Выбрать главу

– Stąd już blisko do wioski Yahuan, teraz musimy iść pieszo – oznajmił Mateo.

– Dobrze, najpierw tylko ty pódziesz ze mną – odparł Smuga rozglądając się po okolicy.

Mateo skinął głową. Smuga przewiesił przez ramię podręczną torbę, a następnie z karabinem w dłoni wysiadł na brzeg. Odwrócił się do towarzyszy i powiedziałŕ- Wilson, pan i Cubeo wie pozostaniecie w łodzi. Dwa strzały rewolwerowe z mojej lub waszej strony będą oznaczały wezwanie o pomoc.

– Będę miał oczy i uszy otwarte na wszystko, może pan być spokojny – zapewnił Wilson.

Smuga z Mateem wspięli się na brzeg dość stromo w tym miejscu opadający ku rzece. Weszli w dżunglę. Smuga zachowywał ostrożność, gdyż kręta ścieżka co chwila niknęła w gąszczu. Nagle tuż za ostrym zakrętem natknęli się na samotnego Indianina. Zapewne podążał na polowanie, w rękach trzymał bowiem długą świstułę, a do pasa miał przytroczoną podłużną plecionkę na strzały. Ubrany był w sutą spódnicę z rafii, zwisającą z bioder niemal aż do ziemi, oraz w dużą perukę na głowie, która niby peleryna, luźno opadała na ramiona i plecy. Na samym czubku głowy nosił przypięty do peruki, okrągły, wyplatany z rafii, płaski wieniec, przypominający aureolę, jaką widuje się u świętych na obrazach.

Na widok obcych Indianin znieruchomiał w pozornie biernej postawie, lecz doświadczony Smuga doskonale się orientował, że było to pełne skupionej uwagi napięcie, które mogło nagle rozładować się w przyjazny lub wrogi sposób. W takiej sytuacji czasem nawet jakiś mało znaczący bądź niezręczny ruch ze strony przybyszów mógł spowodować zgubne następstwa.

Smuga uśmiechnął się przyjaźnie i powoli ruszył ku Indianinowi. Ten zaś szybko cofnął się i uniósł do góry ręce odwracając ku obcym otwarte dłonie, jakby usiłował ich powstrzymać lub odepchnąć od siebie.

– Stój, senhor, stój! – pospiesznie ostrzegł Mateo. – Taki ruch oznacza: "Nie zbliżaj się do mnie!"

– Wiem – spokojnie odparł Smuga. Przystanął, po czym sięgnął ręką do torby przewieszonej przez ramię. Wydobył z niej małą paczuszkę i podając ją Indianinowi, rzekł: – Samiki [41]dla ciebie od przyjaciół!

Indianin cofnął się jeszcze o krok nie opuszczając rąk. Smuga wyjął z kieszeni fajkę, nabił ją tytoniem z paczuszki przeznaczonej dla Indianina i zapalił. Wypuścił kłąb dymu, a następnie znów podał tytoń Indianinowi, mówiącŕ- Samiki!

Indianin opuścił ręce, czającym się krokiem podszedł do Smugi i ostrożnie wziął tytoń. Nie spuszczając wzroku z obcych powąchał podarunek, a następnie wyjął z małej torby wiszącej przy plecionce na strzały pękatą fajeczkę. Nałożył do niej tytoniu. Nie okazał strachu, gdy Smuga podał mu zapaloną zapałkę. Był to znak, że stykał się już z białymi ludźmi.

Indianin i biały pykali z fajeczki stojąc naprzeciwko siebie. Naraz Indianin schował fajkę i zapytał łamaną hiszpańszczyznąŕ- Czego chcecie?

– Przybyliśmy do twojego wodza – odparł Smuga. – Przynosimy podarunki.

– Czy macie tivi [42]? – zaciekawił się Indianin.

– Sól mamy również – potwierdził Smuga.

– Nie wiem, czy wódz Tunai będzie z wami mówić.

– Czy jest w wiosce?

– Jest, ale… To nie wasza sprawa!

– Zaprowadź nas do niego, sami go zapytamy!

– Daj tivi!

Smuga wydobył woreczek i wysypał trochę soli na rękę Indianina, ten zaś dłonią dał znak, aby szli za nim.

Według zwyczaju Indian południowoamerykańskich przewodnik szedł szybkim i krótkim, elastycznym krokiem. Wkrótce znaleźli się na obszernej leśnej polanie. Na jej skraju, w cieniu wysokich drzew, stało kilka domów zbudowanych na palach.

Dwaj przybysze spowodowali wśród mieszkańców wioski duże poruszenie. Mężczyźni siedzący na pniach drzewnych przerwali pogawędki. Przenikliwym wzrokiem mierzyli białego i Metysa. Dzieciarnia z piskiem zaczęła się kryć pod podłogami domów, a kobiety również zdradzały wielką chęć do ucieczki. Z jednego domu zeskoczył na ubitą ziemię rosły Indianin, którego peruka z rafii przyozdobiona była barwnymi piórami papug, zasuszonymi ptakami i myszami. Jego prawe ramię przepasywała bransoletka z trawy, za którą zatknięte miał trzy połyskliwe pióra.

Na jego widok Mateo przytrzymał Smugę za ramię i szepnąłŕ- To właśnie jest wódz Tunai…

– Czy zna ciebie? – zapytał Smuga.

– Tak, już mnie widział…

– Więc powitaj go teraz, ale pamiętaj: jedno nieopatrzne słowo, a zastrzelę cię natychmiast!

– Pamiętam, senhor – zapewnił Mateo.

Smuga bacznie obserwował Metysa. Jego pewna mina świadczyła wymownie, że czuł się bezpieczny wśród wojowniczych łowców głów.

Tunai tymczasem przybliżył się na kilka kroków i stanął wyczekująco.

– Bom dia, compadre [43]! – odezwał się Mateo.

Tunai mierzył go przenikliwym wzrokiem. Drwiący uśmiech pojawił się na jego ustach, po czym rzekł po hiszpańskuŕ- Buenos dias! [44]Czy sami tu przybyliście?

– Buenos dias, Tunai! – odezwał się Smuga. – Nasi towarzysze czekają w łodzi nad rzeką. Chcemy z tobą pomówić. Przywieźliśmy podarki.

– Nie potrzebuję więcej niewolników – pogardliwie odparł Tunai. Słowa te zmieszały Mateo, bowiem w ten sposób wódz Yahuan potwierdził jego winę.

– Nie o napad chodzi… tym razem – odpowiedział Smuga. – Mam pewną sprawę do ciebie, wodzu, którą możemy całkowicie załatwić tutaj.

– Skoro przychodzisz z compadre Mateem, porozmawiamy… później – zgodził się Tunai.

– Później, to znaczy kiedy? – zapytał Smuga.

– Jutro, dzisiaj wybieramy nowych wojowników.

– Czy możemy rozłożyć obóz w pobliżu wioski?

– Compadre Mateo może, więc i wy też. Witajcie, skoro przyszliście do nas jako przyjaciele.

W dwie godziny później podróżnicy rozbili namioty na uboczu wioski Yahua. Wilson doglądał Cubeów przygotowujących posiłek, a Smuga w towarzystwie Mateo wręczył Tunai upominki. Były to: stalowy nóż myśliwski z pochwą skórzaną, tytoń i parę sznurów szklanych, barwnych korali. Tunai przyjął dary i w zamian ofiarował Smudze bambusową dmuchawkę oraz plecionkę z krótkimi strzałami.

Gdy Smuga zaciekawiony oglądał oryginalny kołczan, Tunai uśmiechnął się i ostrzegłŕ- Bądź ostrożny, strzały są zatrute kurarą [45]!

Yahuanie nie okazywali przybyszom wrogości, lecz mimo to śledzili ich czujnym, podejrzliwym wzrokiem. Smuga ani na krok nie odstępował Matea. Znajdowali się przecież wśród wrogów, z którymi Metys utrzymywał przyjazne stosunki. Jedno jego słowo mogło obrócić przeciwko nim kilkudziesięciu okrutnych wojowników. Smuga polecił Wilsonowi i Cubeom, aby nie oddalali się z obozu, a sam z Mateem myszkował po wiosce.

Większość mężczyzn robiła przygotowania do uroczystości, podczas której najsprawniejsi chłopcy mieli być jakby "pasowani" na wojowników. Był to swego rodzaju oryginalny bezkrwawy turniej. Mianowicie kilkunastu młodzieńców miało parami kolejno zmagać się na olbrzymim pniu drzewa, położonym w poprzek głębokiego rowu. Zrzucenie przeciwnika z pnia oznaczało zwycięstwo. W ten sposób tylko najsilniejsi i najzręczniejsi wchodzili do grona wojowników. Mateo wyjaśnił Smudze, że dawniej ten bezkrwawy bój toczyli kandydaci na wodza plemienia, którym obierany był ostateczny zwycięzca.

Dzięki przedświątecznemu rozgardiaszowi Smuga mógł bez przeszkód rozglądać się po indiańskiej wiosce. Korzystał więc z okazji i śmiało zerkał nawet do wnętrza chat, które przewiewnie budowane, niczego nie ukrywały przed obcymi. Przede wszystkim zwracała uwagę pewna staranność w urządzeniu domostw, przypominających wyglądem raczej jakieś nadziemne werandy zbudowane na palach palmowych, odpornych na niszczącą działalność termitów. Domy nie posiadały bocznych ścian; jedynie dwuspadowe, strome dachy kryte liśćmi chroniły mieszkańców przed deszczem. Do tych nadziemnych mieszkań wchodziło się po pochyło położonych pniach, których jeden koniec opierał się o ziemię, a drugi o podłogę werandy. Wszędzie spotykało się oswojone małpki i papugi hodowane do zabawy dla dzieci.

вернуться

[41] Samiki – tytoń w narzeczu Yahua.

вернуться

[42] Tivi – sól w narzeczu Yahua.

вернуться

[43] Dzień dobry, kumie.

вернуться

[44] Dzień dobry.

вернуться

[45] Kurara – trucizna wytwarzana z wyciągu kory kilku gatunków kulczyby (Strychnos toxifera, S. cogens, S. schomburgkii), z cebuli rośliny Burmannia albo ze śluzowatej substancji korzeni Cissus ąuadrialata – używana przez Indian południowoamerykańskich do zatruwania strzał do łuków i dmuchawek.