Выбрать главу

Bosman rzucił się na pomoc Abbasowi. Zderzył się z kimś i natychmiast go przytrzymał kleszczowym chwytem.

— Do mnie, bosmanie! — rozbrzmiał krzyk Tomka.

— Niech to wszyscy diabli... — zaklął marynarz, zorientowawszy się, że walczy z swoim młodszym przyjacielem, który tak jak i on spieszył z pomocą Abbasowi.

Ktoś zerwał matę z okna wychodzącego na podwórze. Poświata księżycowa wtargnęła do ciemnego pokoju. Na tle jasnego otworu okiennego zarysowała się sylwetka mężczyzny. Bosman uwolnił Tomka z niedźwiedziego uścisku, odtrącił nogą stoliczek zagradzający mu drogę i jednym susem znalazł się przy oknie. Tajemniczy włamywacz skoczył z parapetu w dół. Bosman niczym kot rzucił się za nim. Całym ciężarem olbrzymiego cielska gruchnął na dach jakiejś przybudówki. Pod jego lewą nogą załamała się spróchniała deska. Stopa bosmana ugrzęzła w dziurze. Mimo to zdołał chwycić włamywacza za ramię. Ten syknął z bólu. Odwrócił się błyskawicznie. W świetle księżyca ukazał twarz przeciętą szeroką blizną. W ręku jego błysnął sztylet. Uwięziona w otworze dachu stopa uniemożliwiła bosmanowi skuteczne odparowanie ciosu. Cienkie ostrze rozorało mu dłoń, pod wpływem bólu odruchowo cofnął rękę z ramienia. Włamywacz szybko zsunął się z dachu na podwórze, przeskoczył przez płot i zniknął w ciemnym zaułku.

Bosman zdołał w końcu wyszarpnąć stopę ze zdradliwej pułapki. Właśnie schodził z dachu przybudówki na ziemię, gdy Tomek z rewolwerem w dłoni wybiegł z sieni na podwórze.

— Wolnego, brachu, wolnego. Ptaszek wyfrunął z klatki. Gonić go dalej po tych zakamarkach, to tyle, co szukać wiatru w polu — półgłosem zawołał bosman.

— Czy nic się panu nie stało? — niespokojnie pytał Tomek.

— Co mi się miało stać? Alboż to ja niemowlę? Schwyciłbym tego przeklętego szczura, gdyby noga nie ugrzęzła mi w dachu. Lepiej powiedz, czy wszystko w porządku tam na górze?

— Pan Abbas został raniony. Nie wiem, czy to coś poważnego. Gdy po zapaleniu kaganka stwierdziłem że złodziej skradł nasze złoto, natychmiast pobiegłem za panem, aby pomóc w pościgu.

Bosman bez zbędnych słów popchnął Tomka w kierunku sieni. W mieszkaniu zastali Wilmowskiego i służącego pochylonych nad leżącym na macie Abbasem.

— Trzeba natychmiast sprowadzić lekarza — pospiesznie odezwał się Wilmowski na widok wchodzących.

Bosman przyklęknął przy Abbasie. Lewą dłonią uniósł skrwawioną chustkę, którą służący starał się zatamować krew wypływającą z rany. Marynarz tylko rzucił okiem na wąski otwór pozostawiony po ukłuciu sztyletem i zagryzł wargi. Zrozumiał natychmiast, że rana jest śmiertelna.

— Tak, tak, trzeba sprowadzić lekarza, a także zawiadomić rodzinę — mruknął powstając z kolan.

Abbas wolno uniósł powieki. Zamglonymi oczyma spojrzał na białych sahibów. Z największym wysiłkiem zdołał wyszeptać:

— Zawiadomcie... mego brata... Służący zaprowadzi...

— Pójdziemy we dwóch — rzekł bosman do pobladłego służącego. — Czy mieszka tu gdzieś w pobliżu doktor?

— W sąsiednim domu, sahibie... — odparł służący.

— Pędźmy po doktora, a potem po brata. Tomku, trzymaj pukawkę w pogotowiu i strzelaj bez namysłu, gdyby bandyta ośmielił się tutaj powrócić.

Pomoc lekarska okazała się dla nieszczęsnego Abbasa bezskuteczna. Zmarł nad ranem nie odzyskując przytomności. Jeszcze podczas krótkiego śledztwa, prowadzonego przez policję, brat zmarłego czynił przygotowania do pogrzebu. Obydwaj bracia byli Parsami [28], wobec czego kondukt pogrzebowy miał udać się do słynnych Wież Milczenia, zbudowanych w dolinie poza miastem. W nich to bowiem, zgodnie ze zwyczajem, Parsowie, jako wyznawcy Zoroastra, pozostawiali swych zmarłych na łup drapieżnemu ptactwu.

Niesamowity obrządek pogrzebowy wywarł szczególnie na Tomku przykre wrażenie. Nad Wieżami Milczenia kołowały w powietrzu stada żarłocznych ptaków. W myśl zwyczajów Parsów, codziennie o tej samej porze nadchodziły do niezwykłych budowli, przypominających kształtem cylindryczne wieże, kondukty pogrzebowe. Rodziny nie przekraczały progów tych ponurych cmentarzy. U ich stóp przekazywały ciała zmarłych tak zwanym Przewoźnikom Śmierci, jedynie upoważnionym do wchodzenia do Wież Milczenia. Oni to składali na najniższym piętrze wieży zwłoki dzieci, na środkowym kobiet, a na najwyższym mężczyzn. Gdy tylko “grabarze” opuszczali wieżę, drapieżne ptactwo natychmiast wlatywało do jej wnętrza, by rozpocząć upiorną ucztę. Wkrótce w wieży pozostawały tylko nagie, ludzkie szkielety. Oczywiście kości pod wpływem warunków atmosferycznych ulegały murszeniu. Wtedy Przewoźnicy Śmierci strącali ich szczątki do studni w środku wieży, przygotowując w ten sposób miejsce dla innych zmarłych.

Dopiero po południu nasi podróżnicy znaleźli się w hotelu, gdzie pozostawili swe bagaże po przyjeździe do Bombaju. Przygnębieni tragicznym wydarzeniem i zmęczeni po nieprzespanej nocy, zasiedli w wygodnych fotelach na ocienionej werandzie. Bosman polecił służbie przynieść butelkę rumu oraz mrożone napoje owocowe.

— Kiepsko zapowiada się cała sprawa. Na samym początku witają nas morderstwem i kradzieżą — odezwał się bosman, zerkając na zabandażowaną swą prawą dłoń, gdy służący pozostawił ich samych. — Biedny pan Abbas! Cały czas zastanawiam się, dlaczego ten drab z blizną na twarzy dopuścił się zabójstwa? Czyżby chodziło mu tylko o zdobycie złota?!

— Kto wie? Sądząc po rozmiarach woreczka stanowiło ono znaczną wartość — rzekł Wilmowski.

— Pan Smuga osobiście złożył depozyt u pana Abbasa. W jaki wobec tego sposób mógł morderca wiedzieć, co znajdowało się w woreczku? — wtrącił Tomek.

— Coś wygląda mi na to, że pan Smuga nie zachował koniecznej w takim przypadku ostrożności — mruknął bosman.

— Wobec tego może i jemu grozi poważne niebezpieczeństwo — zawołał wzburzony Tomek. — Musimy jak najprędzej odnaleźć naszego przyjaciela!

— Jak amen w pacierzu, masz rację, brachu — przywtórzył marynarz. — Dobrze, że chociaż list nie wpadł w ręce tego tajemniczego mordercy. Andrzeju, odczytaj go nam jeszcze raz!

Wilmowski wyjął z kieszeni list i czytał półgłosem:

Drodzy Przyjaciele!

Obiecałem czekać na Was w Bombaju, lecz ku memu szczeremu żalowi muszę stąd wyjechać przed Waszym przybyciem. Obawiam się w liście obszerniej wyjaśniać, w jakim celu prosiłem Was o natychmiastowe przybycie do Indii. Bezpieczniej dla nas wszystkich będzie, gdy uczynię to osobiście. Wspomnę więc tylko, że planuję długą, dość ryzykowną wyprawę. W Bombaju czyniłem starania, aby uzyskać od władz angielskich zezwolenie na swobodne poruszanie się w pasie pogranicznym. Dopiero po przybyciu tutaj dowiedziałem się, że osobistość, od której zależy ostateczna zgoda, przebywa obecnie w Delhi, w północnej części kraju. Wobec tego, zmuszony koniecznością, jadę tam, pozostawiając dla Was ten list oraz depozyt u Pana Abbasa. Korzystajcie z zawartości woreczka według własnego uznania, a przede wszystkim opłaćcie wszelkie koszty podróży. Usilnie Was proszę — przybywajcie jak najspieszniej do Alwaru, leżącego w pobliżu Delhi i pytajcie o mnie maharadżę tego państewka. Niecierpliwie oczekuję Waszego przyjazdu. Mocno Was ściskam i z góry dziękuję za pośpiech w spełnieniu mej prośby.

вернуться

28

Parsowie — wyznawcy Zoroastra, nie chcąc przyjąć narzuconego im przez Arabów mahometanizmu, wyemigrowali w 766 r. z Persji na półwysep Katiawar w Indiach. Osiedlili się w Gudżarat i Surat, a potem w Bombaju. Należą do najinteligentniejszych oraz najbogatszych warstw ludności Indii. Zoroaster (neoperskie Zardusht) — żył w VI w. p.n.e. Po jego śmierci kapłani przepoili religię wierzeniami ludowymi i spisali. Parsowie, zwani również Gwebrami lub Sarduszti, otaczają czcią boską ogień, ziemię, wodę i niebo. Aby ich nie zanieczyścić, oddają zwłoki swych zmarłych ptactwu na pożarcie.