Siedzący obok mężczyzna drgnął i pochylił się w ich kierunku, jakby nadsłuchując. Nowicki tymczasem ciągnął dalej:
– Ten przeklęty piach chrzęści wszędzie, nawet w zębach. Czyż nigdy, do stu tysięcy zdechłych wielorybów, nie przestanie wiać? Mam dość.
– Dość!? Czyżby takiego potężnego mężczyznę, na dodatek Polaka, tak łatwo miał zmóc niewielki wicherek? – przerwał mu sąsiad najczystszą polszczyzną.
– Niech mnie kule biją! – wykrzyknął Nowicki. – Rodak!
– Cóż, bywa! Pozwolicie, panowie, Piotr Bieńkowski [110].
– Tomasz Wilmowski i Tadeusz Nowicki – przedstawili się, mile zaskoczeni.
– Czyżby panowie incognito chcieli wrócić do ojczyzny? A może to nowa inwazja islamu? – pytał żartobliwie nowy znajomy. – Czy też chcecie panowie podkreślić przez te stroje wdzięczność, jaką nasi rodacy żywią dla życzliwej nam Turcji? – dowcipkował dalej.
– Proszę, niech pan usiądzie z nami – zaprosił Tomasz. – Co za spotkanie!
Bieńkowski, profesor Akademii Umiejętności w Krakowie, brał udział w austriackiej wyprawie archeologicznej, prowadzącej swe badania w Górnym Egipcie, około dwudziestu kilometrów na północ od pierwszej katarakty Nilu, w miejscowości El-Kubanija. Właśnie zakończyła ona swe prace i Polak wybrał się, by raz jeszcze zwiedzieć fascynujące go zabytki. Żywo zainteresowani sobą nawzajem rozmawiali już prawie godzinę.
– Egipt to kopalnia dla historyków, zwłaszcza archeologów – mówił właśnie Bieńkowski. – Kopalnia bardzo głęboka. Na najniższych piętrach faraonowie, wyżej Egipt grecko-rzymski, zmieszany z chrześcijaństwem, tuż pod powierzchnią arabski. Historia tego kraju jest bogata.
– Bogata również w grabieżców – Tomek spróbował skierować rozmowę na ważny dla nich wątek.
– Hm… To prawda… Do dziś każdy chce coś uszczknąć dla siebie – zgodził się Bieńkowski. – Sprzyja to kupcom i… złodziejom.
– Czy ktoś z tym walczy?
– Nie znam dokładnie spraw czysto kryminalnych, ale słyszałem to i owo…
– Może nam pan opowiedzieć coś budującego? – ujmująco poprosił Tomek.
– Proszę bardzo. To jedna z bardziej znanych w naszych kręgach opowieści. Rzecz działa się dokładnie przed trzydziestu laty. Profesor Gaston Maspero [111], dyrektor Muzeum Egipskiego w Kairze dowiedział się, że jakiś Arab handluje cennymi dokumentami i zabytkami z Doliny Królów. Miejscowa policja okazała się bezradna. Maspero zlecił więc sprawę swemu asystentowi Emilowi Brugschowi. Ten udał się do Luksoru, gdzie rozpowiedział, że skupuje różne antyczne przedmioty.
Znoszono mu więc to i owo. Okazał się znawcą nie lada, więc nie dał się oszukiwać. Wreszcie trafił na ślad. Sprzedano mu posążek z grobowca, który od dawna stał pusty.
– No i chwycił byka za rogi – wtrącił Nowicki.
– Tak, uczepił się tego śladu i natychmiast oznajmił, że poszukuje innych, podobnych przedmiotów. Po paru godzinach zjawił się u niego wysoki, barczysty, brodaty Arab, proponując sprzedaż na większą skalę. Był to Abd el-Rasul ze wsi El-Kurna.
Nowicki i Tomek błyskawicznie wymienili spojrzenia. I ich ślad prowadził do tej wioski. Słuchali uważniej.
– Prywatny detektyw kazał aresztować Araba – kontynuował tymczasem Bieńkowski.
– I co, czy się przyznał? – spytał Nowicki.
– Gdzie tam… To był twardy człowiek. Milczał nawet, gdy ćwiczono mu stopy rózgami. Cała zaś wieś murem świadczyła o jego uczciwości.
– A to pech – westchnął Nowicki.
– Najdziwniejsze jednak miało dopiero nastąpić. Po kilku dniach Abd el-Rasul przybył na policję i przyznał się do wszystkiego.
– Ów Arab? Czyżby ruszyło go sumienie? – spytał Tomek.
– Gdyby tak było… Ale niestety… Chodziło o rozgrywki wewnątrz szajki. Rasul po powrocie z więzienia, zażądał dla siebie połowy zysku z handlu za milczenie.
– No i nie doszli do zgody – roześmiał się Nowicki.
– Tak! Doszło do kłótnii, nawet bójki i rozżalony Rasul zgłosił się na policję.
– Tak, tak, pieniądze potrafią wiele zniszczyć – westchnął Tomek.
– Tym razem pomogły sprawiedliwości – rzekł Bieńkowski. – Dzięki tej aferze doszło do jednego z najcenniejszych odkryć w dziejach Doliny Królów.
– Pewnie mumii, które okradali ludzie Abd el-Rasula – domyślał się Nowicki.
– Otóż to! I to bardzo cennych mumii! – potwierdził polski archeolog.
– Czyżby byli tam sami faraonowie? – spytał Tomek.
– Prawie – znów potwierdził Bieńkowski. – Otóż, dawno, dawno temu, gdy kradzieże stały się taką plagą, że nawet strażnicy i kapłani brali w nich udział, jeden z faraonów wydał nakaz przeniesienią mumii wszystkich swych poprzedników do jednego, wspólnego grobowca.
– To ci dopiero był pogrzeb! – wykrzyknął Nowicki.
– Pewnej nocy, zebrani potajemnie kapłani w makabrycznej procesji przenieśli zwłoki wąską górską ścieżką i pochowali w zbiorowej krypcie.
– Cóż za niesamowity musiał być nastrój tego pogrzebu – rzekł Tomek, a Nowicki spytał:
– I co, tego grobowca nie okradziono?
– Nie! Uczynił to dopiero bohater naszej opowieści. Znalazł wejście, spuścił się po linie do otwartego, pionowego szybu i znalazł trzydzieści siedem trumien faraonów, ich żon i księżniczek. Potem, spokojnie sprzedawano to i owo aż do opowiedzianego przeze mnie wydarzenia.
– To ci dopiero sensacja! – rzekł Nowicki.
– Jeszcze jaka! Poruszyła cały Egipt. Gdy mumie płynęły Nilem do kairskiego muzeum, ludzie wychodzili na brzeg i zachowywali się jak na pogrzebie kogoś bliskiego. Mężczyźni strzelali w powietrze, kobiety zawodziły, lamentowały, płakały…
– Niesamowite to wszystko! – powiedział Tomek.
– Niesamowite! – powtórzył zadumany Nowicki.
Bieńkowski obiecał oczywiście, że pokaże im najważniejsze zabytki Miasta Umarłych. Co najdziwniejsze Nowickiemu nawet nie śniło się protestować. Umówiwszy się z nim, wrócili do hotelu.
*
Sally czułaby się pewniej, gdyby poczekali z wszelkim działaniem na przyjazd Smugi.
– Przeprawmy się na drugą stronę i przyjrzyjmy tej wsi, El-Kurna – kusił jednak Nowicki.
– Przy okazji coś przecież zwiedzimy – poparł go Tomek.
– Tym bardziej że będziemy mieć przewodnika – gorączkował się Nowicki nagle pełen zapału do zwiedzania.
– Przewodnika? – Sally była naprawdę zdziwiona. Opowiedzieli jej o spotkaniu z rodakiem.
– Skoro umówiliście się z nim – ustąpiła Sally – trzeba jechać… Zostawiwszy w recepcji informację dla Smugi, wynajęli dwóch arabskich służących, w tym tabbacha, czyli kucharza, i przeprawili się promem na lewy brzeg Nilu, który w tym miejscu miał szerokość Wisły w Warszawie. Woda rzeki okazała się mętna i mulista. Tabbach, znający nieco angielski, proponował podróżnym, by jej spróbowali:
– Kto napije, nigdy nie zapomni smak i powróci… – powiedział.
– Spróbuj, sikorko – rzekł Nowicki do Sally. – To ty tak bardzo pragniesz poznać Egipt. Posmakuj go!
– I bez tego wrócę. Najchętniej z tobą, Tadku – w Sally odezwał się buntowniczy duch.
– Mnie tu nawet za cenę żywej mumii już nic i nikt nie przyciągnie – mówiąc to, marynarz splunął do wody. – Nawet w ślinie chrzęści piasek.
Rozbili namioty w cieniu drzew, w pobliżu Kolosów Memnona [112]. Miejsce nadawało się do tego idealnie, tak ze względu na swe położenie, umożliwiające wypady we wszystkich kierunkach, jak i ze względu na bliskość przystani. Sally twierdziła nadto, że to jedno z najbardziej romantycznych miejsc w okolicy.
[110] Bieńkowski Piotr (1865-1925) – archeolog, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, inicjator i kierownik pierwszej w Polsce Katedry Archeologii Klasycznej. W latach 1910-1913 brał udział w pracach wykopaliskowych austriackiej ekipy archeologicznej. W kwietniu 1911 r. Bieńkowski mógł przebywać na terenie Doliny Królów, ze względu na przerwę w pracach swej wyprawy. W późniejszych wyjazdach do Egiptu towarzyszyli mu inni Polacy: Karol Hadaczek (1873-1914), profesor Uniwersytetu Lwowskiego oraz Tadeusz Wałek.