Woda spadała z rzeźbionych kranów do otaczającego ją koryta, w którym każdy wierny przed modlitwą obmywał ręce i nogi.
W jednym z rogów dziedzińca, na pokrywających marmurowe płyty matach, przysiedli w kucki uczniowie z różnych stron muzułmańskiego świata. Kogo tam nie było! Rzucali się w oczy wysocy, smukli Tunezyjczycy w kolorowych galabijach. Wykładu starego, brodatego, ubranego w ciemną galabiję i rudawy płaszcz mistrza, słuchali także tęgawi Persowie w ciemnych turbanach, Berberowie z grubymi wargami i wypukłymi oczami, drobni, chudzi Syryjczycy o ostrych rysach, w białych kuflach [62], z czarnymi opaskami przyciśniętymi do czoła. Obok młodych siedzieli, skupieni i zasłuchani, egipscy starcy. Zadziwiały wytworne sylwetki Marokańczyków i Libijczyków w europejskich ubraniach. Ahmad skinął głową staremu szejkowi prowadzącemu zajęcia z tą osobliwą grupą studentów. Ten odpowiedział gestem złożonych jak do modlitwy dłoni.
We wschodnim skrzydle meczetu mieścił się Zauijet el-Omjan, schronisko dla niewidomych.
– Jedna z najczęstszych tu chorób, egipskie zapalenie oczu powodujące ślepotę – wyjaśniał Ahmad. – Ludzie ci są bardzo nieszczęśliwi.
Rzeczywiście tak było. Widok chorych przerażał. Wystawiali na słońce niewidzące już, albo mocno zaczerwienione, oczy, z kroplami ropy w kącikach. Pokazywali swe blizny i rany, by wzbudzić współczucie przechodzących.
– Dla Allacha, panowie – wołali, prosząc o wsparcie. Mieszkańcy schroniska, przemieszani z nędzarzami i pielgrzymami, czekali właśnie na imamów, którzy co drugi dzień, zgodnie z tradycją, rozdawali oliwę, chleb i ful.
Pożegnawszy gospodarza, nasi podróżni weszli jeszcze do kawiarni, by zaspokoić pragnienie. Przy stojących na chodnikach stoliczkach siedzieli mężczyźni, pijąc kawę. Niemal wszyscy palili. Niektórzy grali w tryktraka [63]. Inni impertynenckim spojrzeniem mierzyli Sally, ale nie odważyli się jej zaczepić ze względu na towarzyszących mężczyzn.
I tak dobiegł końca kolejny, niezbyt owocny, jeśli chodzi o informacje, ale za to pełen wrażeń dzień.
Patryk w Babilonie [64]
O wszystkich dorosłych uczestnikach kairskiej przygody śmiało można by powiedzieć, że zwiedzanie zabytków i poszukiwania, prowadzone w ciągu ostatnich dni, wypełniały im czas bez reszty, nawet jeśli nie zawsze przynosiły zadowalające efekty. Inaczej było z Patrykiem, który wciąż czekał, że wydarzy się coś “naprawdę” ważnego, coś co będzie związane tylko z nim, z jego misją. Był szczęśliwy i bezpieczny, ale przecież wyruszył z ubogiego domu i zniósł już tak wiele trudów, bo święcie wierzył, że podobnie jak ojciec i dziadek znajdzie “skarb” [65]. “Jeżeli daje się wszystko, wszystko się otrzymuje” – o tym był przekonany. W momencie kiedy cała jego nadzieja i cała rozpacz miały okazać się czymś daremnym, spotkał ludzi, którzy okazali mu życzliwość. Zaufał im i pokochał ich. Miał wraz z nimi brać udział w niebezpiecznej wyprawie. Ale dla niego, jak dotąd, nic się nie działo.- Dorośli przyjaciele szóstym zmysłem wyczuwali tę rozterkę, choć według nich wszędzie tam gdzie był Patryk, od razu działo się za wiele. Mieli wobec chłopca coś w rodzaju poczucia winy, zwłaszcza Smuga, od dawna bardzo już do niego przywiązany, i kapitan Nowicki, który od razu polubił małego “urwisa”. Obaj wybierali się właśnie, w ramach kolejnej wyprawy po informacje, do najstarszej dzielnicy Kairu, zamieszkanej w większości przez Koptów, nielicznych w Egipcie chrześcijan, którzy wywodzili się w prostej linii od starożytnych Egipcjan [66]. Postanowili zatem zabrać ze sobą Patryka i na ile to możliwe, uatrakcyjnić mu tę wycieczkę.
Udali się najpierw do centrum Kairu, skąd przejechali elektrycznym tramwajem aż do końcowego przystanku. Tutaj natychmiast zostali otoczeni przez poganiaczy osłów, polecających swoje usługi. Każdy zachwalał jak mógł swe stworzenie. Czasem łamaną angielszczyzną, po francusku lub włosku, najczęściej jednak po arabsku, a więc… gestami:
– Najpiękniejszy osioł Kairu – wołał jeden z hammarów [67].
– Moja zwierza szybko, szybko! – krzyczał drugi, wskazując swego osiołka.
– Jechać ostrożnie i powoli ze mną – zachwalał inny.
– Bezpieczny osiołek, bezpieczny osiołek – natrętnie powtarzał któryś.
Pozostali tłoczyli się, przepychali, gestykulując i zapraszając gestami. Przestraszony Patryk chwycił za rękę potężnego Nowickiego i wtulił się w niego. Nad chaosem zapanował Smuga, podnosząc nagle głos. Kilka arabskich, ostrych słów uspokoiło tłum.
– Patryku! Na którym osiołku chcesz jechać?
Zza bezpiecznej osłony ramion Nowickiego chłopiec już od dość dawna przyglądał się niewiele od siebie starszemu poganiaczowi, który nie mógł dostać się nawet w pobliże podróżników, i wskazał na niego. No wieki i Smuga wybrali zwierzęta dla siebie i ruszyli w drogę.
– Masr el-Atika, Abu Serge! [68] – rzucił Smuga.
Osły egipskie, mniejsze od europejskich, były też bardziej od nich posłuszne. Przyzwyczajone do służby człowiekowi od tysięcy lat [69], ciche i potulne, uważano za najwierniejszych chyba przyjaciół człowieka. Spotkać je można było wszędzie, na głównych i małych uliczkach Kairu, w wioskach i miasteczkach… Smuga, Nowicki i mały O’Donell, usadowieni w oryginalnych, wygodnych siodłach, posuwali się naprzód, wymijając podobnych pasażerów. Przeważali wśród nich tubylcy, ale nie brakowało cudzoziemców wszelkich stanów i narodowości. Z szerokich ulic europejskiej części miasta wkraczali powoli w mrowie krętych i wąskich uliczek wschodniej dzielnicy. Jechali wzdłuż rozpadających się domów z suszonej na słońcu cegły, mijali nędzne, brudne lepianki służące za sklepiki. Posuwali się naprzód, torując sobie drogę wśród rozmaitych pojazdów, załadowanych towarami i ludźmi.
Nagle zwierzęta, jakby zmówione, przyspieszyły. Hasłem był przejmujący ryk jednego z nich. Wyszczerzył zęby, niczym w ponurym uśmiechu, i wydał z siebie przerażający głos. Możliwe, że komendę albo hasło wzywające do rywalizacji. Wśród krętych uliczek rozpoczął się szalony wyścig, jakiś przedziwny slalom pośród powozów, wielbłądów, słoni, wozów ciężarowych i ludzi. Za osiołkami biegli poganiacze, nie próbując wcale ich zatrzymać. Każdy chciał, aby jego zwierzę było na czele. Od czasu do czasu rzucali polecenia:
– Owa! Owa! Uważaj! albo: – Warda! Warda! Ostrożnie! Jakimś cudem, ale także dzięki niesłychanej zręczności poganiaczy, uniknęli wplątania nóg w koła pojazdów, zderzenia z innymi podróżnymi czy zdeptania jakiegoś czyściciela butów, handlarza, roznosiciela wody czy też zbieracza bydlęcych odchodów.
Wreszcie na polecenie Smugi poganiacze wstrzymali osły. Dotarli do ruin starego Babilonu. Zatrzymali się. Z zadumą patrzyli przez chwilę na resztki wspaniałych budowli, przysypane ławicami żółtawego piasku. Nowicki otarł pot z czoła i powiedział:
– A to ci dopiero jazda!
– Ależ zawadiacy z tych poganiaczy! – westchnął Smuga. – Nawet przy moich zdolnościach jeździeckich, chyba nie zdołałbym tak umiejętnie kierować zwierzętami w tym tłoku.
– Wujku! – wtrącił Patryk. – To ja! To ja poprosiłem mojego przewodnika, żeby szybciej jechał.
[62] Kufia (albo kafia) – arabskie nakrycie głowy; kwadratowy kawał płótna złożony w pół po przekątnej, zaciśnięty na głowie dwoma krążkami sznura, zwykle z koziej sierści.
[63] Tryktrak – gra przypominająca warcaby.
[64] Babilon – nazwa pochodzi od zbuntowanych niewolników babilońskich, którzy opanowali fortecę i wymusili na władcy Egiptu wprowadzenie pewnego rodzaju samorządu. Później twierdza rzymska, obóz jednego z legionów okupujących Egipt.
[65] Historia O’Donellów opisana jest w powieści
[66] Koptowie – grupa ludności chrześcijańskiej w Egipcie. Uważa się ich za potomków starożytnych Egipcjan. Zarówno w czasie pobytu bohaterów tej powieści, jak i dzisiaj stanowią około 1,5 min ludności kraju. Po podboju Egiptu często prześladowani przez Arabów. W czasie panowania patriarchy Cyryla V (1874-1927) ugruntował się pogląd, że religia należy do Boga, ojczyzna zaś do wszystkich. Najważniejszym dla Koptów miastem jest w Egipcie Asjut.
[67] Hammar (ar.) – poganiacz osła; himer – osioł.
[68] Kościół Abu Sarge (Św. Sergiusza) wzniesiony został przez Koptów w IV wieku nad grotą, w której miała przebywać Św. Rodzina. Św. Sergiusz to męczennik prawdopodobnie z III wieku. Niektórzy utożsamiają go ze św. Jerzym, który wsławił się walką z legendarnym smokiem, a potem poniósł męczeńską śmierć. Według legend obaj (Św. Sergiusz i Św. Jerzy) mieli być oficerami rzymskimi.