Выбрать главу

– Przypomina mi to Tatry wczesną wiosną albo późną jesienią – powiedział Nowicki. – Tylko tamte turnie miały inny kolor, były szare, granatowe, czarne, gdzieniegdzie pokryte śniegiem, tak jak te żółtym piaskiem… Byłem dzieckiem, kiedy wywieźli mnie w górzyska i odtąd już ich nie lubię…

Ponury dość nastrój harmonizujący z wyglądem przyrody pogłębiały jeszcze chłód i szarość cienia, wypełniająca cały, wąski wąwóz, którego dolne partie nigdy nie widziały słońca.

Droga prowadziła prosto, potem z lekka wznosiła się. Za jednym z ostrych zakrętów strome zbocze prowadziło do Deir el-Medina [114]. Miejscami trzeba było schodzić z osiołków, by je bezpiecznie przeprowadzić. Zakładano im wtedy na oczy specjalne zasłony, by przestraszone zwierzęta nie stoczyły się w przepaść.

– W czasach faraonów była to być może osada pracujących przy wykuwaniu i ozdabianiu grobowców rzemieślników i robotników [115]. Później osiedli tu mnisi koptyjscy, stąd nazwa kotlinki – objaśniał Bieńkowski.

Z Deir el-Medina łagodne przejście prowadziło do Deir el-Bahari.

– Tu właśnie mieści się kryjówka, w której złożono mumie faraonów Nowego Państwa, wskazana władzom przez Rasula dokładnie 30 lat temu. Jeszcze kilometr i ujrzymy świątynię Hatszepsut [116] – mówił dalej.

Wyszli niemal wprost na nią.

– To fascynujące! – zawołała Sally.

– Niczego piękniejszego nie ujrzycie chyba w Egipcie – bardzo cicho powiedział Bieńkowski. – Zerwano tu z kanonami sztuki wymyślonej przez ludzi, by naśladować przyrodę.

Rzeczywiście, świątynia tuliła się do ogromnej, wznoszącej się nad nią na ponad sto metrów skały.

– Skalna ściana robi wrażenie dobudowanej do świątyni – z podziwem powiedział Tomek.

Stali długo, wpatrzeni w trzyschodkowe, poziome tarasy wspaniałej budowli. Każdy z nich zakończony był krużgankiem wspartym na kolumnadzie.

– Nie wszystko jeszcze odkopano. Prace tutaj trwać będą wiele, wiele lat – opowiadał Bieńkowski. – Niegdyś tarasy były zielone, utworzono bowiem z nich kolorowe, kwietne ogrody, rosły bujnie drzewa… Możliwe, że między innymi dlatego nazywano świątynię “najwspanialszą z najwspanialszych”.

– Ileż to wszystko musiało kosztować – westchnęła Sally.

– Nawet bez zieleni świątynia wygląda imponująco – przyznał Nowicki. – Niczym potężny okręt z równie potężnym żaglem.

– Tobie wciąż tylko morze w głowie – pokiwał głową Tomek.

– Przecież to dobre porównanie – Sally wzięła w obronę kapitana. – Chociaż świątynia bardziej harmonizuje z przyrodą niż okręt, który na morzu wygląda jak intruz.

Nowicki nic nie powiedział, ale znać było po jego minie, że z oceną Sally wcale się nie zgadza.

Wkrótce zatrzymali się na nocleg. Następnego dnia znowu wsiedli na osiołki i wyruszyli w stronę Doliny Królów. Jechali najpierw wzdłuż Nilu, by skręcić na północny zachód, na drogę omijającą dżebel [117] z Deir el-Bahari. Z obu stron piętrzyły się coraz wyższe, poszarpane, górskie granie, przechodzące niżej w piaszczyste stoki, poprzetykane gdzieniegdzie wyschniętą, szarą, krzaczastą gęstwiną. Miejscami wąwóz przechodził w cieniste rozpadliny, których przyjemny chłód zderzał się z żarem powietrza. Po dwu godzinach męczącej podróży w upale i kurzu, podczas której nie spotkali nikogo, ponieważ zamieszkane były jedynie niektóre groty u stóp gór, dotarli do miejsca, gdzie wąska droga przechodziła w szeroką kotlinę.

– Doświadczenie wieków nauczyło faraonów, że widoczne z daleka piramidy nie stanowią dobrego zabezpieczenia dla zwłok. Obmyślili nowy system chowania zmarłych – wyjaśniał Bieńkowski. – W górzystej, poprzecinanej wąwozami dolinie, w rozmaitych jej zakamarkach wykuwano w wapiennej skale stromy, niemal dwudziestometrowy korytarz, wiodący do ukrytych pod ziemią komnat [118]. W jednej z nich mieścił się skarbiec, w kilku innych bogate wyposażenie zmarłego, najniżej umieszczano sarkofag z mumią i urny z wnętrznościami królów. Po pogrzebie wejście do grobowca dokładnie zasypywano.

– Ale i te grobowce mimo zabezpieczeń, nie uchroniły się przed grabieżą – powiedziała Sally.

– Owszem – potwierdził Bieńkowski. – Chociaż budowano je w sporej odległości od zamieszkanych terenów, pod najwyższym w okolicy szczytem, zwanym przez Arabów El-Karn, czyli Róg, a przez starożytnych Egipcjan Świętą Górą lub Szczytem Zachodu.

Zmierzając w kierunku góry, zatrzymali się, by obejrzeć prowadzone właśnie w Dolinie Królów prace wykopaliskowe. Oglądane z daleka nie wydawały się czymś ciekawym. Ot, po prostu grupa Arabów, która pod nadzorem Europejczyka w korkowym hełmie wydobywa koszami ziemię i wysypuje ją do większych skrzynek lub wprost na ręcznie pchane, ustawione na prowizorycznych szynach wagoniki. I rytmizujący tę nużącą pracę monotonny, chóralny śpiew.

Nikt nie miał jakoś ochoty przyglądać się temu dłużej. Może poza Nowickim, którego wzrok przyciągnęło coś w sylwetce nadzorcy, niezbyt dokładnie stąd widocznej, a jednak dziwnie znajomej. Ale zbliżały się już najgorętsze godziny dnia, więc i on uległ ogólnemu roztargnieniu. Tym bardziej, że wszystkich wkrótce całkowicie zaabsorbował spór o drogę powrotną: czy ma to być wygodna droga północna, jak proponował Bieńkowski, czy wąska górska ścieżka prowadząca do Deir el-Bahari. A tego bardzo pragnęła Sally, zwłaszcza że Bieńkowski określił to górskie przejście jako bardzo atrakcyjne widokowo.

Nie mogli zatem wiedzieć, że ich obecność została dostrzeżona i była pilnie obserwowana odkąd tylko wjechali w Dolinę. Ruchliwy nadzorca, który tak szybko zniknął im z oczu wszedłszy między robotników, porozmawiał przez chwilę z jednym z nich i to z zadziwiającym skutkiem. Robotnik porzucił bowiem swoje zajęcie, dosiadł osła i w pośpiechu odjechał z rejonu wykopalisk. W pobliżu nie było już jednak nikogo, kogo ów nagły odjazd mógłby zastanowić.

Niewielka, nie tak dawno przyglądająca się wykopaliskom kawalkada, przeczekawszy upał w cieniu skał, rozdzieliła się na dwie grupy, z których każda wybrała inną powrotną drogę. Bieńkowski z osłami i poganiaczami poszedł północną. Sally z Tomkiem i nie do końca przekonanym Nowickim, jak zawsze podejrzliwym wobec wszelkich górskich wypraw – górską ścieżką.

вернуться

[114] Deir el-Medina, czyli Klasztor Południowy.

вернуться

[115] Stwierdzono to z pewnością dopiero w 1948 r.

вернуться

[116] Hatszepsut (1504-1482 p.n.e.). Obok jej świątyni znajdują się dwie inne: Mentuho-tepa I (XI dynastia) i Tutmesa III (XVIII dynastia). Tę ostatnią odsłoniła w latach 1961-1965 Polska Misja Archeologiczna kierowana przez profesora Kazimierza Michałowskiego, pracująca przy rekonstrukcji świątyni Hatszepsut.

вернуться

[117] Dżebel (ar.) – łańcuch górski.

вернуться

[118] Pierwszym faraonem pochowanym w ten sposób w Dolinie Królów był Tutmes I (1545-1515).