Выбрать главу

– Dlatego i palmy należą do tutejszych świętości. Za uszkodzenie czy zniszczenie palmy surowo niegdyś karano – dorzucił młody Wilmowski.

– A daktyle świeże, suszone, marynowane, przyrządzane na rozmaite sposoby, są jedną z podstaw tutejszego pożywienia.

– Cała dolina Nilu upstrzona jest tymi palmami.

– O delcie rzeki mówi się też, że ma kształt odwróconej piramidy, której stożkiem jest Kair, a podstawą Damietta i Rozetta [104].

– Całe życie tutejszych mieszkańców skupia się w zasadzie w dolinie i delcie Nilu. Jak się nad tym zastanowić, zaczyna się wierzyć Herodotowi, że Egipt jest darem Nilu…

Tomek, zanim jeszcze dokończył to zdanie, spostrzegł, że wracają Abdullah i Nowicki. Opowiedzieli przebieg swojej “wizyty” w angielskich koszarach. Tomek, aczkolwiek flegmatycznie, okazał niezadowolenie, że jeńcy po drodze uciekli, ale kiedy zostali sami powiedział do swego “lokaja”:

– Chyba miałeś rację, Tadku. To byli bardzo biedni ludzie. Może spotka ich jeszcze coś dobrego w życiu.

Nie wiedział, że stanie się akurat odwrotnie…

Informacja o napadzie na Europejczyków wywołała, według Nowickiego, swego rodzaju sensację. Angielski oficer stwierdził, że od czasów Muhammada Alego napady na Europejczyków praktycznie się nie zdarzają. Karano za to surowo i kary były egzekwowane. Do dziś straszą gdzieniegdzie zgliszcza spalonych wiosek.

*

Liczne osady i żyzne wybrzeże już niebawem miały ustąpić miejsca pustyni. W czasie postojów podróżnicy często robili krótkie wypady, podczas których przekonali się, iż pustynia nie składa się jedynie z piasku, lecz przede wszystkim z twardego, żwirowego podłoża. Na brzegu palmowego gaiku ujrzeli kiedyś dwa szakale. Nad oazami krążyły stada ptaków: gęsi, kaczek, nurów. Tomek od czasu do czasu polował, by urozmaicić posiłki. Na dźwięk strzału oaza ożywała. Wrzask, świst, krzyk podrywającego się ptactwa trwał przez chwilę. Ptaki krążyły, łopotały skrzydłami, zawracały, wreszcie siadały z powrotem, a Dingo aportował upolowane sztuki. Sally wypatrywała ibisa czczonego, niestety, wciąż na próżno.

Podróż, od czasu kiedy w tak dramatycznych okolicznościach, pozbyli się uciążliwych współtowarzyszy, stała się o wiele przyjemniejsza. Podróżni coraz bardziej zżywali się z załogą, a w odniesieniu do Nowickiego i Patryka można by mówić wręcz o przyjaźni. Marynarz niemal nie rozstawał się z reisem. Żałował jedynie, że ten, jako gorliwy mahometanin, nie podziela jego ciepłego stosunku do rumu jamajki, ale i to nie przeszkodziło im prześpiewać jednej nocy aż do rana.

Po dwunastu dniach dobili do Asjut, stolicy Górnego Egiptu, głównego ośrodka koptyjskiego. Tam uzupełnili zapasy żywności. W cztery dni po wizycie w Asjut minęli miejscowość Kina, zwaną w starożytności Cenopolis, leżącą na szlaku karawan idących do Mekki. O cztery dni pustynnej drogi na zachód, nad Morzem Czerwonym, położony był port Al-Kusajr, gdzie pielgrzymi wsiadali na statki. W połowie kwietnia dotarli wreszcie do Luksoru. Pustynia miejscami sięgała tu już samego Nilu, a łańcuch Gór Libijskich zdawał się być w zasięgu ręki. Wzdłuż brzegu ciągnęły się monotonnie ogrody oraz zasiane trawą i bawełną pola, uzbrojone w urządzenia do nawadniania. Krajobraz urozmaicały długie szeregi palm tybetańskich, zwanych dum.

Sally była urzeczona. Marzyła o tej chwili od lat. Patrzyła z zachwytem na szczątki kamiennego wybrzeża, pamiętającego czasy faraonów. W wyobraźni widziała pełne ludzi, żyjące, bogate miasto. Wydawało się jej, że już za chwilę zobaczy lektykę dostojnika, rydwany wojowników albo Charona przewożącego z Karnaku i Luksoru do Teb Zachodnich zmarłą osobistość… Śniła na jawie, nie słysząc że Tomek powtarza już po raz trzeci.

– Sally, kochanie, jesteśmy na miejscu!

Tak, czuła to! Byli na miejscu. Tym miejscu, które powoli odsłaniało tajemnice sprzed tysięcy lat.

Chwile grozy

Wilmowscy postanowili używać w Luksorze panieńskiego nazwiska Sally. Lord Allan z małżonką i siostrzeńcem oraz towarzyszący im lokaj zamieszkali w apartamencie na jednym z wyższych pięter hotelu “Winter Pałace”. Z tarasu apartamentu mogli oglądać ponury pejzaż ruin Karnaku, rozległy fragment Nilu i piętrzące się na zachodnim brzegu skalne urwiska. Sally nie pozwoliła im ochłonąć po trudach przebytej drogi. Najpierw nalegała na spacer wśród starożytnych ruin Karnaku, co zajęło im dobrych kilka godzin. Teraz, po półgodzinnym wykładzie z historii Teb, gdy wymieniła już wszystkie panujące dynastie i co ciekawszych faraonów, “powędrowała” do nekropolii na zachodnim brzegu [105] i rozpoczęła opowieść o odkryciu poszczególnych grobowców. Jak zwykle nie wytrzymał Nowicki.

– Sikorko, daj odetchnąć! Mam już dosyć tych trumiennych historii. Znów od samego początku karmisz nas mumiami… Na razie pobędziemy w mieście żywych, umarlakami zajmiemy się potem.

– Myślę, że za parę dni dołączą do nas ojciec ze Smugą – wszedł w rozmowę Tomasz, by zmienić nużący dla nich temat.

– Tymczasem nie siedźmy z założonymi rękami, wdychając ten przeklęty, suchy pustynny pył – westchnął Nowicki.

Rzeczywiście, wiał chamsin [106], południowo-wschodni wiatr pustynny. Jak zawsze niósł ze sobą tumany piasku, kurzu, suchej mgły. Nazywany przez Arabów trującym, zazwyczaj wiał niemal bez przerwy przez pięćdziesiąt dni. Była to zaiste “przeklęta pora”, powodująca napięcia także między ludźmi. Przejmujące wycie nie wpływało bowiem kojąco na nerwy. Niemal wszyscy stawali się nerwowi i skorzy do sporów. Sally nie zorientowała się w nastrojach towarzyszy i wystąpiła z propozycją, która nie mogła być, po Kairze, entuzjastycznie przyjęta.

– Możemy przecież zwiedzać tutejsze zabytki.

– Ech, ta znowu swoje… Tylko te kamienie ci w głowie. Mam już od nich łepetynę pełną zamętu. Nic, tylko zwiedzaj i zwiedzaj! – zirytował się Nowicki.

– Wypada nam jednak zobaczyć to i owo – łagodził Tomasz.

– To sobie zwiedzajcie! Ja wolałbym nieco powęszyć – zaznaczył Nowicki.

– Jedno nie przeszkadza drugiemu – mitygowała Sally. – Proponuję zobaczyć jeszcze dziś świątynię w Luksorze.

– Po cóż tam iść. Przecież widać – Nowicki gestem wskazał pobliskie ruiny i niespodziewanie począł parodiować styl przewodników oprowadzających wycieczki.

– Jesteśmy na dziedzińcu, oto wschodni portyk. Stąd mamy widok na kolumnadę, a kolumny stoją jak na paradę… To są reliefy, ten posąg z wieku przed wiekami, a tamten jeszcze wcześniejszy. Te kolumienki są papirusowe, bo rozłożyste jak liście, a tamte, proszę państwa, zamknięte, mają kształt kwiatu lotosu, a to tutaj to jest brr… pyton, nie, pylon. Przez westybul przechodzimy do sali hypostylowej. Patrzmy na ściany. Co widzimy, proszę szanownych państwa? To sceny prowadzenia jeńców, a to zarzynanie wołów [107]… – młodzi Wilmowscy byli zdumieni zarówo nagle ujawnionym rozdrażnieniem starego druha, jak i jego talentem do zapamiętywania trudnych terminów.

– Niech się zamienię w sardynkę zamkniętą w blaszanej puszce, jeśli wkrótce nie stanę się znawcą sztuki egipskiej – marynarz odetchnął głęboko. – Co masz jeszcze w zanadrzu, sikorko? Wyciągaj, bo niecierpliwie czekam. Czy tylko ta świątynia w Luksorze tak cię absorbuje? Wolałbym już, do stu funtów hawajskiego tytoniu, jechać i popatrzeć na tych umarlaków naprzeciw.

вернуться

[104] Damietta i Rozetta – prawe i lewe ujście Nilu do Morza Śródziemnego.

вернуться

[105] Miasto żywych – administracyjne centrum państwa i kultu, w przeciwieństwie do położonego na zachodnim brzegu Nilu – Miasta Umarłych, które już od czasów IX i X dynastii stało się nekropolią.

вернуться

[106] Chamsin (samum) – gorący, południowo-wschodni, porywisty wiatr pustynny, wiejący z przerwami przez 50 dni.

вернуться

[107] Portyk czy pylon to monumentalna budowla przed wejściem np. do świątyni. Westybul – przedsionek. Hypostyl – sala o wielu kolumnach. Reliefy – płaskorzeźby.