzu. ByЕ‚ nadzwyczajnie starannym sЕ‚uЕјbistД… i lojalistД… gorliwym.

Od chwili wprowadzenia zakazu mowy polskiej w murach gimnazjum karał ostro wykroczenia tej kategorii, ilekroć któryś z gospodarzy klas wskazał mu winowajcę. Sam mówił w domu po polsku, był ożeniony z Polką i miał córki, które w całym mieście czyniły rejwach patriotyczny za pomocą zgromadzeń, prelekcyj i zwykłego odczytywania zakazanych przez cenzurę utworów literatury polskiej, utworów potajemnie wydobytych z własnej pana Leima biblioteki albo nawet własną jego ręką niesłychanie kaligraficznie ongi przepisanych.

W dni galowe dworskie pan Leim maszerował przez miasto ustrojony w mundur z haftowanym kołnierzem, z orderami, wśród których wisiał miedziak[171] „za usmirenje polskawo miatieża[172]”, ze szpadą u boku i w pierogu.

Ten pieróg znany był z dawna całemu miastu. Ilekroć profesor zjawiał się w paradnym stroju na ulicy Warszawskiej, szewc Kwiatkowski, którego warsztat znajdował się na rogu tegoż zaułka, stawał we drzwiach, wtykał ręce pod fartuch i trzymając się za wpadniętą i wiecznie bolącą brzuszynę, raz na jakiś kwartał wybuchał szczerym i głośnym śmiechem.

Na rynku przekupki wnet sygnalizowaЕ‚y ukazanie siД™ profesora w gali.

— Pani Jacentowa! — wołała zaraz spostrzegawcza Połóweczka — spójrz no pani z łaski swojej! Przecie to, widzi mi się, profesor idzie w swoim kapelusiku.

— Tak ci, moja kochana pani, tak… — wołała Jacentowa — on sam. Musi toto być ciężkie, choć i taki cudacki pieróg, bo jak to profesorzyna nadyma się, a dmucha, a chucha, jakby furę drzewa dźwigał na głowie.

Wszystkie te nieprzyjemnoЕ›ci byЕ‚y niczym w porГіwnaniu z wrzaskami powstajД…cymi w gimnazjum.

JuЕј z daleka, gdy profesor Leim zbliЕјaЕ‚ siД™ do szkoЕ‚y, sЕ‚yszaЕ‚ on wtedy woЕ‚ania:

— Panowie! Uwaga! Stary Klej[173] nadciąga w swojej kanapie na głowie i z bronią u boku…

Nie odwracaЕ‚ gЕ‚owy, kiedy go Е›cigaЕ‚y gЕ‚osy uczniГіw pochowanych miД™dzy sД…gami drzewa na podwГіrzu:

— Panie Klej, może byśmy byli w stanie ulżyć cokolwieczek! Wzięlibyśmy pierożek widłami, jeden z przodu, drugi z tyłu. Nawet byś pan profesor nie czuł, że niesiesz tak wielki statek…

Profesor szedЕ‚ wГіwczas prД™dzej niЕј zwykle, szybko wydymaЕ‚ policzki, na ktГіrych kwitЕ‚y iЕ›cie pensjonarskie rumieЕ„ce. Nie patrzyЕ‚ ani na prawo, ani na lewo i miaЕ‚ taki wyraz oblicza, jakby w zupeЕ‚noЕ›ci podzielaЕ‚ zdanie uczniakГіw wyЕ›miewajД…cych siД™ z jego staroЕјytnego pieroga.

вернуться

eto wy, otiec (ros.) — to wy, ojcze

вернуться

szkoły wojewódzkie — tak przed r. 1864 nazywano w Królestwie Polskim szkoły średnie z polskim językiem nauczania.

вернуться

synchronistyczny (z gr.) — zawierający zestawienie współczesnych sobie wydarzeń.

вернуться

paralelka — równoległa klasa w szkole.

вернуться

miedziak — tu: brązowy medal.

вернуться

za usmirenje polskawo miatieża (ros.) — za stłumienie polskiego buntu; tytuł medalu nadawanego przez władze carskie m.in. urzędnikom, którzy w czasie powstania styczniowego odznaczyli się szczególną lojalnością.

вернуться

Klej — przezwisko to jest dosłownym tłumaczeniem niemieckiego wyrazu Leim.