— To właśnie jest ów piątoklasista. Macie go we własnej osobie.
— Aha — rzekł pan z zadartymi wąsami — aha!… Więc idziesz, kochanku, do szkół, do klasy piątej?
— Tak jest… — wykrztusił Radek.
— Bardzo to jest pięknie z twojej strony, że się garniesz do nauki, bardzo to pochlebnie… Czy masz tu znajomych albo krewnych?
— Nie mam, proszę łaski pana.
— A czy jesteś przynajmniej pewny, że w klasie piątej będzie miejsce dla ciebie?
— Mam patent…
— Hm… ja poszukuję niedrogiego korepetytora do syna. Gdybyś wszedł do gimnazjum, to kto wie… może byś znalazł u mnie stół, stancję, światło, pranie, opał i wszelkie wygody.
Po grzbiecie Radka prześliznął się mrożący dreszcz, a w duszy jego zadrżał i skonał jak gdyby czyjś okrzyk: „O Boże, Boże!…”
— Władzio przeszedł do klasy pierwszej… — rzekła dama tonem wyniosłym i melancholijnym.
— Jest to chłopiec w całym znaczeniu tego wyrazu zdolny, ale z łaciną nie da sobie rady.
— Tak, z łaciną nie da sobie rady… — powtórzył Jędrek z głębokim przeświadczeniem.
— A więc zgadzasz się kawaler? — zapytał nagle szlachcic przyjezdny, kładąc na tornistrze Radka potężną prawicę.
— Zgadzam się, proszę wielmożnego pana, a jakże, zgadzam się…
— Może mi pana zarekomendujesz, Alfonsie? — wycedziła tymczasem dama do Radkowego protektora.
— A prawda. Nie wiem nawet, jak się nazywasz…
— Nazywam się Andrzej Radek.
ChЕ‚opiec i dziewczynka mrugnД™li znaczД…co i trД…cili siД™ Е‚okciami.
— A ja nazywam się Płoniewicz — rzekł ojciec małego ucznia.
Przyjezdny nie wyjawiЕ‚ Radkowi swego nazwiska. ZacieraЕ‚ w czasie tej rozmowy rД™ce chodzД…c szybko po izbie, a od czasu do czasu rzucaЕ‚ krГіtkie, niezdecydowane frazesy:
— Historia, jak mi Bóg miły… Awantura hiszpańsko-arabska!
— Zanim co nastąpi, możesz pan nocować u mnie… — mówił pan Płoniewicz. — Maryśka, wyporządź mi tam do czysta kancelarię i ułóż siennik z pościelą na szezlongu — rzucił zwróciwszy oblicze w stronę kuchni.
Jędrek stał przy drzwiach, oszołomiony wszystkim tak dalece, że prawie nie widział osób znajdujących się w mieszkaniu. Obok niego przesunęła się kilkakroć pokojówka z talerzami, chodził to tu, to owdzie sam gospodarz, skakał jakiś mały piesek. Twarze obecnych widział jak gdyby zasłonięte mgłą czy nikłymi smugami dymu. Gdy nakryto do stołu i wniesiono półmisek z mięsiwem, pan Płoniewicz trochę szorstkim tonem wezwał Radka do zajęcia miejsca przy końcu stołu. Chłopiec nieznacznym ruchem odpiął tornister, złożył go na ziemi i usiadł. Dostał mu się kotlecik maleńki, ale przedziwnie smaczny po tak długiej wędrówce. Skończywszy kolację gospodarstwo z kuzynem i dziećmi przeszli do sąsiedniego salonu, a Jędrek, poprzedzony przez młodą służącą, udał się do swego locum[262]. Z kuchni brudne i srodze wykrzywione drzwi prowadziły do wąskiej izby z jednym okienkiem. Ściana wprost drzwi zbita była z desek obielonych wapnem, między którymi widniały szerokie szpary. Stała tam kanapa tak zdezelowana, jakby ją dopiero co przyniesiono z szafotu, gdzie z niej oprawca darł pasy. Pod oknem znajdował się stolik, przy nim krzesełko. W rogu nudziła się szafka pleciona, a wszystkie jej półki zawalone były książkami najrozmaitszych formatów.
SЕ‚uЕјД…ca przyniosЕ‚a zaraz siennik szczodrze sЕ‚omД… wypchany, poduszkД™, przeЕ›cieradЕ‚o i lichД… koЕ‚derkД™, usЕ‚aЕ‚a prД™dko na szezlongu wysokie Е‚oЕјe i oddaliЕ‚a siД™, zostawiajД…c niby wspomnienie po sobie cokolwieczek zakopconД… lampД™. Radek, gdy wyszЕ‚a, oparЕ‚ siД™ piД™Е›ciami na stoliku, wlepiЕ‚ oczy w pЕ‚omieЕ„ i popadЕ‚ w gЕ‚Д™bokД… zadumД™. Wszystkie zdarzenia tego dnia tonД™Е‚y w grubej nocy. MyЕ›li chЕ‚opca przesuwaЕ‚y siД™ od wypadku do wypadku, od sceny do sceny, od osoby do osoby, niby wzrok badajД…cy ksztaЕ‚ty wЕ›rГіd ciemnoЕ›ci zupeЕ‚nej, gdy siД™ wyjdzie ze Е›wiatЕ‚a i przywyka do mroku. IdД…c po omacku tД… drogД… uciД…ЕјliwД…, JД™drek trafiaЕ‚ na spotkanie ze szlachcicem i znowu cofaЕ‚ siД™ wstecz aЕј do chwili mijajД…cej. Serce jego Е›ciskaЕ‚a udrД™czajД…ca ciekawoЕ›Д‡ skierowana w stronД™ dnia nastД™pnego, ktГіry owej chwili staЕ‚ dlaЕ„ gdzieЕ› w przestrzeni, niemal jak osoba zЕ‚owroga i bezlitosna, ale tД™ ciekawoЕ›Д‡ tЕ‚umiЕ‚ i odtrД…caЕ‚, wciД…Еј rozpatrujД…c ubiegЕ‚e wypadki.
Nareszcie znuЕјenie ogromne i twarda sennoЕ›Д‡ wyrwaЕ‚y go z obrД™bu dociekaЕ„. SpojrzaЕ‚ wokoЕ‚o i zatrzymawszy wzrok na czystym posЕ‚aniu westchnД…Е‚ z gЕ‚Д™bi piersi. ЕљciД…gnД…Е‚ buty z uczuciem niewymownej ulgi, zgasiЕ‚ lampД™ i rozciД…gnД…Е‚ siД™ na posЕ‚aniu. ByЕ‚a juЕј gЕ‚ucha noc. Kiedy niekiedy przerywaЕ‚ ciszД™ daleki turkot wozu, a zabЕ‚Д…kane jego echo uciskaЕ‚o serce JД™drka niby nadchodzД…ce niebezpieczeЕ„stwo. PodnosiЕ‚ wtedy gЕ‚owД™ i czekaЕ‚, jakby w nadziei usЕ‚yszenia wyroku przyszЕ‚oЕ›ci.
Nazajutrz w towarzystwie WЕ‚adzia, ktГіry mu drogД™ wskazywaЕ‚, udaЕ‚ siД™ do gimnazjum i wrД™czyЕ‚ swoje Е›wiadectwa dyrektorowi. Kriestoobriadnikow daЕ‚ rezolucjД™ przychylnД… i rozkazaЕ‚ zaciД…gnД…Д‡ Radka w poczet uczniГіw klasy piД…tej. TegoЕј dnia miaЕ‚a miejsce instalacja pyrzogЕ‚owianina, urzД™dowa niejako, na stanowisku korepetytora WЕ‚adzia PЕ‚oniewicza. Г“w WЕ‚adzio nie naleЕјaЕ‚ do gwiazd i chwaЕ‚ gimnazjum. Wprowadzono go do klasy wstД™pnej za pomocД… duЕјej Е‚apГіwki, a ze wstД™pnej do pierwszej przeciД…gniД™to w sposГіb jeszcze bardziej rujnujД…cy.
Zaraz przy pierwszej lekcji Radek zauważył, że jego uczeń z trudnością kombinuje i że prawie całkiem nie ma pamięci. W trakcie rozpoczętego zadania z arytmetyki malec ustawał zupełnie, tak jakby się w nim do cna rozkręciła sprężyna, która pchała ruch jego myśli. Wlepiał wówczas oczy w jakiś znak lub plamę na papierze i nie było perswazji, zachęty, podniety, nagany czy groźby, które by były w stanie zmusić go do ruszenia rzęsą. Potrafił tak stać kwadransami i godzinami, a z wszelką pewnością stałby dni i doby, nie zmieniając pozycji i nie cofając oka z danego punktu. Radek przeraził się, zauważywszy tak wielki upór, ale wkrótce pocieszyło go spostrzeżenie, że jest to upór bezwolny i bezwiedny, pewien rodzaj niemocy umysłu. Wnet po otwarciu roku szkolnego zaczęło się ssanie matki-łaciny, przyszły słówka, rozbiory, tłumaczenia i gramatyka rosyjska, etymologie i syntaksy… Władzio pogrążył się w odmęcie pracy. Z chwilą spożycia ostatniego kęsa pieczeni obiadowej przystępowano do korepetycji, czyli Radek zaczynał wykład naznaczonych kwestyj. Mówił głosem równym, dobitnym, wyraźnym, z pewnym sugestyjnym[263] akcentowaniem sylab, tłumaczył, jak chłop rozumiejący sprawę objaśnia ją ciemnemu, trafiał do umysłu Władzia słowy i dźwiękami, które miały cechy ostrych strzał i haków. Wiedział doskonale, że te usiłowania nie wywrą od razu pożądanego skutku, że Władzio mimo wszelkich dowodzeń będzie mrużył swe czerwonawe powieki i uśmiechał się odrobinkę złośliwie.